W tej chwili podłogę zaśmiecały puste kartonowe pudełka i sterty papierów.
– Generalne porządki? – zapytał Quincy.
– Przeglądam stare akta – wyznał Richard. Machnął przepraszająco ręką, wskazując na opróżnione szafki. – Zaczyna nam brakować miejsca. Większość tych akt pochodzi z okresu przed moim przyjazdem do Bakersville.
– Właśnie. Jest pan tu nowy.
– Minął już cały rok. Nie czuję się nowy.
– Bakersville to duża odmiana po Los Angeles – zauważyła Rainie.
– Tego właśnie szukałem.
– Małomiasteczkowej nudy?
– Miejsca, gdzie nie trzeba obawiać się strzałów z przejeżdżającego samochodu. – Uśmiechnął się słabo. – Niestety, niezupełnie wyszło tak, jak planowałem.
– Gdzie pan był, kiedy zaczęła się strzelanina? – zapytała Rainie.
– W swoim gabinecie. To była moja przerwa obiadowa.
– Nie jada pan z dziećmi?
– Nie. Wprowadziłem zasadę otwartych drzwi. Uczniowie mogą przyjść do mnie w każdej chwili, jeśli mają jakiś problem.
– Podobno Melissa Avalon też udostępniała pracownię w porze obiadowej.
– Zgadza się. – Kiwnął głową.
– Więc oboje jadaliście lunch w tym samym czasie. – Rainie zmrużyła oczy i chłodno obserwowała, jak Richard Mann robi się coraz bardziej zmieszany. Oczekiwał rozmowy na temat Danny’ego O’Grady, a nie tego, co sam robił w dniu morderstwa.
– Tak, owszem – powiedział mniej pewnie. Zaczął nerwowo splatać palce. Rainie doszła do wniosku, że z nim pójdzie im łatwo.
– Czasem jadaliście lunch razem?
– Przecież byliśmy kolegami z pracy…
– Podobno panna Avalon lubiła bliżej poznawać niektórych kolegów z pracy.
– Nie rozumiem…
– Chodzi mi o dyrektora Vander Zandena. A może nie wiedział pan o tym? – Rainie przybrała surowszy ton. Richard Mann poruszył się niespokojnie na krześle.
– Myślałem, że będziemy rozmawiać o Dannym.
– Jak dobrze znał pan Melissę Avalon?
– Pracowaliśmy razem, to wszystko.
– Była bardzo piękna.
– Tak sądzę…
– Młoda, mniej więcej w tym samym wieku, co pan?
– Chyba tak.
– I też nowa w tej okolicy. Panie Mann, bądźmy poważni. Niech nam pan nie wmawia, że nie mieliście ze sobą nic wspólnego.
– Zaraz. Myślicie, że ja i Melissa… – Mann spojrzał na nich ze zdziwieniem i energicznie pokręcił głową. Po raz pierwszy od początku rozmowy wyraźnie się rozluźnił. – Jeśli naprawdę myślicie, że byłem związany z Melissą, to chyba bardzo mało o niej wiecie.
– Co ma pan na myśli? – zapytał łagodnie Quincy.
– Melissa miała problemy… freudowskie.
– Z ojcem? – zapytała ostro Rainie.
– Nie znam szczegółów - odparł – ale kiedyś wspomniała, że jest skłócona z rodziną. Mówiła, że jej ojciec to człowiek surowy, bardzo wymagający i niezbyt tolerancyjny. Proszę wziąć pod uwagę, że w ciągu kilku tygodni nawiązała romans z Vander Zandenem, mężczyzną prawie dwa razy od niej starszym…
– Substytut ojca – podpowiedział Quincy.
– Też doszedłem do tego wniosku – przyznał Mann i posłał Quincy’emu pełen wdzięczności uśmiech. Był wyraźnie zadowolony, że może popisać się znajomością psychologii przed wielkim agentem z FBI.
– Ojciec odwiedzał ją? – naciskała Rainie.
– Nie wiem.
– A matka?
– Nie wiem.
– Jak na kogoś, kto pracował z nią przez cały rok, niewiele pan wie.
– Była bardzo skryta, jeśli chodzi o rodzinę!
– Ale nie wobec dyrektora Vander Zandena.
– Nie byłem związany z Melissą Avalon. – Młody człowiek tracił resztki opanowania. – Pracowaliśmy razem, to wszystko. Jeśli tak bardzo was interesuje jej życie prywatne, porozmawiajcie ze Stevenem. Albo jeszcze lepiej, zadzwońcie do jej ojca. Słyszałem, że nie pofatygował się dotąd po ciało.
