Do cudownego świata. Przed nimi były metalowe schody prowadzące do niebieskich drzwi.
Aleksiej zatrzymał się.
– O co chodzi? – spytała Nadia.
– Nie chcę tutaj wchodzić.
– Ale musisz.
– Przecież tam mieszkają ludzie.
– Aleksiej nie utrudniaj wszystkiego. – Nadia mocniej chwyciła rękę chłopca. – Tam właśnie musimy wejść.
– Dlaczego?
Nadia zdała sobie sprawę, że tutaj musiała zastosować inną taktykę. Przykucnęła i spojrzała chłopcu w oczy. Mocno ujęła jego ramię.
– Czy chcesz wszystko zepsuć? Czy chcesz, żeby się na ciebie pogniewała? Ona spodziewa się zobaczyć małego posłusznego chłopca, a teraz jesteś bardzo niegrzeczny.
Jego wargi drżały. Starał się nie płakać, ponieważ wiedział, jak bardzo dorośli nie lubili, kiedy dzieci płakały. Łzy jednak same płynęły mu z oczu. Przez niego wszystko miało się nie udać. Tak, jak powiedziała Nadia. Zawsze wszystko psuł.
– Jeszcze nic nie jest ustalone – powiedziała Nadia. – Ona może jeszcze wybrać innego chłopca. Czy chciałbyś tego?
Aleksiej szlochał.
– Nie.
– Dlaczego więc nie starasz się porządnie zachowywać?
– Boję się tych ludzi od przepiórek.
– Co takiego? Jesteś śmieszny. Nie zdziwiłabym się, gdyby nikt nigdy nie chciał ciebie zabrać. – Wyprostowała się i znowu chwyciła go za rękę. – Chodź!
Aleksiej spojrzał na niebieskie drzwi.
– Możesz mnie tam zanieść – wyszeptał.
– Jesteś za duży. Za ciężki dla mnie.
– Proszę, zanieś mnie.
– Musisz iść na własnych nogach, Aleksiej. Pospiesz się, bo inaczej spóźnimy się. – Otoczyła go ramieniem. Zaczął iść tylko dlatego, że ona szła obok, przytulając go do siebie. Podobnie jak on przytulał Szu-Szu. Tak długo jak wszyscy troje trzymali się razem, nic nie mogło im się przytrafić. Nadia zapukała do niebieskich drzwi. Otworzyły się.
Jakow słyszał, jak wchodzili po schodach. Aleksiej szlochał. Nadia usiłowała go pocieszyć. Jakow podczołgał się do otworu w skrzyni i ostrożnie spojrzał w górę. Właśnie podchodzili do niebieskich drzwi. Chwilę później za nimi zniknęli.
Dlaczego Aleksiej wchodzi tam, a nie ja? – pomyślał i wygramolił się ze skrzyni, po czym wszedł po schodach prowadzących do niebieskich drzwi. Spróbował je otworzyć ale, jak zawsze, były zamknięte. Zrezygnowany wrócił do swojej skrzyni. Stała się teraz całkiem wygodną kryjówką. W ciągu ostatniego tygodnia przyciągnął tutaj koc, latarkę i kilka czasopism ze zdjęciami nagich kobiet. Podciągnął też Kubiszewowi zapalniczkę i paczkę papierosów. Od czasu do czasu wypalał jednego, ale było ich tak niewiele, że starał się je oszczędzać, aby starczyły na dłużej. Raz niechcący podpalił trociny. To było bardzo podniecające. Zazwyczaj jednak wystarczało mu to, że papierosy leżały w paczce obok niego. Lubił je trzymać, po raz setny czytać w świetle latarki napisy na paczce. Właśnie to robił, kiedy na schodach usłyszał Aleksieja i Nadię.
Postanowił zaczekać, aż wyjdą zza tamtych drzwi. Długo to trwało. Co oni tam robili?
Jakow odrzucił papierosa. To było niesprawiedliwe. Obejrzał kilka zdjęć z czasopisma. Poćwiczył włączanie i wyłączanie latarki. Potem zachciało mu się spać. Skulił się pod kocem i zapadł w sen.
Jakiś czas później obudziło go dudnienie. Na początku myślał, że coś się stało z silnikami statku, ale dźwięk stawał się coraz głośniejszy i dochodził nie z maszynowni tylko z pokładu. Uświadomił sobie, że to był odgłos helikoptera.
Gregor zamocował zamknięcie plastikowej torebki, którą umieścił w pojemniku z lodem. Podał go Nadii.
– Weź to.
