– Nie mogę przestać się tym przejmować. Chyba rozumiesz, dlaczego? Opadł z powrotem na kanapę, nagle wydał jej się bardzo zmęczony.
– Muszę wiedzieć, Abby. Czy spotykasz się z kimś innym? Patrzyła na niego zdumiona. Ze wszystkich rzeczy, jakie mogła usłyszeć od Marka, tej spodziewała się najmniej. Mało brakowało, a zaczęłaby śmiać się z jego podejrzeń. Gdyby to było tak proste. Gdybyśmy mieli tylko takie problemy, jakie mają inne pary.
– Nie mam nikogo innego – powiedziała. – Możesz mi wierzyć.
– Dlaczego więc nie rozmawiasz już ze mną?
– Rozmawiamy przecież teraz.
– To nie jest rozmowa! To tylko ja próbuję odzyskać dawną Abby. Gdzieś po drodze zgubiłem ją. Zgubiłem ciebie. – Pokręcił głową i spojrzał w bok. – Chcę cię odzyskać.
Podeszła do kanapy i usiadła obok niego. Nie za blisko, tak by go nie dotykać, ale na tyle, żeby poczuć jakąś więź, choćby daleką.
– Porozmawiaj ze mną, Abby. Proszę. – Patrzył na nią i nagle Abby zobaczyła w nim dawnego Marka. To była ta sama twarz, która uśmiechała się do niej ponad stołem operacyjnym. Twarz człowieka, którego kochała. – Proszę – powtórzył cicho. Wziął ją za rękę, a ona jej nie cofnęła. Pozwoliła objąć się. Ale w jego ramionach, w których kiedyś czuła się tak bezpiecznie, teraz nie potrafiła się odprężyć. Sztywno i niepewnie przytulała się do niego.
– Powiedz mi – powiedział Mark. – Co się między nami stało? Zamknęła oczy, czując pod powiekami piekące łzy.
– Nic się nie stało – odparła.
Poczuła, jak otaczające ją ramiona znieruchomiały. Nawet nie patrząc w jego twarz, wiedziała, że domyślał się, iż było to jej kolejne kłamstwo.
O siódmej trzydzieści następnego ranka Abby zatrzymała samochód na swoim zwykłym miejscu na parkingu szpitala Bayside.
Przez chwilę siedziała za kierownicą, patrząc, jak krople deszczu rozpryskują się o płyty chodnika. Jest dopiero połowa października – myślała – a już aura ma okropny przedsmak zimy. Tej nocy znowu nie spała zbyt dobrze. Nie pamiętała, kiedy ostatnio porządnie mogła się wyspać. Jak długo człowiek może wytrzymać bez porządnego snu? Ile czasu trzeba było, aby zmęczenie zmieniło się w psychozę. Z lusterka spoglądała na nią obca, zmęczona twarz. W ciągu dwóch tygodni postarzała się o dziesięć lat. W tym tempie około listopada będzie już starszą panią.
Nagle w lusterku mignął jej brązowy kolor.
Gwałtownie odwróciła głowę w porę, aby dostrzec cofającą się za następnym rzędem samochodów furgonetkę. Czekała, aż brązowy wóz pojawi się raz jeszcze, ale furgonetka zniknęła.
Abby szybko wysiadła z wozu i zaczęła iść w stronę szpitala. Miała wrażenie, że teczka jej jest wypełniona kamieniami. Na prawo od niej nagle zaryczał jakiś motor. Obejrzała się, sądząc, że zobaczy furgonetkę, ale był to tylko szpitalny ambulans.
Serce waliło jej w piersi. Uspokoiło się dopiero, kiedy weszła do budynku. Zeszła schodami w dół do archiwum. To miała być jej ostatnia wizyta; chciała sprawdzić ostatnie cztery nazwiska z listy. Podeszła do biurka i powiedziała.
– Przepraszam, czy mogłabym dostać pozostałe karty? Urzędniczka odwróciła się w jej stronę. Abby miała wrażenie, że kobieta na chwilę znieruchomiała. Przecież widywały się już wcześniej i odnosiły do siebie przyjaźnie. Dzisiaj tamta nawet się nie uśmiechnęła.
– Chciałabym dostać ostatnie cztery karty – powtórzyła Abby. Archiwistka spojrzała na wypisane przez Abby zamówienie.
– Przykro mi, pani doktor. Nie mogę ich pani dać.
– Dlaczego nie?
– Nie ma do nich dostępu.
– Ale przecież nawet pani nie sprawdziła.
