– Słyszałem mnóstwo wytłumaczeń, dlaczego ktoś nie przyniósł czegoś, o co go proszono, jednak muszę przyznać, że to bije wszystkie rekordy.
– Phil…
– Ryba na kolację! – dobiegło ze środka. – Niech to jasny szlag!
– Przepraszam, dzieciaki. Obowiązki – powiedział Palmer i odszedł.
David odwrócił się do Willi, czekając, że zapyta go, czego innego się spodziewał, ale ona wpatrywała się w ogłoszenie przy schodach.
– Popatrz na to – mruknęła. – Powiedz mi, co widzisz.
Z początku nie widział nic, bo światło księżyca odbijało się od folii chroniącej kartkę. Stanął trochę bliżej i dał krok w lewo, odsuwając Willę.
– Na górze jest napisane Z POLECENIA SZERYFA HRABSTWA SUBLETTE ZABRANIA SIĘ PROWADZENIA DZIAŁALNOŚCI HANDLOWEJ, potem coś drobnym drukiem… bla-bla-bla… a na dole…
Trąciła go łokciem. I nie zrobiła tego zbyt delikatnie.
– Przestań pieprzyć, Davidzie, i spójrz na tą kartkę. Nie chcę tu sterczeć przez całą noc.
Nie widzisz tego, co masz przed oczyma.
Odwrócił się plecami do stacji i spojrzał na szyny lśniące w świetle księżyca. Za nimi wznosiła się potężna biała skała z płaskim szczytem – ten tam to ostaniec, kolego, zupełnie jak na starych filmach Johna Forda.
Spojrzał ponownie na przybite do słupka ogłoszenie i nie mieściło mu się w głowie, jak mógł pomylić PROWADZENIE DZIAŁALNOŚCI HANDLOWEJ z PRZEBYWANIEM NA TERENIE, on, wielki zły doradca inwestycyjny, David Pogromca Wilków.
– Tu piszą Z POLECENIA SZERYFA HRABSTWA SUBLETTE ZABRANIA SIĘ PRZEBYWANIA NA TERENIE STACJI – powiedział.
– Bardzo dobrze. A pod tym bla-bla-bla, co napisano?
Z początku w ogóle nie potrafił przeczytać dwóch linijek na dole, stanowiły dla niego po prostu niezrozumiałe symbole, być może dlatego, że jego umysł, który nie chciał w to wszystko wierzyć, nie mógł znaleźć bezbolesnego tłumaczenia. Dlatego zerknął jeszcze raz na tory i nie zdziwił się specjalnie, widząc, że nie lśnią już w świetle księżyca; rdza przeżarła stal, między podkładami rosły chwasty. Kiedy spojrzał ponownie przed siebie, stacja kolejowa była ruiną. Miała okna pozabijane deskami i brakowało większości gontów na dachu. Napis ZAKAZ PARKOWANIA POSTÓJ TAXI zniknął z asfaltu, który był popękany i pełen dziur. Nadal widział z boku budynku napis WYOMING i STAN RÓWNOŚCI, ale litery przypominały teraz zjawy. Tak jak my, pomyślał.
– No, śmiało – powiedziała Willa, która miała swoje podejście do różnych spraw, która widziała to, co miała przed oczyma, i chciała, żeby zobaczyli to inni, nawet jeśli było to okrutne. – To twój ostatni egzamin. Przeczytaj te dwie linijki na dole i będziemy mogli pójść na koncert.
David westchnął.
– Tu napisano: TA NIERUCHOMOŚĆ JEST PRZEZNACZONA DO WYBURZENIA. A niżej: ROZBIÓRKA ZAPLANOWANA NA CZERWIEC DWA TYSIĄCE SIÓDMEGO.
– Masz u mnie piątkę. A teraz zobaczmy, czy ktoś jeszcze chce pójść do miasta i obejrzeć Derailersów. Powiem Palmerowi, żeby spojrzał na to od jaśniejszej strony: nie możemy kupić papierosów, ale ludzie tacy jak my nigdy nie płacą za wstęp.
* * *
Tyle że nikt nie chciał iść do miasta.
– Co to znaczy, że jesteśmy martwi? Dlaczego ona mówi takie okropne rzeczy? – zapytała Ruth Lander i tym, co (by tak rzec) zastrzeliło Davida, nie był jej pełen pretensji ton, lecz spojrzenie, które rzuciła mu, zanim przycisnęła twarz do sztruksowej marynarki Henry’ego. Ponieważ ona też wiedziała.
– Nie mówię tego, żeby cię zdenerwować, Ruth… – odparł.
