Abby patrzyła na Parra. W gardle miała tak sucho, że nie była w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zastanawiała się, czy to nie Parr był źródłem tego przecieku, ale uznała, że to mało prawdopodobne. Taki skandal miałby wpływ również na jego karierę.
Rozległo się głośne pukanie do drzwi i do pokoju wszedł doktor Wettig.
– Co mam do diabła zrobić z tymi reporterami?
– Musi pan przygotować oświadczenie, generale. Susan Casado już do nas jedzie. Pomoże panu odpowiednio je sformułować. Do tego czasu niech nikt z nimi nie rozmawia.
Wettig szybko skinął głową. Potem spojrzał na Abby.
– Czy mogę poprosić panią o otwarcie teczki, doktor DiMatteo?
– Dlaczego?
– Pani wie, dlaczego. Nie miała pani upoważnienia do przeglądania rejestrów tamtych pacjentów. To są akta prywatne i tajne. Żądam, aby zwróciła pani wszystkie notatki.
Abby nie poruszyła się i nic nie powiedziała.
– Nie sądzę, aby dodatkowe posądzenie o kradzież pomogło pani w obecnej sytuacji.
– Kradzież?
– Wszystkie informacje, jakie zebrała pani w tym nielegalnym przeszukiwaniu akt pacjentów, należy uznać za skradzione. Proszę dać mi teczkę. Proszę mi ją dać!
Bez słowa wręczyła mu swoją teczkę. Patrzyła, jak ją otwiera i przeszukuje. Wyciąga jej notatki. Nie mogła nic zrobić. Pod ciężarem ogarniającego ją poczucia klęski musiała spuścić głowę. Jeszcze raz ją pokonali. Zadali jej cios, na który nie była przygotowana. Powinna była się tego domyślić. Powinna była gdzieś ukryć te notatki przed przyjściem tutaj. Za bardzo koncentrowała się nad tym, co ma powiedzieć i w jaki sposób wytłumaczyć się przed Wettigiem.
Zamknął teczkę i oddał ją Abby.
– Czy to wszystko? – zapytał. Zdobyła się jedynie na skinięcie głową. Wettig patrzył na nią przez chwilę.
– Byłaby pani świetnym chirurgiem, DiMatteo. Czas już chyba przyznać, że potrzebuje pani pomocy. Radziłbym pani poddać się badaniom psychiatrycznym. Z dniem dzisiejszym skreślam panią z programu stażu.
Ku swemu zaskoczeniu usłyszała w jego głosie nutę prawdziwego żalu, kiedy dodał cicho:
– Przykro mi.
Detektyw Lundquist był przystojnym blondynem, prawdziwym przedstawicielem rasy germańskiej. Już od dwóch godzin przesłuchiwał Abby, krążąc po niewielkim pomieszczeniu i zadając jej pytania. Jeżeli to była jego taktyka zastraszająca, to odniosła zamierzone skutki. W małej miejscowości w stanie Maine, skąd pochodziła Abby, policjanci byli facetami, którzy jadąc samochodem, przyjaźnie machali do ludzi ręką, wesoło przechadzali się po ulicach miasta, brzęcząc kluczami zawieszonymi na pasku, a na dorocznych uroczystościach kończących rok szkolny wręczali nagrody przyznawane przez radę miejską. Nie byli to ludzie, których trzeba się było bać.
Lundquista Abby obawiała się. Bała się go od momentu, kiedy wszedł do pomieszczenia i postawił na stole magnetofon. Jej strach zwiększył się jeszcze po tym, jak wyciągnął z kieszeni kartkę i odczytał jej prawa. Przecież ona z własnej woli zgłosiła się na policję. Chciała porozmawiać z detektywem Katzką. Zamiast niego przysłali Lundquista, który zadawał jej pytania z ledwie powstrzymywaną agresją oficera śledczego.
W końcu drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Bernard Katzka. Na widok kogoś, kogo znała, powinna była poczuć ulgę, ale kamienna twarz Katzki nie była pocieszeniem, jakiego potrzebowała. Stanął za stołem, naprzeciwko niej i patrzył na nią spokojnie. Wyglądał na zmęczonego.
– Z tego co wiem, nie wezwała pani adwokata – powiedział. – Czy chce pani zrobić to teraz?
– Czy jestem aresztowana? – zapytała.
– Jeszcze nie.
– W takim razie mogę wyjść, kiedy będę chciała? Spojrzał na Lundquista, który wzruszył ramionami.
– To tylko wstępne przesłuchanie.
– Czy uważa pan, że potrzebny mi będzie adwokat? Katzka znowu zawahał się.
– To naprawdę powinna być pani decyzja, doktor DiMatteo.