– Zakazano mi wydawania pani jakichkolwiek akt. To zarządzenie doktora Wettiga. Powiedział, że jeżeli pani się pojawi, to mam natychmiast odesłać panią do jego biura.
Abby poczuła, że blednie. Nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa.
– Doktor twierdzi, że nie zarządzał żadnych badań na podstawie akt. – Głos kobiety brzmiał oskarżycielsko, jakby mówiła – skłamała pani, doktor DiMatteo.
Abby nie potrafiła wydobyć z siebie słowa. Miała wrażenie, że w całym archiwum zapadła nagle głucha cisza. Odwróciła się i spostrzegła, że trzej inni lekarze przyglądali się jej.
Spokojnie wyszła z archiwum. W pierwszym odruchu chciała od razu wyjść ze szpitala, uciec od nieuniknionej konfrontacji z Wettigiem i po prostu odjechać. Potem jechać tak długo, aż pozostawi to miejsce o tysiąc mil za sobą. Zastanawiała się, ile czasu zabrałaby jej podróż na Florydę, na jakąś plażę z palmami. Nigdy nie była na Florydzie. Nigdy nie robiła wielu rzeczy, które robili inni ludzie. Mogła pozwolić sobie na to teraz, wystarczyło po prostu wyjść z tego cholernego szpitala, wsiąść do samochodu i przyznać przed samą sobą: Mam to gdzieś. Wygraliście.
Nie wyszła jednak z budynku. Wsiadła do windy i przycisnęła guzik z cyfrą 2.
W ciągu tej krótkiej jazdy na piętro administracyjne wiele rzeczy nagle stało się dla niej oczywistych. Po pierwsze, była albo zbyt uparta, albo zbyt głupia, żeby uciekać. Po drugie, tak naprawdę wcale nie chciała znaleźć się na plaży. Chciała odzyskać tylko swoje marzenia.
Wysiadła z windy i ruszyła wzdłuż korytarza. Biuro programu stażowego znajdowało się dalej za gabinetem Jeremiaha Parra. Kiedy mijała otwarte drzwi do gabinetu Parra, zauważyła, że jego sekretarka nagle sięgnęła po telefon.
Abby skręciła w boczny korytarz i weszła do biura. Obok biurka sekretarki stało dwóch obcych mężczyzn. Kobieta spojrzała na Abby z taką samą zaskoczoną miną, co sekretarka Parra.
– Och! Doktor DiMatteo – wyjąkała.
– Mam się zobaczyć z doktorem Wettigiem – powiedziała Abby. Mężczyźni odwrócili się w jej kierunku. Chwilę później Abby oślepiło ostre światło. Odwróciła się, kiedy flesz aparatu fotograficznego błyskał raz po raz.
– O co chodzi?
– Pani doktor, czy mogłaby pani skomentować śmierć Mary Allen? – spytał jeden z mężczyzn.
– Co takiego?
– Była pani pacjentką, prawda?
– Kim panowie są?
– Gary Starkę, Boston Herald. To prawda, że jest pani zwolenniczką eutanazji? Wiemy, że swoimi słowami wyrażała pani poparcie dla tej idei.
– Nigdy nie powiedziałam nic, co…
– Dlaczego została pani zwolniona ze swoich obowiązków w szpitalu? Abby cofnęła się o krok.
– Proszę zostawić mnie w spokoju. Nie zamierzam z panami rozmawiać.
– Doktor DiMatteo…
Abby odwróciła się, żeby uciec z biura i niemal zderzyła się z Jeremiahem Parrem, który właśnie pojawił się w drzwiach.
– Panowie reporterzy, proszę natychmiast opuścić mój szpital – powiedział ostro, a potem odwrócił się do Abby. – Pani doktor, proszę ze mną.
Abby wyszła za Parrem z pokoju. Przeszli korytarzem do jego biura. Zamknął drzwi i odwrócił się w jej stronę.
– Zaczęli dzwonić z Heralda pół godziny temu – powiedział. – Potem zadzwonił Globe, a potem jeszcze pół tuzina innych gazet! Od tamtej pory telefony się urywają.
– Czy Brenda Hainey im o tym powiedziała?
– Nie sądzę, aby to była ona. Nie wiem, skąd dowiedzieli się o morfinie. I o fiolce w pani szafce. Ona o tym nie wiedziała.
Abby pokręciła głową.
– W takim razie kto?
– Ktoś musiał im o tym powiedzieć. – Parr opadł na fotel. – To oznacza nasz koniec. Dochodzenie w szpitalu. Policjanci szalejący po korytarzach.
Policja. Oczywiście. Oni pewnie też już o wszystkim wiedzą.
Читать дальше