– Więc przestań! – krzyknęła stłumionym głosem.
Zobaczył, że wszyscy z wyjątkiem Helen Palmer patrzą na niego z gniewem bądź wrogością. Helen kiwała głową i mruczała coś do męża i do kobitki Rhineharta, która miała chyba na imię Sally. Stali pod jarzeniówkami w małych grupkach… tyle że kiedy zamrugał oczyma, jarzeniówki zniknęły. Zagubieni pasażerowie byli po prostu niewyraźnymi postaciami stojącymi w skrawkach księżycowego światła wpadającego przez szpary w zabitych deskami oknach. Landerowie nie siedzieli na ławce, ale na zakurzonej podłodze obok stosu pustych ampułek po cracku – owszem, wyglądało na to, że crack dotarł nawet tutaj, do krainy Johna Forda – a na ścianie obok miejsca, gdzie siedziała w kucki i mruczała Helen Palmer, widniał krąg wyblakłej farby. A potem David zamrugał ponownie i jarzeniówki wróciły. Podobnie jak duży zegar, pod którym był wyblakły krąg.
– Powinieneś chyba sobie pójść, Davidzie – powiedział Henry Lander.
– Posłuchaj mnie przez chwilę, Henry – odezwała się Willa.
Henry spojrzał na nią i David zobaczył w jego wzroku wyraźną niechęć. Jeśli Henry darzył kiedyś Willę Stuart sympatią, ten czas należał do przeszłości.
– Nie chcę cię słuchać – oznajmił. – Denerwujesz moją żonę.
– Tak – mruknął tęgi młodzieniec w czapce Seattle Mariners. Nazywał się chyba O’Casey. Jakieś irlandzkie nazwisko z apostrofem w środku. – Przymknij się, dziewczyno!
Willa nachyliła się do Henry’ego, który lekko się od niej odsunął, jakby miała nieświeży oddech.
– Dałam się tu zaciągnąć Davidowi tylko dlatego, że mają zburzyć to miejsce. Wiesz, jak wygląda stalowa kula do wyburzania, Henry? Z pewnością jesteś dość inteligentny, żeby to wiedzieć.
– Każ jej przestać! – zawołała stłumionym głosem Ruth.
Willa pochyliła się jeszcze niżej. Jej oczy lśniły w ładnej, pociągłej twarzy.
– A kiedy zabiorą stąd kulę do wyburzania i ciężarówki wywiozą gruz, który był kiedyś stacją kolejową… tą starą stacją kolejową… gdzie się podziejecie?
– Proszę, zostaw nas w spokoju – powiedział Henry.
– Zaprzeczanie nie jest metodą rozwiązywania problemów, Henry.
Ursula Davis, która nie lubiła Willi od samego początku, dała krok do przodu i wysunęła do przodu podbródek.
– Goń się, ty upierdliwa dziwko.
Willa obróciła się na pięcie.
– Nikt z was jeszcze tego nie załapał? Jesteście martwi, wszyscy jesteśmy martwi, i im dłużej siedzicie w tym miejscu, tym trudniej będzie przenieść się gdzie indziej!
– Ona ma rację – powiedział David.
– Jasne, i kiedy powie, że księżyc jest serem, krzykniecie wszyscy mozzarella – odparła Ursula. Była wysoką, niesamowicie przystojną kobietą około czterdziestki. – Przepraszam za dosadny język, ale zrobiła wam taką wodę z mózgu, że to wcale nie jest zabawne.
Dudley wydał z siebie ponownie ten ośli ryk, a kobitka Rhineharta zaczęła pociągać nosem.
– Wy dwoje denerwujecie pasażerów – oznajmił Rattner, niewysoki konduktor, z przepraszającym uśmiechem na twarzy. Wcześniej prawie się nie odzywał.
David zamrugał, stację znowu spowił półmrok rozjaśniony światłem księżyca, i zobaczył, że Rattner nie ma połowy głowy. To, co zostało z jego twarzy, było spalone na węgiel.
– Zburzą to miejsce i nie będziecie mogli się nigdzie przenieść! – zawołała Willa. – Nigdzie… do kurwy nędzy! – Otarła pięściami płynące jej z oczu łzy gniewu. – Dlaczego nie pójdziecie z nami do miasta? Pokażemy wam drogę. Są tam przynajmniej ludzie… światła… muzyka.
– Chcę posłuchać muzyki, mamo – odezwała się Pammy Andreeson.
– Ćśśś – uciszyła ją matka.
– Gdybyśmy byli martwi, wiedzielibyśmy o tym – powiedział Biggers.
Читать дальше