– Proszę posłuchać. Przyszłam tutaj sama. Zrobiłam to dlatego, że chciałam z panem porozmawiać. Chciałam powiedzieć panu, co zaszło. Odpowiadałam na wszystkie pytania, jakie zadał mi ten mężczyzna. Jeżeli chcecie mnie teraz aresztować, to owszem wezmę adwokata. Ale od razu zaznaczam, jeżeli się na to zdecyduję, to nie dlatego, że zrobiłam coś złego. – Spojrzała Katzce w oczy. – Na razie więc odpowiem panu, że nie potrzebuję adwokata.
Lundquist i Katzka wymienili spojrzenia. Abby nie wiedziała, co to oznacza. Potem Lundquist powiedział.
– Jest twoja, Sług – i odsunął się w kąt pomieszczenia. Katzka usiadł przy stole.
– Przypuszczam, że będzie chciał mi pan zadać wszystkie pytania, które wcześniej słyszałam od pana kolegi – powiedziała Abby.
– Nie było mnie tylko na początku, poza tym słyszałem większość pani odpowiedzi.
Skinął w kierunku lustra na przeciwległej ścianie. Abby wiedziała, że była to szyba, przez którą detektyw mógł ją obserwować z zewnątrz. Słuchał jej rozmowy z Lundquistem. Zastanawiała się, kto jeszcze był za tym szkłem i patrzył na nią. Poczuła się wystawiona na pokaz. Przesunęła trochę swoje krzesło, odwracając twarz od lustra. Teraz patrzyła prosto na Katzkę.
– Więc o co chce mnie pan zapytać?
– Wspomniała pani, że ktoś próbuje panią wrobić. Czy wie pani, kto to jest?
– Sądziłam, że to Wiktor Voss, ale teraz nie jestem pewna.
– Czy ma pani innych wrogów?
– Jak widać mam.
– Kogoś, kto posunąłby się aż do zamordowania pani pacjentki tylko po to, żeby panią wrobić?
– Może to nie było morderstwo. Wynik poziomu morfiny nigdy nie został potwierdzony.
– Myli się pani. Kilka dni temu ciało pani Allen zostało poddane ekshumacji na prośbę Brendy Hainey. Dziś rano przeprowadzono testy ilościowe.
Abby słuchała, dobiegał ją dźwięk pracującego magnetofonu. Odchyliła się na krześle. Teraz nie mogło być już żadnych wątpliwości. Mary Allen zmarła wskutek przedawkowania.
– Kilka dni temu wspomniała pani, że śledziła panią czerwona furgonetka.
– Brązowa – szepnęła Abby. – To była brązowa furgonetka. Dziś widziałam ją znowu.
– Czy pamięta pani numer rejestracyjny?
– Zawsze była za daleko.
– Chciałbym się upewnić, czy dobrze wszystko zrozumiałem. Ktoś podał za dużą dawkę morfiny pani pacjentce, Mary Allen. Potem on – lub ona – podłożył fiolkę po morfinie do pani szafki. Teraz natomiast śledzi panią furgonetka. I twierdzi pani, że za tymi wszystkimi zdarzeniami stoi Wiktor Voss?
– Tak myślałam, ale może to być ktoś inny.
Katzka lekko zmienił pozycję i popatrzył na Abby. Zmęczenie było widać nie tylko w jego oczach, ale również w postawie. Siedział przygarbiony.
– Proszę nam jeszcze raz opowiedzieć o transplantacjach.
– Przecież już wszystko powiedziałam.
– Nie wiem jeszcze, jak mam to odnieść do tej sprawy.
Abby odetchnęła głęboko. Już raz przez to przeszła. Opowiedziała Lundquistowi całą historię z Joshem O’Dayem i niejasnymi okolicznościami operacji Niny Voss. Sądząc po demonstrowanym przez Lundquista braku zainteresowania, była to strata czasu. Teraz miała wszystko powtórzyć, tracąc kolejne minuty. Zniechęcona, przymknęła oczy.
– Chciałabym napić się wody.
Lundquist wyszedł z pokoju. Kiedy go nie było, Abby i Katzka nic nie mówili. Abby siedziała z zamkniętymi oczami, pragnąc mieć to wszystko za sobą. Wiedziała jednak, że to się nigdy nie skończy. Przez całą wieczność miała siedzieć w tym pokoju i odpowiadać ciągle na te same pytania. Może jednak powinna była zadzwonić po adwokata. A może powinna była po prostu wyjść. W końcu przecież Katzka powiedział jej, że nie jest aresztowana. Jeszcze nie. Lundquist wrócił z papierowym kubkiem napełnionym wodą. Wypiła całą kilkoma łykami i pusty kubek odstawiła na stół.
Читать дальше