Nie wiadomo skąd pojawił się pomywacz i zaczął pomagać kelnerce w uprzątnięciu bałaganu.
– Miałam wrażenie, że schodzę w dół – usłyszał jej głos David. Czy takie rzeczy słyszy się w zaświatach?
– Chyba z tobą wrócę – powiedziała Willa – ale nie będę sterczała na tej nudnej stacji z tymi nudnymi ludźmi, kiedy obok jest ten lokal.
– W porządku – odparł.
– Kto to jest Buck Owens?
– Wszystko ci o nim opowiem – obiecał. – I o Royu Clarku. Ale najpierw zdradź, co jeszcze wiesz.
– Większość z nich w ogóle mnie nie obchodzi, ale Henry Lander jest miły. Podobnie jak jego żona.
– Phil Palmer też jest do rzeczy.
Willa zmarszczyła nos.
– Phil grzdyl.
– Co jeszcze wiesz, Willo?
– Zobaczysz sam, jeśli naprawdę popatrzysz.
– Czy nie byłoby prościej, gdybyś…
Najwyraźniej nie. Willa wstała, przyciskając uda do krawędzi stołu, i wskazała palcem przed siebie.
– Zobacz! Wraca zespół!
* * *
Kiedy on i Willa wyszli na drogę, trzymając się za ręce, księżyc mieli nad głowami. David nie wiedział, jak to możliwe – wysłuchali tylko dwóch pierwszych piosenek z następnej części koncertu – ale jego tarcza świeciła wysoko na rozgwieżdżonym niebie. To było niepokojące, lecz o wiele bardziej niepokoiło go coś innego.
– Który mamy rok, Willo? – zapytał.
Zaczęła się zastanawiać. Wiatr szarpał jej sukienkę, tak jak szarpałby sukienkę każdej żywej kobiety.
– Nie pamiętam dokładnie – odparła. – Czy to nie dziwne?
– Zważywszy na fakt, że nie pamiętam, kiedy ostatnim razem jadłem jakiś posiłek albo wypiłem szklankę wody? Niezbyt dziwne. Gdybyś miała zgadywać, co byś powiedziała? Szybko, bez zastanowienia.
– Tysiąc dziewięćset… osiemdziesiąty ósmy?
David pokiwał głową. Sam obstawiałby 1987.
– Tam w środku widziałem dziewczynę w T-shircie, na którym był napis LICEUM CROWHEART SPRINGS ROCZNIK ZERO TRZY. Skoro miała dość lat, żeby wpuścili ją do tej knajpy…
– W takim razie rok dwa tysiące trzeci musiał być co najmniej trzy lata temu.
– To samo przyszło mi na myśl… – David nagle urwał. – To nie może być rok dwa tysiące szósty… Willa, powiedz? To znaczy dwudziesty pierwszy wiek?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, usłyszeli stukanie pazurów po asfalcie. Tym razem więcej niż jednego zwierzęcia; drogą szły za nimi cztery wilki. Największy z nich, idący z przodu, był tym samym wilkiem, który stanął za Davidem, kiedy ten szedł do Crowheart Springs. Wszędzie poznałby to zmierzwione czarne futro. Miał teraz bardziej lśniące oczy. W każdym z nich widać było podobną do przygaszonej lampy połówkę księżyca.
– Widzą nas! – zawołała Willa, wpadając w coś w rodzaju ekstazy. – Davidzie, one nas widzą! – Uklękła na kolano na białej przerywanej linii i wyciągnęła prawą rękę. – No, smyku! Chodź do mnie. – Cmoknęła.
– Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, Willa.
Nie zwracała na niego uwagi, co było całkowicie w jej stylu. Willa miała własne wyobrażenie o różnych sprawach. To ona uparła się jechać z Chicago do San Francisco koleją – ponieważ, jak oznajmiła, chciała zobaczyć, jak uprawia się seks w pociągu. Zwłaszcza takim, który szybko jedzie i trochę się kołysze.
– No, dalej, smyku, chodź do mamusi!
Duży wilk podszedł bliżej, a w ślad za nim jego towarzyszka i ich dwa… mówi się chyba wilczęta? Kiedy zbliżył nozdrza (i wszystkie lśniące zębiska) do smukłej wyciągniętej ręki, przez krótką chwilę księżyc wypełnił w całości jego oczy, zasnuwając je bielmem. I nagle, tuż zanim długi pysk dotknął jej skóry, wilk zaskomlał przeraźliwie i odskoczył do tyłu tak gwałtownie, że przez chwilę stał na tylnych łapach i boksował w powietrzu przednimi, pokazując pluszowy biały brzuch. Inne rozpierzchły się. Duży wilk wykonał zwrot do tyłu i nadal skomląc, uciekł w zarośla z podkulonym ogonem. Reszta pobiegła za nim.
