– Aż z Teksasu?
– Z jego pieniędzmi mógłby sobie pozwolić na ściągnięcie całego zespołu Baylora.
– Więc operacja odbyła się w Wilcox Memorial?
– Nicholls twierdzi, że był przy tym. Ta pielęgniarka, z którą wczoraj rozmawiałaś, musiała sprawdzać w złych rejestrach. Jeżeli chcesz, mogę tam zadzwonić i jeszcze raz wszystko potwierdzić.
– Zapomnijmy już o tym. Teraz wszystko wydaje się takie głupie. Nie mam pojęcia, o czym wtedy myślałam. – Westchnęła i spojrzała w stronę swego samochodu stojącego na parkingu, na samym końcu. Daleka Syberia, tak stażyści nazywali przydzielone im miejsca parkingowe. Zresztą mieli szczęście, że w ogóle mogli zostawiać samochody tutaj. – Do zobaczenia w domu – powiedziała Abby. – Jeżeli jeszcze nie będę spała.
Otoczył ją ramieniem, odchylił lekko jej głowę i pocałował.
– Jedź ostrożnie – szepnął. – Kocham cię.
Szła zmęczona przez parking ale szczęśliwa i wzruszona ostatnimi słowami Marka, które jeszcze dźwięczały jej w uszach. „Kocham cię”. Odwróciła się, żeby jeszcze raz pomachać mu ręką, ale on zniknął już w drzwiach wejściowych szpitala.
– Ja też cię kocham – powiedziała cicho i uśmiechnęła się.
Gdy wyciągnęła z torebki kluczyki od samochodu zauważyła, że drzwi nie były zamknięte. Jezu, co za idiotka ze mnie – pomyślała. Zostawiłam otwarty samochód. Wewnątrz od razu uderzył ją okropny zapach. Zasłoniła dłonią usta i nos. Na przednim siedzeniu zobaczyła kupę gnijących jelit owinięte wokół dźwigni biegów, a jeden koniec zwisał z kierownicy jak makabrycznie groteskowa serpentyna. Jakaś maź została rozsmarowana na siedzeniu po stronie pasażera. Na fotelu kierowcy leżało zakrwawione serce.
Na kartce miał podany adres w Dorchester, w południowo-wschodnim Bostonie. Zaparkował na ulicy i popatrzył na niezgrabny dom i niezbyt zadbany trawnik. Na podjeździe jakiś dzieciak bawił się piłką, raz po raz rzucając ją do kosza zawieszonego nad drzwiami garażu. Za każdym razem pudłował. Raczej nie miał szans na jakiekolwiek sportowe stypendium. Sądząc po marnym samochodzie w garażu, oraz że musiało minąć dużo czasu od ostatniego remontu domu, trochę pieniędzy bardzo by się przydało jego mieszkańcom. Przybysz wysiadł ze swojego wozu i przeszedł przez ulicę. Kiedy podszedł do podjazdu, chłopiec nagle przestał kozłować piłkę i patrzył na gościa podejrzliwie.
– Szukam domu państwa Flyntów.
– To tutaj – powiedział chłopak.
– Czy twoi rodzice są w domu?
– Mój tato jest. A o co chodzi?
– Czy mógłbyś mu powiedzieć, że ktoś do niego przyszedł?
– To znaczy kto?
Podał chłopcu swoją wizytówkę. Mały bez wyraźnego zainteresowania przeczytał ją i chciał oddać z powrotem.
– Pokaż to ojcu.
– Teraz?
– Jeżeli nie jest zajęty, to tak.
– Dobra. – Chłopak wszedł do domu, trzaskając drzwiami. Chwilę później na progu pojawił się gruby i ponury mężczyzna.
– Chciał pan coś ode mnie?
– Panie Flynt, nazywam się Stuart Sussman. Jestem z firmy adwokackiej Hawkes, Craig i Sussman.
– Tak?
– Wiem, że był pan pacjentem Centrum Medycznego Bayside sześć miesięcy temu.
– To był wypadek, to nie była moja wina.
– Miał pan usuniętą śledzionę, prawda?
– Skąd pan o tym wie?
– Jestem tutaj, żeby bronić pana interesów, panie Flynt. Czy zdaje pan sobie sprawę, że miał pan poważną operację?
– Mówili mi, że mogłem umrzeć. To chyba była poważna.
– Czy nie zajmowała się panem przypadkiem doktor Abigail DiMatteo?
– Tak. Przychodziła do mnie codziennie. Bardzo miła lekarka.
– Czy ona albo jakiś inny lekarz mówili panu, jakie mogą być konsekwencje usunięcia śledziony?