Wydawało mu się, że go nie usłyszała. Kiedy jednak spojrzał na jej twarz, zauważył, że jest przeraźliwie blada. Ta suka ma już dość, pomyślał;
– Trzeba więcej lodu. No dalej! Zajmij się tym! – Pchnął pojemnik w jej stronę. Odskoczyła przerażona. Potem oddychając ciężko, przeniosła pojemnik przez pokój i postawiła go na blacie. Zaczęła zgarniać do niego lód. Gregor zauważył, że jej nogi drżały lekko. Pierwszy raz powodował zawsze szok. Nawet on za pierwszym razem miał mdłości. Wiedział, że z czasem Nadia przyzwyczai się.
Odwrócił się do stołu operacyjnego. Anestezjolog już zapiął pokrowiec i teraz zbierał zakrwawione prześcieradła. Chirurg nawet się nie ruszył, żeby mu pomóc. Ciężko oparł się o blat, tak jakby próbował złapać oddech. Gregor patrzył na niego z obrzydzeniem. Było coś szczególnie wstrętnego w tym, że lekarz potrafił się aż tak utuczyć. Chirurg nie wyglądał tej nocy zbyt dobrze. Sapał przez cały czas, a jego ręce zdawały się drżeć bardziej niż zazwyczaj.
– Boli mnie głowa – jęknął grubas.
– Za dużo wypiłeś. Pewnie zafundowałeś sobie niezłego kaca. – Gregor podszedł do stołu i chwycił jeden z końców zapiętego pokrowca i razem z anestezjologiem zsunął go na wózek. Potem podniósł stertę brudnych ubrań i również rzucił je na wózek. Mało brakowało, a zapomniałby o wypchanym psie. Leżał na podłodze. Poprzecierany materiał przesiąknięty był krwią. Gregor rzucił go na górę tych wszystkich brudów i z anestezjologiem popchnęli wózek do zsypu na odpady. Otworzyli pokrywę i wrzucili do szybu pokrowiec, ubrania i wypchanego psa.
Chirurg jęczał.
– Ten koszmarny ból rozsadza mi czaszkę…
Gregor nie zwracał na niego uwagi. Ściągnął gumowe rękawiczki i podszedł do zlewu, żeby umyć ręce. Nigdy nie wiadomo, co można złapać przy przerzucaniu takich brudnych szmat. Na przykład wszy. Szorował ręce tak dokładnie, jak lekarz, który ma za chwilę zacząć operację. W pokoju rozległ się nagły łomot połączony z brzękiem rozsypujących się instrumentów chirurgicznych. Gregor odwrócił się. Chirurg leżał na podłodze. Jego twarz przybrała czerwony kolor, nogi i ręce drżały jak u marionetki, nad którą nie można zapanować. Przestraszona Nadia i anestezjolog stali jak sparaliżowani.
– Co z nim? – spytał Gregor.
– Nie wiem! – odpowiedział anestezjolog.
– Zrób coś z tym!
Anestezjolog ukląkł przy trzęsącym się mężczyźnie i bezskutecznie starał się go ocucić. Rozluźnił wiązanie fartucha, założył maskę tlenową na jego twarz. Konwulsje stały się teraz bardziej gwałtowne, ramiona uderzały w podłogę jak skrzydła gęsi.
– Przytrzymaj maskę! – zakomenderował anestezjolog. – Muszę zrobić mu zastrzyk!
Gregor ukląkł przy głowie chirurga i ujął maskę. Twarz chirurga wydała mu się odrażająca, nalana i tłusta. Ślina wyciekała mu z ust i wkrótce maska tlenowa cała była od niej śliska. Skóra grubasa zaczynała przybierać sinawy odcień. Patrząc na niego, Gregor wiedział, że ich wysiłki były daremne. Kilka chwil później mężczyzna już nie żył.
Wszyscy dość długo stali, bezradnie patrząc na jego ciało. Wydawało się, że było teraz jeszcze bardziej spuchnięte i groteskowe. Żołądek był rozdęty do granic możliwości. Tłuste fałdy na twarzy rozlały się jak galaretowata masa.
– I co teraz, kurwa, mamy robić? – zapytał anestezjolog.
– Musimy znaleźć innego chirurga – powiedział Gregor po prostu.
– Przecież nie znajdziemy żadnego na morzu. Będziemy musieli zawinąć do portu wcześniej, niż to było planowane.
– Albo transportować żywy towar… – Gregor nagle spojrzał w górę. Anestezjolog i Nadia zrobili to samo. Wszyscy usłyszeli rytmiczny huk śmigła helikoptera. Gregor przeniósł wzrok na pojemnik z lodem. – Jest gotowy?
– Nałożyłam do środka lodu – powiedziała Nadia.
Читать дальше