Dean Koontz - Szepty
Здесь есть возможность читать онлайн «Dean Koontz - Szepty» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Szepty
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Szepty: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szepty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Szepty — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szepty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Miguel podniósł się na czworakach. Pluł krwią i błyszczącymi, białymi okruchami zębów na czarny makadam.
Frye podszedł do niego.
– Próbujemy się podnieść, kolego?
Śmiejąc się cicho, Frye nastąpił mu na palce. Wbił obcas w dłoń mężczyzny, potem cofnął się.
Miguel zaskowyczał i osunął się na bok.
Frye kopnął go w udo.
Miguel nie stracił przytomności, ale zamknął oczy mając nadzieję, że Frye po prostu odejdzie.
Frye czuł się, jakby przepływał przez niego prąd elektryczny, miliardy woltów, wybuchające od synapsy do synapsy, gorących, trzaskających i roziskrzonych. Nie było to uczucie bolesne, ale dzikie i podniecające doświadczenie, jakby właśnie dotknął go wszechmogący Bóg i napełnił najpiękniejszym, najjaśniejszym i najświętszym światłem.
Miguel otworzył swoje napuchnięte ciemne oczy.
– Już ci przeszła ochota do walki? – spytał Frye.
– Proszę… – powiedział Miguel przez powybijane zęby i rozbite wargi.
Rozbawiony Frye postawił stopę na gardle Miguela, zmuszając go do obrócenia się na plecy.
– Proszę…
Uwznioślony poczuciem własnej mocy, dryfujący, latający, szybujący Frye kopnął Miguela w żebra.
Miguel dławił się własnym krzykiem.
Śmiejąc się serdecznie, Frye kopał go, dopóki kilka żeber nie pękło z trzaskiem.
Miguel zrobił to, przed czym w ciągu ostatnich paru minut starał się powstrzymać. Zaczął płakać.
Frye powrócił do furgonetki.
Na ziemi za jej tylnymi kołami leżał nieprzytomny Pablo.
Powtarzając bezustannie „tak, tak, tak, tak, tak”, Frye okrążał Pabla, kopiąc go w kostki, kolana, uda, biodra i żebra.
Jakiś samochód zaczął zjeżdżać z ulicy na parking, ale kierowca zauważył, co się dzieje, i nie chciał w niczym brać udziału. Włączył wsteczny bieg, wycofał się i pomknął przed siebie z piskiem opon.
Frye przyciągnął Pabla do Miguela i ułożył ich obok siebie, usuwając z trasy ciężarówki. Nie chciał przejechać ani też zabić któregoś z nich, ponieważ zbyt wielu ludzi w barze miało okazję dobrze mu się przyjrzeć. Policjanci nie będą mieli większej ochoty na ściganie zwycięzcy zwykłej bójki ulicznej, zwłaszcza jeśli pokonani przez niego zaatakowali wspólnie jednego człowieka; będą natomiast szukali mordercy i dlatego też Frye upewnił się, czy Miguel i Pablo żyją.
Pogwizdując beztrosko, odjechał z powrotem w kierunku Marina Del Rey i zatrzymał się po prawej stronie ulicy, przy pierwszej czynnej stacji benzynowej. W czasie gdy obsługujący napełniał mu bak, sprawdzał poziom oleju i czyścił przednią szybę, Frye poszedł do toalety. Zabrał ze sobą przybory do golenia i mył się przez dziesięć minut.
Podczas podróży sypiał w furgonetce, jednak nie było w niej takich udogodnień, jak w wozie campingowym; brakowało bieżącej wody. Z kolei taki pojazd był bardziej zwrotny, mniej rzucał się w oczy i był daleko bardziej anonimowy od wozu campingowego. Aby korzystać z licznych udogodnień w pełni wyposażonego domu na kółkach, musiałby się co noc zatrzymywać na polach campingowych, podłączać wóz do kanałów ściekowych, wody i elektryczności, wszędzie przy tym zostawiając swoje nazwisko i adres. To było zbyt ryzykowne. Podróżując takim pojazdem, zostawiałby ślad, który podjąłby nawet bloodhound o słabym węchu, i tak samo byłoby, gdyby się zatrzymywał w motelach, w których recepcjoniści wypytywani później przez policję, z pewnością pamiętaliby wysokiego i nadzwyczaj umięśnionego mężczyznę o przenikliwych niebieskich oczach.
W toalecie na stacji zdjął rękawiczki i żółty sweter, umył tors i pachy mokrymi papierowymi ręcznikami i mydłem w płynie, spryskał się dezodorantem i ponownie ubrał. Zawsze dbał o czystość; lubił być czysty i zadbany niezależnie od okoliczności.
