– Mówiłem ci, że jest mi niedobrze. Idź już sobie. – Jakow wyszedł z kajuty chłopców i ruszył wzdłuż korytarza. Zapukał do drzwi kabiny Nadii. Nikt nie odpowiedział. Podszedł do drzwi kabiny Gregora i znowu zapukał.
– Kto tam? – dobiegł go jęk.
– To ja. Jakow. Czy pan też jest ciągle chory?
– Odpieprz się! Idź sobie gdzie indziej.
Jakow poszedł. Przez chwilę łaził po statku. Lubi poszedł już do swojej kabiny. Kapitan i nawigator byli zbyt zajęci, żeby z nim rozmawiać. Zszedł na dół do maszynowni odwiedzić Kubiszewa. Kubiszew miał czas. Rozłożyli więc szachownicę. Jakow miał pierwszy ruch. Ruszył pionkiem.
– Byłeś kiedyś w Ameryce? – zapytał, przekrzykując pracę tłoków.
– Dwa razy – powiedział Kubiszew, ruszając pionkiem królowej w przód.
– Podobało ci się tam?
– Nie wiem. Zawsze umieszczają nas w specjalnych zamkniętych kwaterach, jak tylko wpływamy do portu. Nigdy nic nie widziałem.
– Dlaczego kapitan tak robi?
– To nie kapitan. To ci ludzie z kabiny na rufie.
– Jacy ludzie? Nigdy ich nie widziałem.
– Nikt ich nie widuje.
– To skąd wiesz, że tam są?
– Zapytaj Lubiego. On dla nich gotuje. Ktoś musi przecież zjadać to żarcie, które on wysyła na górę. No to co, wykonasz w końcu ten ruch czy nie?
Jakow w skupieniu przesunął kolejny pionek.
– Dlaczego po prostu nie zejdziesz ze statku, kiedy tam dojedziemy? – spytał.
– A po co?
– Żeby zostać w Ameryce i wzbogacić się. Kubiszew chrząknął.
– Tyle, co mi płacą, wystarcza. Nie mogę narzekać.
– Ile ci płacą?
– Jesteś za bardzo wścibski.
– Naprawdę dużo?
– Więcej, niż kiedyś zarabiałem. Więcej, niż zarabia większość ludzi. Za to tylko, że pływam przez Atlantyk tam i z powrotem.
Jakow wykonał ruch królową.
– A więc to dobra praca? Tak? Dobrze jest być mechanikiem?
– Głupio ruszyłeś. Niepotrzebnie odsłaniasz królową. Dlaczego tak zrobiłeś?
– Wypróbowuję nowe ruchy. Czy ja też mógłbym kiedyś zostać mechanikiem na statku?
– Nie.
– Ale przecież tobie dużo płacą.
– Tylko dlatego, że pracuję dla „Sigajev Company”. Oni bardzo dobrze płacą.
– Dlaczego?
– Bo trzymam gębę na kłódkę.
– Dlaczego?
– Skąd mam niby wiedzieć? – Kubiszew sięgnął przez szachownicę. – Mój skoczek bije twoją królową. Widzisz, mówiłem, że to był głupi ruch.
– To był eksperyment – powiedział Jakow.
– Mam nadzieję, że dzięki temu czegoś się nauczyłeś.
Kilka dni później Jakow zapytał nawigatora: – Co to jest „Sigajev Company”? Nawigator spojrzał na niego zaskoczony.
– Gdzie słyszałeś tę nazwę?
– Kubiszew mi powiedział.
– Nie powinien był.
– To ty też nie możesz o tym mówić? – spytał Jakow.
– Tak jest.
Przez chwilę Jakow milczał. Patrzył tylko, jak nawigator przestawia coś na swoich urządzeniach. Na małym ekranie przez cały czas mrugały jakieś numerki, które on zapisywał w książce, a potem sprawdzał na swojej mapie.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał Jakow.
– Tutaj – nawigator wskazał na mapie malutki krzyżyk pośrodku oceanu.
– A skąd wiesz?
– Z obliczeń. Odczytuję je z tego ekranu. Wysokość i szerokość geograficzna. Widzisz?
– Musisz być bardzo mądry, żeby być nawigatorem, prawda?
– Naprawdę nie tak bardzo. – Teraz po mapie przesuwał dwie plastikowe linijki połączone zawiasami. Złożył je razem i skierował do róży wiatrów w rogu mapy.
– Czy wy robicie coś nielegalnego? – zapytał Jakow.
– Co?
– No, czy dlatego właśnie nie wolno wam o tym mówić? Nawigator westchnął.