Willa wyprostowała się i popatrzyła na Davida z tak głębokim smutkiem, że nie mogąc znieść jej spojrzenia, wbił wzrok w ziemię.
– I po to wyciągnąłeś mnie na dwór, kiedy słuchałam muzyki? – zapytała. – Żeby pokazać mi, czym teraz jestem? Jakbym tego nie wiedziała!
– Przykro mi, Willo.
– Teraz jeszcze nie, ale będzie ci przykro. – Ponownie potrząsnęła głową. – Chodź, Davidzie.
– Nie jesteś na mnie zła?
– Och, trochę jestem, ale nie mam teraz nic poza tobą i nie pozwolę ci odejść.
Krótko po spotkaniu z wilkami David zauważył leżącą na jezdni puszkę budweisera. Był prawie pewien, że to ta sama, którą kopał przed siebie, aż poleciała w bok, w zarośla. I oto leżała ponownie w tym samym miejscu co na początku… ponieważ ani razu jej oczywiście nie kopnął. Percepcja to nie wszystko, powiedziała Willa, ale percepcja i oczekiwanie razem wzięte? Kiedy się je połączy, można pobić rekord świata.
Kopnął puszkę w zarośla i kiedy minęli to miejsce, obejrzał się i zobaczył ją ponownie na jezdni, tam gdzie jakiś kowboj – jadący być może do „26” – wyrzucił ją przez okno swojego pick-upa. Przypomniał sobie, że w Hee Haw – tym starym muzycznym programie z Buckiem Owensem i Royem Clarkiem – nazywali pick-upy kowbojskimi cadillacami.
– Z czego się śmiejesz? – zapytała go Willa.
– Powiem ci później. Wygląda na to, że mamy sporo czasu.
* * *
Stali w księżycowej poświacie przed stacją kolejową Crowheart Springs, trzymając się za ręce, niczym Jaś i Małgosia przed chatką z czekolady. Długi zielony budynek przybrał w oczach Davida szaropopielaty odcień i chociaż wiedział, że słowa WYOMING i STAN RÓWNOŚCI namalowane są czerwoną białą i niebieską farbą w tym momencie mogły być w dowolnym kolorze. Zauważył zabezpieczoną folią kartkę, przybitą do jednego ze słupków okalających szerokie schodki, które prowadziły do podwójnych drzwi. Phil Palmer nadal opierał się o framugę.
– Hej, poeta, masz peta? – zawołał.
– Przykro mi, panie Palmer – odparł David.
– Chyba miałeś mi przynieść paczkę.
– Po drodze nie było sklepu.
– Nie sprzedawali papierosów tam, gdzie byłaś, laleczko? – zapytał Palmer. Należał do mężczyzn, którzy nazywają laleczkami wszystkie kobiety w pewnym wieku; wystarczyło na niego spojrzeć, żeby się tego domyślić, i wiadomo było, że kiedy będzie się z nim siedzieć w parne sierpniowe popołudnie, zsunie kapelusz na tył głowy, otrze czoło i powie, że to nie upał, ale wysoka wilgotność.
– Na pewno sprzedawali – odpowiedziała Willa – ale miałabym pewne problemy z ich kupnem.
– Możesz mi powiedzieć dlaczego, skarbie?
– A jak pan myśli?
Lecz Palmer skrzyżował tylko ramiona na wąskiej piersi i nic nie powiedział.
– Na kolację mamy rybę! – zawołała gdzieś z wnętrza stacji jego żona. – Najpierw to, a potem tamto! Nienawidzę zapachu tego miejsca! Meksykańcy!
– Jesteśmy martwi, Phil – poinformował go David. – Dlatego. Duchy nie mogą kupować papierosów.
Palmer przyglądał mu się przez kilka sekund, a potem się roześmiał. David zorientował się, że Palmer nie tylko mu uwierzył, ale wiedział o tym przez cały czas.
– Słyszałem mnóstwo wytłumaczeń, dlaczego ktoś nie przyniósł czegoś, o co go proszono, jednak muszę przyznać, że to bije wszystkie rekordy.
Читать дальше