Zadzwoniła do drzwi. Kiedy nikt nie odpowiedział, zastukała, a potem znowu zadzwoniła. Słyszała dzwonek rozlegający się we wnętrzu domu, a potem ciszę. Żadnych kroków czy głosów. Jeszcze raz spojrzała na dwie gazety. Pomyślała, że coś tu jest nie tak.
Drzwi frontowe były zamknięte. Abby zeszła z werandy i skierowała się w stronę ogrodu na tyłach domu. Wykładana kamieniami ścieżka prowadziła pomiędzy świetnie utrzymanymi klombami azalii i hortensji. Trawnik musiał być niedawno strzyżony, podobnie jak żywopłot. Tylko kamienny taras wydawał się niepokojąco pusty. Abby pamiętała stolik pod parasolem i krzesła, które stały tu w dzień pogrzebu. Teraz nic tu nie stało.
Drzwi kuchenne też były zamknięte, ale za tarasem znajdowały się przesuwane przeszklone drzwi. Abby pociągnęła je lekko i drzwi otworzyły się.
– Elaine? – zawołała Abby, wchodząc do środka.
Pokój był pusty. Meble, dywany, wszystko stąd zabrano, nawet obrazy.
Abby w zdumieniu patrzyła na białe ściany, na podłogę, na której pozostał ciemniejszy prostokąt w miejscu, gdzie leżał dywan. Przeszła do salonu. Jej kroki głuchym echem odbijały się od pustych ścian. Cały dom był opustoszały. Nie było w nim nic poza kilkoma pocztówkami reklamowymi, wsuniętymi przez drzwi frontowe. Abby podniosła jedną z nich. Była adresowana trochę anonimowo – „do Mieszkańca”.
W kuchni też nic nie zostało. Nawet lodówka była pusta. Blaty były nieskazitelnie czyste, a w powietrzu unosił się zapach jakiegoś środka odkażającego. Telefon wiszący na ścianie był głuchy. Abby wyszła na zewnątrz i przez chwilę stała na podjeździe. Była zupełnie zdezorientowana. Zaledwie dwa tygodnie temu była w tym domu. Siedziała na kanapie w salonie, jadła kanapki i oglądała rodzinne fotografie Levich stojące na kominku. Teraz miała wrażenie, że tamto wszystko było iluzją.
Ciągle jeszcze lekko oszołomiona wsiadła do samochodu i wycofała się z podjazdu. Prowadziła machinalnie, ledwie uważając na to, co działo się na drodze. Myślała o tajemniczym zniknięciu Elaine. Dokąd mogła pojechać? Czy tak szybko po śmierci Aarona chciała zapomnieć o wspólnym ich życiu? Było to mało prawdopodobne. Przypominało to raczej działanie wywołane strachem przed czymś.
Abby nagle poczuła się nieswojo. Spojrzała w lusterko. To spoglądanie w lusterko weszło jej w krew od tamtej soboty, kiedy zauważyła brązową furgonetkę. Teraz za nią jechało ciemnozielone Volvo. Czy nie stało zaparkowane obok domu Elaine? Nie była tego pewna. Nie zwracała wtedy na to uwagi. Volvo mrugnęło światłami. Abby przyspieszyła. Volvo również zwiększyło prędkość.
Skręciła w prawo, na główną ulicę. Przed nią ciągnął się pas podmiejskich stacji benzynowych i sklepów. Świadkowie. Wielu świadków. Volvo ciągle trzymało się tuż za nią, przez cały czas mrugając światłami. Miała już dość tego, że ktoś za nią jeździł, miała dość ciągłego strachu. Do diabła z tym wszystkim. Jeżeli ktoś chciał ją w ten sposób prześladować, musiała odwrócić role, stawić mu czoło. Gwałtownie skręciła na parking jednego ze sklepów. Volvo wjechało tam za nią. Wystarczył jej jeden rzut oka, aby stwierdzić, że wokół było wystarczająco dużo ludzi, klienci sklepu pchający przed sobą wózki, kierowcy szukający miejsca do zaparkowania. To było dobre miejsce. Nacisnęła mocno hamulec. Volvo z piskiem zatrzymało się o kilka cali od tylnego zderzaka jej samochodu.
Abby wysiadła i podbiegła do tajemniczego Volvo. Z furią zastukała w okno.
– Otwieraj, do cholery! Otwieraj!
Kierowca opuścił szybę. Potem zdjął okulary słoneczne.
– Doktor DiMatteo? – Patrzył na nią spokojnie Bernard Katzka. – Tak myślałem, że to pani.
– Dlaczego pan mnie śledził?