– Moim obowiązkiem jest przeprowadzenie tego statku od Rygi do Bostonu i z powrotem do Rygi.
– Czy zawsze wozicie sieroty?
– Nie. Zwykle mamy jakiś ładunek, skrzynie, pakunki. Nigdy nie pytam, co w nich jest. W ogóle nie zadaję pytań.
– No to nie wiesz, czy to nie jest nielegalne. Nawigator roześmiał się.
– Jesteś małym diabełkiem, wiesz? – powiedział i wrócił do robienia notatek i zapisywania cyfr w równych kolumnach.
Chłopiec przez chwilę obserwował go w milczeniu, a potem zapytał:
– Myślisz, że ktoś będzie chciał mnie adoptować?
– Oczywiście, że tak.
– Nawet z tym? – Jakow uniósł swój kikut.
Gdy nawigator spojrzał, Jakow zauważył błysk współczucia w jego oczach.
– Jestem pewien, że ktoś cię zaadoptuje – powiedział.
– Skąd to wiesz?
– Ktoś przecież zapłacił za przywiezienie cię tutaj, prawda? Załatwił potrzebne papiery.
– Nigdy nie widziałem moich papierów, a ty?
– To nie moja sprawa. Do mnie należy tylko doprowadzenie tego statku do Bostonu. – Nawigator odsunął Jakowa od stołu. – Może byś tak wrócił do innych chłopców, co?
– Oni nadal czują się źle.
– No to idź gdzie indziej.
Jakow niechętnie opuścił mostek i wyszedł na pokład. Był sam. Spojrzał w dół na wodę rozcinaną dziobem statku. Wyobrażał sobie ryby pływające gdzieś tam, poniżej, w ich szarym i mokrym świecie. Nagle poczuł, że brakuje mu powietrza. Przyglądanie się wirującej wodzie sprawiło, że poczuł zawrót w głowie. Ale nie ruszył się, stał, przytrzymując się swoją zdrową ręką. Pomyślał o zimnej i głębokiej wodzie i pierwszy raz od dawna poczuł strach. Naprawdę się bał.
Przez dwie noce z rzędu śnił się jej ten sam sen. Pielęgniarki tłumaczyły, że to z powodu leków, jakie jej podawano. Metyloprednisolon, cyklosporyna i leki przeciwbólowe. Przebywała w szpitalu już od kilku dni, nic więc dziwnego, że miała złe sny. Każdego chorego gnębią w szpitalu koszmary. Nie powinna się tym przejmować, w końcu sny odchodzą.
Jednak Nina Voss leżała w szpitalnym łóżku, myśląc, że ten sen nigdy nie odejdzie. Nigdy nie będzie mogła o nim zapomnieć. Teraz stał się jak nowe serce częścią niej samej.
Dotknęła ręką bandaży na piersi. Minęły już dwa dni od operacji i chociaż ból zaczynał łagodnieć, ciągle jeszcze budził w nocy, przypominając o darze, jaki otrzymała. To było dobre, silne serce. Wiedziała od razu, pierwszego dnia po operacji. W ciągu ubiegłych miesięcy, gdy leżała chora, zdążyła zapomnieć, co to znaczy mieć zdrowe serce, móc swobodnie chodzić i nie tracić tchu. Czuć, jak pełna życia krew krąży w ciele. Przyglądać się własnym palcom i podziwiać różowy odcień skóry. Od dawna żyła, czekając na śmierć i pogodziła się z tym tak dalece, że życie wydawało się jej niemal obce. Ale teraz czuła je we własnych dłoniach, w opuszkach palców, w biciu swojego nowego serca. Jeszcze nie miała poczucia, że ono należy do niej. Może nigdy nie będzie miała.
Kiedy była dzieckiem, często dostawała ubrania po starszej siostrze, Karolinie. Wełniane swetry, sukienki przechodziły na własność Niny, ale nigdy nie miała poczucia, że należą całkowicie do niej. To były ciągle ubrania Karoliny.
A ty czyim jesteś sercem? – zastanawiała się, delikatnie przesuwając dłonią po bandażach na piersi.
W południe przyszedł jej mąż. Usiadł przy łóżku.
– Znowu miałam ten sen – powiedziała – ten o chłopcu. Tym razem wszystko było bardzo wyraźne! Kiedy się obudziłam, nie mogłam przestać płakać.
– To przez sterydy, kochanie – powiedział Wiktor. – Przecież mówili ci, jakie mogą być skutki uboczne.
– A ja myślę, że to coś znaczy. Ty tego nie widzisz? Ja mam w sobie jego część. Część, która wciąż jeszcze nim żyje. Ja to czuję…
Читать дальше