Kiedy uważał, że jest brudny, miał nie tylko złe samopoczucie, ale był również przygnębiony i w pewien sposób przestraszony, jakby brud wywoływał jakieś odległe wspomnienie nieprzyjemnego doświadczenia, dawno zapomnianego, jakby przywracał odrażające reminiscencje na skraj świadomości, gdzie mógł je czuć, ale ich nie widział, postrzegał, ale nie rozumiał. W te rzadkie noce, kiedy padał na łóżko nie umyty, jego powtarzający się koszmar senny był o wiele gorszy niż zazwyczaj, wybijał go ze snu uderzającym krzykiem przerażenia. I chociaż w takich razach zazwyczaj budził się, nie pamiętając zupełnie, co mu się śniło, miał uczucie, że właśnie wyrwał się z jakiegoś przyprawiającego o mdłości, plugawego miejsca, z jakiejś ciemnej, dusznej i cuchnącej jamy.
Nie chcąc się narażać na spotęgowanie koszmaru, który z pewnością miał mu się przyśnić, umył się, ogolił szybko maszynką elektryczną, spryskał twarz płynem po goleniu, umył zęby i użył toalety. Rankiem pojedzie na inną stację i powtórzy te rutynowe czynności i zmieni wtedy również ubranie.
Zapłacił obsługującemu za benzynę i pojechał do Marina Del Rey przez coraz bardziej gęstniejącą mgłę. Zaparkował furgonetkę na tym samym parkingu przyległym do basenu portowego, skąd dzwonił do swojego domu w Napa. Wysiadł z dodge’a, podszedł do budki telefonicznej i wykręcił znowu ten sam numer.
– Słucham?
– To ja – powiedział Frye.
– Alarm odwołany.
– Dzwonili z policji?
– Tak.
Rozmawiali przez jakąś minutę lub dwie, po czym Frye powrócił do furgonetki.
Rozłożył materac w tylnej części wozu i zapalił latarkę, którą tam trzymał. Nie znosił całkowicie zaciemnionych miejsc. Nie potrafił zasnąć, jeżeli pod drzwiami nie było chociaż smugi światła albo w jakimś kącie nie paliła się chociaż słaba lampka nocna. W całkowitej ciemności zaczynał sobie wyobrażać, że wpełzają na niego te tajemnicze stworzenia, że muskają jego twarz i roją się pod ubraniem. Gdy był pozbawiony światła, atakowały go groźne, choć nieartykułowane szepty, które czasami słyszał przez parę minut po przebudzeniu się z koszmaru, szepty mrożące krew w żyłach, przez które miał rozwolnienie i kołatało mu serce.
Gdyby kiedykolwiek zdołał odnaleźć źródło tych szeptów albo wreszcie zrozumieć to, co próbowały mu powiedzieć, wiedziałby, co jest treścią koszmaru. Wiedziałby, dlaczego ten sen – ten lodowaty strach – powtarza się, i wreszcie byłby w stanie uwolnić się od niego.
Problem polegał na tym, że gdy tylko się budził i słyszał szepty z końca snu, jego stan duchowy nie pozwalał mu przysłuchać im się uważniej i dokonać ich analizy; zawsze był przerażony i pragnął jedynie, by ustały i pozostawiły go w spokoju.
Bezskutecznie próbował zasnąć przy odległym świetle latarki. Rzucał się i przewracał. Jego umysł pracował na przyśpieszonych obrotach. Był zupełnie rozbudzony.
Uświadomił sobie, że spać nie daje mu nie zakończona sprawa z tamtą kobietą. Nastawił się, że ją zabije, i nie dane mu było tego dokonać. Był zdenerwowany. Czuł pustkę i brak spełnienia.
Próbował zaspokoić swoje pożądanie tej kobiety nasyceniem żołądka. Kiedy to nie pomogło, starał się odwrócić od niej myśli, prowokując bójkę z tamtymi dwoma Chicano. Jedzenie i nadmierny wysiłek fizyczny były dwiema rzeczami, które zawsze stosował, żeby stłumić seksualny głód i oderwać uwagę od płonącej w nim czasem gwałtownie tajemnej żądzy krwi. Pragnął seksu, brutalnego i bolesnego, którego nie zapewniłaby dobrowolnie żadna kobieta, więc w jego zastępstwie obżerał się. Pragnął zabijać, więc spędzał cztery albo pięć godzin na podnoszeniu ciężarów, dopóki jego mięśnie nie były ugotowane na pudding i cała przemoc z niego nie wyparowała. Psychiatrzy nazywają to sublimacją. Ostatnio było to jednak coraz mniej skuteczne w pozbywaniu się tych bezbożnych pragnień.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Szepty»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szepty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Szepty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.