– Zrobimy to – powiedział Quincy.
– A Danny O’Grady? – ponowiła atak Rainie, – Podobno przyjmował go pan jako szkolny psycholog?
– Tylko przez kilka tygodni…
– Ach tak? A ile dokładnie czasu zajmuje dojście do wniosku, że chłopak, który w ataku furii rozbił szafkę, ma problemy z kontrolowaniem emocji?
– Jego rodzice przechodzą trudny okres. Nie miałem powodów myśleć, że wybuch złości Danny’ego był czymś więcej niż tylko typową reakcją na tę sytuację. Kiedy rozpadają się małżeństwa, dzieci źle to znoszą.
– Jeszcze raz: gdzie pan był w chwili rozpoczęcia strzelaniny?
– W swoim gabinecie!
– Ma pan świadków?
– Jak pani śmie! – Richard Mann poderwał się chwiejnie z krzesła z czerwoną jak burak twarzą. – Starałem się, jak mogłem, żeby pomóc tym dzieciakom. Nie pamięta pani? To ja zorganizowałem punkt pierwszej pomocy. To ja usunąłem tłum z parkingu, żeby mogły wjechać karetki. I to ja teraz odbieram dziesiątki telefonów od rodziców, których dzieci budzą się z krzykiem w nocy. A pani śmie sugerować, że miałem z tym coś wspólnego? Mój Boże, piękne podziękowanie!
– Pani Conner niczego nie sugeruje, panie Mann – powiedział łagodnie Quincy, podnosząc ręce w uspokajającym geście. – Zadawanie tego typu pytań należy do jej obowiązków. Oczywiście, doceniamy pana pomoc podczas tamtych tragicznych wydarzeń.
Quincy uśmiechnął się ciepło. Jednak na twarzy psychologa malowało się powątpiewanie.
– Myślałem, że będziemy rozmawiać o Dannym – odezwał się po chwili. – Nie spodziewałem się takiego… ataku.
– Przesłuchania bywają czasem trudne – odparł dyplomatycznie agent. – Oczywiście, człowiek uważany jest za niewinnego, dopóki nie dowiedzie mu się winy.
Mann triumfalnie zerknął na Rainie. Wzruszyła nonszalancko ramionami. Przystojniaczek nie miał alibi i bardzo szybko przeszedł do defensywy, pomyślała. Ale w końcu uczeń, któremu udzielał porad, został oskarżony o zamordowanie trzech osób. Każdemu spędziłoby to sen z powiek.
– A wracając do Danny’ego – zachęcał Quincy.
– Nie wiem, co mogę państwu powiedzieć - odparł ponuro Mann. – Część naszych rozmów miała charakter poufny.
Quincy rozpromienił się. Słodycz w jego głosie sprawiła, że Rainie o mało nie przewróciła oczami.
– Ależ naturalnie, nigdy nie namawiałbym psychologa do złamania tajemnicy lekarskiej i nadużycia zaufania pacjenta. Ale przydadzą nam się choćby ogólne informacje.
Mann musiał to przemyśleć. Opadł z powrotem na krzesło, nerwowo splótł palce i uważniej przyjrzał się agentowi FBI.
– Naprawdę nie wiem dużo – odezwał się wreszcie. – Zacząłem się spotykać z Dannym zaledwie kilka tygodni temu, a nasze pierwsze sesje miały charakter luźnej rozmowy. Chodziło mi o wzbudzenie zaufania, nawiązanie więzi. Nie zdążyliśmy porządnie zająć się pewnymi sprawami.
– Na to trzeba czasu.
– Rozmawialiśmy trochę o zainteresowaniu Danny’ego komputerami – dodał Mann. – Danny uwielbiał surfować po sieci, bawić się programami. Nigdy otwarcie się do tego nie przyznał, ale mam wrażenie, że mógł zajmować się hakerstwem. Komputer był dla niego rozrywką, ale i wyzwaniem. Niewykluczone, że chłopak zajrzał tu i ówdzie.
– Może dotarł tam, gdzie nie powinien?
– Może. Chyba dla wszystkich jest oczywiste, że Danny miał problemy z poczuciem własnej wartości. Ojciec jest dla niego za surowy. Krzyczy, próbuje zmusić do rzeczy, których Danny nie chce robić. Nie daje chłopcu żadnego oparcia.
– Przez niego Danny czuje się głupi?
– Głupi, gorszy od innych, słaby, bezradny. Naprawdę myślę, że ludzie powinni zdać egzamin, zanim pozwoli im się mieć dzieci.
Читать дальше