– Mówili, że mogę mieć poważne infekcje, jeżeli nie będę uważał na siebie.
– Niezwykle groźne infekcje. Czy mówili panu o tym?
– Hmm… może i tak.
– Czy wspominali coś o przypadkowym nacięciu podczas operacji?
– O czym?
– O tym, że na skutek nieostrożnego ruchu skalpela śledziona została rozcięta. Doprowadziło to do poważnego krwawienia.
– Nie. – Gruby facet pochylił się w kierunku adwokata z wyrazem niepokoju w oczach. – Czy właśnie to mnie się przydarzyło?
– Chcemy to sprawdzić. Potrzebujemy jedynie pańskiej zgody, żebyśmy mogli otrzymać ze szpitala pana kartę chorobową.
– Po co?
– W pana interesie, panie Flynt, dobrze jest wiedzieć, czy usunięcie śledziony nie było spowodowane błędem popełnionym podczas operacji. Jeżeli tak, to niepotrzebnie narażono pana zdrowie i powinien pan otrzymać odszkodowanie.
Flynt nic nie powiedział. Spojrzał na chłopca, który przysłuchiwał się rozmowie, nic z niej nie rozumiejąc. Potem popatrzył na wyciągnięty w jego kierunku długopis.
– Kiedy mówię odszkodowanie, panie Flynt, mam na myśli pieniądze – dodał nieznajomy.
Mężczyzna wziął długopis i złożył swój podpis.
Sussman wrócił do samochodu i wsunął podpisany dokument do teczki. Potem po raz kolejny sięgnął po listę, na której były cztery nazwiska. Musiał zdobyć jeszcze cztery podpisy. Nie powinien mieć z tym problemów. Wiedział, że ludzie nie mają żadnych oporów w tym względzie, gdy chodzi o pieniądze. Skreślił z listy nazwisko Flynt, włączył silnik samochodu i odjechał.
To było serce świni. Prawdopodobnie podrzucono je do samochodu poprzedniego wieczoru i przez cały dzień prażyło się w upale. Ciągle jeszcze nie mogę pozbyć się tego smrodu.
– Facet próbuje cię nastraszyć – stwierdziła Vivian Chao. – Według mnie powinnaś mu odpłacić tym samym.
Abby i Vivian weszły przez drzwi frontowe i przeszły przez korytarz. Była niedziela, około południa. Winda dla gości odwiedzających pacjentów w Massachusetts General była zapchana ludźmi i nadmuchiwanymi balonikami z napisem „Szybko wracaj do zdrowia”. Gdy drzwi zamknęły się, ciasne pomieszczenie od razu wypełniało się zapachem goździków.
– Nie ma na to żadnego dowodu – mruknęła Abby. – Nie mam pewności, że to właśnie on.
– A któż by inny? Zobacz, co już zrobił. Wypisuje pozwy, publicznie na ciebie napada. Radzę ci, DiMatteo, żebyś ty złożyła skargę za napaść. A to w samochodzie, to było w stylu mafii.
– Problem w tym, że ja rozumiem, dlaczego on to robi. Jest zły, bo jego żona nie wraca do zdrowia tak szybko, jak tego oczekiwał.
– Czy ja się nie mylę? Ty naprawdę masz poczucie winy? Abby westchnęła.
– Czuję się winna za każdym razem, kiedy przechodzę obok jej łóżka. Wysiadły na czwartym piętrze i ruszyły w kierunku oddziału kardiochirurgii.
– On ma wystarczająco dużo forsy, żeby na długo zamienić twoje życie w piekło – powiedziała Vivian. – Już masz jeden pozew przeciwko sobie. Prawdopodobnie będzie ich więcej.
– Mam wrażenie, że już jest ich więcej. Dowiedziałam się, że firma adwokacka Hawkes, Craig i Sussman wystąpiła o udostępnienie im sześciu kolejnych kart pacjentów z archiwum szpitala. Ta właśnie firma reprezentuje Joego Terrio.
Vivian stanęła jak wryta.
– Jezu, do końca życia będziesz wysiadywała w sądach.
– Albo do czasu, kiedy zrezygnuję z pracy. Tak, jak ty.
Vivian przyśpieszyła kroku. Wyglądała na taką, która niczego się nie boi.
– A dlaczego ty nie próbujesz dochodzić sprawiedliwości? – zapytała Abby.
– Próbuję. Problem w tym, że ten facet to Wiktor Voss. Kiedy wymieniłam jego nazwisko mojej pani adwokat, zbladła jak papier, co w innych okolicznościach byłoby niemożliwe, zważywszy, że jest Murzynką.
Читать дальше