Nina dopiero wiele godzin później otworzyła oczy. Nie od razu zauważył, że się obudziła. Siedział przygarbiony na krześle przy jej łóżku. Był zmęczony. Nagle poczuł coś dziwnego, coś, co kazało mu podnieść głowę i spojrzeć na Ninę. Patrzyła na niego. Otworzyła dłoń w niemej prośbie o jego dotyk. Natychmiast chwycił ją.
– Wszystko – wyszeptała – wszystko będzie w porządku. Uśmiechnął się.
– Tak. Oczywiście, że tak.
– Byłam taka szczęśliwa, Wiktorze. Tak bardzo szczęśliwa…
– Oboje mieliśmy szczęście.
– Ale teraz musisz pozwolić mi odejść.
Uśmiech zniknął z twarzy Wiktora. Potrząsnął głową.
– Nie mów tak.
– Ty masz jeszcze tyle życia przed sobą.
– A co z nami? – Zamknął jej dłoń w obu rękach jak człowiek, który stara się zatrzymać wodę przeciekającą mu przez palce. – Ty i ja, Nina. My nie jesteśmy tacy, jak inni! Przecież zawsze to sobie powtarzaliśmy. Nie pamiętasz? Jesteśmy inni. Wyjątkowi. I nic nam się nie może przytrafić?
– Ale coś się przytrafiło, Wiktorze – powiedziała Nina cicho. – Coś przytrafiło się mnie.
– I ja zamierzam się tym zająć.
Nie odpowiedziała, tylko pokręciła smutno głową.
Wiktorowi wydawało się, że ostatnią rzeczą, jaką dostrzegł w oczach Niny, był niemy sprzeciw. Spojrzał na jej dłoń, którą ściskał w swojej tak zaborczo. Zobaczył, że była zaciśnięta w pięść.
Wybiła prawie północ, kiedy detektyw Lundquist podwiózł wykończoną Abby pod drzwi jej domu. Widziała, że Marka nie było. Jego samochód nie stał na podjeździe. Kiedy weszła do domu, poczuła pustkę tak wyraźną, jakby przed jej stopami otworzyła się przepaść. Pewnie ma jakiś nagły przypadek w szpitalu – pomyślała. Często zdarzało się, że musiał wyjść z domu w środku nocy wzywany do Bayside, żeby zoperować kogoś z postrzałem albo raną kłutą. Starała się wyobrazić go sobie takim, jakiego wiele razy przedtem widywała na sali operacyjnej, z twarzą zasłoniętą niebieską maską chirurgiczną, wzrokiem skierowanym w dół, ale nie potrafiła odnaleźć tego obrazu. Tak jakby wspomnienia tamtej rzeczywistości zostały wymazane z jej pamięci.
Podeszła do automatycznej sekretarki, mając nadzieję, że zostawił tam dla niej wiadomość. Znalazła jedynie dwa nagrania. Oba od Vivian. Podawała jakiś zamiejscowy numer. Ciągle jeszcze była w Burlington. Teraz było już za późno, żeby do niej dzwonić. Abby postanowiła zrobić to z samego rana. Weszła na górę, ściągnęła mokre ubranie i wrzuciła rzeczy do pralki. Sama weszła pod prysznic. Zauważyła, że kafelki były suche. Mark nie używał wieczorem prysznica? Może w ogóle nie był w domu? Stojąc pod gorącym strumieniem wody, zastanawiała się nad tym, co ją spotkało. Bała się tego, co zamierzała powiedzieć Markowi, ale postanowiła przyjechać do domu. Chciała w końcu stawić mu czoło, zażądać wyjaśnień. Ta ciągła niepewność stała się nie do zniesienia.
Po wyjściu spod prysznica usiadła na łóżku i zadzwoniła na pager Marka. Zaskoczyło ją, że telefon zadzwonił niemal od razu.
– Abby? – To nie był Mark. Poznała głos Katzki. – Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku. Dzwoniłem trochę wcześniej i nikt nie odpowiadał.
– Brałam prysznic. Wszystko w porządku, Katzka. Czekam, aż Mark wróci do domu.
Chwila milczenia.
– Jesteś sama?
Nuta niepokoju w jego głosie sprawiła, że Abby uśmiechnęła się. Pod powłoką obojętności kryła się jego troska.
– Pozamykałam wszystkie drzwi i okna – uspokoiła go. – Tak jak kazałeś. – W słuchawce słyszała w tle jakieś głosy i pisk policyjnych krótkofalówek. Wyobraziła sobie go stojącego w dokach z twarzą oświetloną niebieskimi, migającymi lampami. – Co się tam teraz dzieje? – zapytała.
– Czekamy na nurków. Sprzęt już jest na miejscu.