– Widziałem, jak odjeżdża pani od tamtego domu.
– Nie, wcześniej. Dlaczego wcześniej mnie pan śledził?
– Kiedy?
– W sobotę. Furgonetką. Pokręcił głową.
– Nie wiem nic o żadnej furgonetce. Cofnęła się.
– Proszę o tym zapomnieć. I przestać za mną jeździć, dobrze?
– Próbowałem dać pani znak, aby zjechała pani na pobocze. Nie widziała pani, że mrugałem światłami?
– Nie wiedziałam, że to pan.
– Czy może mi pani powiedzieć, co robiła pani w domu doktora Leviego?
– Przyjechałam tam, żeby zobaczyć się z Elaine. Nie wiedziałam, że się wyprowadziła.
– Może pani zaparkuje? Chciałbym z panią porozmawiać. A może znowu odmówi pani odpowiadania na jakiekolwiek pytania?
– To zależy od tego, o co będzie pan pytał.
– O doktora Leviego.
– Tylko o nim będziemy rozmawiać? O Aaronie? Skinął głową.
Pomyślała przez chwilę. Zdecydowała, że sama też przy okazji będzie mogła się czegoś dowiedzieć. Nawet milczący detektyw Katzka może coś jej wyjawić.
Spojrzała na sklep.
– Tam jest stoisko z pączkami. Może wstąpimy na filiżankę kawy?
Gliniarze i pączki. To skojarzenie stało się tematem żartów, których prawdziwość potwierdzał każdy policjant z nadwagą i każdy policyjny wóz zaparkowany przed cukiernią z pączkami znanej sieci „Dunkin Donuts”. Bernard Katzka nie okazał się jednak wielbicielem pączków, zamówił tylko czarną kawę, którą wypił też bez specjalnej przyjemności. Katzka w ogóle nie wyglądał na kogoś, kto gustował w jakichkolwiek przyjemnościach, czy to grzesznych, czy to całkowicie niewinnych.
Jego pierwsze pytanie zmierzało prosto do sedna sprawy.
– Dlaczego przyjechała pani do domu Levich?
– Chciałam się zobaczyć z Elaine. Chciałam z nią porozmawiać.
– O czym?
– O sprawach osobistych.
– Wcześniej odniosłem wrażenie, że byłyście niezbyt bliskimi sobie znajomymi.
– Czy Elaine tak panu powiedziała? Zignorował jej pytanie.
– Czy tak określiłaby pani relacje między wami? Odetchnęła głośno.
– Chyba tak. Poznałyśmy się przez Aarona. To wszystko.
– Dlaczego więc chciała się z nią pani spotkać?
Znowu głośno wypuściła powietrze. Katzka na pewno zorientował się, iż jest zdenerwowana.
– Ostatnio przytrafiały mi się dziwne rzeczy. Chciałam porozmawiać o nich z Elaine.
– Jakie rzeczy?
– Ktoś śledził mnie w zeszłą sobotę brązową furgonetką. Zauważyłam ją na Tobin Bridge. Potem widziałam ją znowu, kiedy dojechałam do domu.
– Coś jeszcze?
– Czy to nie jest wystarczający powód do zdenerwowania? – Spojrzała mu prosto w oczy. – Byłam przerażona.
Przyglądał się jej w milczeniu, zastanawiając się, czy to, co widział w jej twarzy, rzeczywiście było strachem.
– Co to ma wspólnego z doktorem Levim?
– To przez pana zaczęłam zastanawiać się nad tym, co przytrafiło się Aaronowi. Czy naprawdę popełnił samobójstwo. Potem odkryłam, że dwóch innych lekarzy z Bayside również zginęło.
Lekkie zdziwienie Katzki oznaczało, że ta wiadomość była dla niego nowa.
– Sześć i pół roku temu w szpitalu pracował niejaki doktor Lawrence Kunstler, kardiochirurg. Skoczył z Tobin Bridge.
Katzka nic nie powiedział, ale prawie niezauważalnie przysunął się z krzesłem do przodu.
– Potem, mniej więcej trzy lata temu był pewien anestezjolog – kontynuowała Abby. – Doktor Hennessy. On, jego żona i dziecko zmarli wskutek zatrucia tlenkiem węgla. Uznano to za wypadek. Uszkodzenie instalacji.
– Niestety, tego typu wypadki zdarzają się prawie każdej zimy.
– A teraz mamy Aarona. To już razem trzech. Wszyscy byli w tym samym zespole transplantacyjnym. Czy to nie wydaje się panu wyjątkowo nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności?
Читать дальше