– Sądzisz, że kierowca jest nadal uwięziony w furgonetce?
– Obawiam się, że tak. – Westchnął. Był bardzo zmęczony. Abby poznawała to po jego głosie. Niepokoiła się o niego.
– Powinieneś iść do domu. Potrzebny ci jest gorący prysznic i rosół. To recepta lekarza.
Roześmiał się. Zaskoczyło ją to. Jeszcze nigdy nie słyszała jego śmiechu.
– Żebym tylko znalazł aptekę, w której będą to sprzedawali. – Ktoś coś do niego powiedział. Jakiś inny policjant pytał go o tory pocisków. Katzka przez chwilę z nim rozmawiał, a potem znowu zwrócił się do niej. – Muszę już kończyć. Jesteś pewna, że nic ci tam nie grozi? Nie wolałabyś raczej pojechać do hotelu?
– Dam sobie radę.
– No dobra. – Katzka znowu wydał z siebie westchnienie. – Ale z samego rana masz zadzwonić do ślusarza. Każ mu zainstalować porządne zamki na wszystkich drzwiach. Szczególnie jeżeli masz zamiar spędzać noce sama w domu.
– Zrobię to.
Na chwilę zapadło milczenie. Katzka miał sprawy, którymi powinien się natychmiast zająć, ale nie bardzo miał ochotę kończyć rozmowę. W końcu powiedział.
– Rano zadzwonię, żeby sprawdzić, jak się czujesz.
– Dzięki Katzka. – Abby odłożyła słuchawkę.
Znowu zadzwoniła na pager Marka. Potem położyła się i czekała, aż oddzwoni. Telefon jednak milczał. Czas mijał, a Abby próbowała zagłuszyć narastający w niej niepokój, wymyślając przyczyny, dlaczego nie dzwonił. Może spał w jednej ze szpitalnych dyżurek. Może jego pager był zepsuty. Może był właśnie na sali operacyjnej i nie mógł odebrać wiadomości od niej.
Mógł też nie żyć. Tak jak Aaron Levi. Tak jak Kunstler i Hennessy.
Spróbowała zadzwonić do niego jeszcze raz. O trzeciej nad ranem w końcu rozległ się dzwonek telefonu. Abby w pół sekundy oprzytomniała i sięgnęła po słuchawkę.
– Abby, to ja. – Głos Marka brzmiał tak, jakby Hodell dzwonił z drugiego końca świata.
– Już nie wiem, ile razy dzwoniłam na twój pager. Gdzie jesteś?
– W samochodzie, jadę do szpitala. – Przerwał na chwilę. – Abby musimy porozmawiać. Wszystko się… zmieniło.
– Masz na myśli nas – powiedziała cicho.
– Nie. Nie, to nie ma nic wspólnego z tobą. Nigdy nie miało. To dotyczy tylko mnie. Ty zostałaś w to wciągnięta. Próbowałem ich jakoś przekonać, ale przez nich sprawy zaszły już za daleko.
– Przez kogo?
– Przez zespół.
Bała się zadać następne pytanie, ale teraz nie miała już wyboru.
– Czy wy wszyscy jesteście w to wmieszani?
– Już nie. – Na chwilę jego głos ucichł. Abby słyszała coś, co przypominało szum ruchu ulicznego. Po chwili jakość połączenia znowu się poprawiła. – Mohandas i ja mieliśmy dzisiaj małą naradę. Właśnie u niego byłem przez cały czas. Rozmawialiśmy i porównywaliśmy notatki. Abby tu chodzi o nasze głowy. Postanowiliśmy z tym wszystkim skończyć. Nie możemy już dłużej tego ciągnąć. Musimy zgłosić to. Mohandas i ja. Wrobimy wszystkich pozostałych. Pieprzyć Bayside. Pieprzyć wszystko. – Jego głos nagle załamał się. – Byłem tchórzem, Abby. Przykro mi.
Zamknęła oczy.
– Wiedziałeś. Przez cały czas wiedziałeś o wszystkim.
– Wiedziałem o niektórych rzeczach, nie o wszystkim. Nie miałem pojęcia, jak daleko Archer to zaciągnął. Nie chciałem wiedzieć. Potem ty zaczęłaś zadawać wszystkie te pytania. Już dłużej nie potrafiłem uciekać przed prawdą… – Głośno wypuścił powietrze z płuc, a potem wyszeptał. – To mnie zrujnuje, Abby.
Ciągle jeszcze siedziała z zamkniętymi oczami. W wyobraźni widziała Marka w ciemnym wnętrzu samochodu z jedną ręką na kierownicy, a drugą zaciśniętą na telefonie komórkowym. Widziała rozpacz na jego twarzy. I odwagę. Przede wszystkim odwagę.
Читать дальше