Ian Fleming - Goldfinger

Здесь есть возможность читать онлайн «Ian Fleming - Goldfinger» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Шпионский детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Goldfinger: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Goldfinger»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Auric Goldfinger: okrutny, inteligentny, frustrująco ostrożny. Oszust w kanaście i krętacz na dużą skalę w życiu codziennym. Takich ludzi James Bond nienawidzi najbardziej. Dobrze się więc składa, że to właśnie Bond otrzymał zbadanie tego co Goldfinger, najbogatszy człowiek w kraju, zamierza zrobić ze swoimi nieuczciwymi zyskami, oraz co łączy go ze Smiersz – ultratajną sowiecką organizacją bezlitośnie likwidujących obcych agentów. 007 odkrywa, że Goldfinger ma niezwykle ambitne i groźne plany: wśród nich są największa kradzież złota w historii oraz masowe morderstwo…

Goldfinger — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Goldfinger», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie jestem pewna. Gram w golfa. W Divonne są teraz Otwarte Mistrzostwa Szwajcarii dla kobiet. Właściwie to nie radzę sobie aż tak dobrze, ale pomyślałam: dlaczego by nie spróbować? Później miałam zamiar rozegrać kilka partii na innych polach.

Brzmi to prawdopodobnie, jak trzeba. Nie ma powodu, by sądzić, że sprawa jest dęta. Ale Bond był pewien, że panna Soames nie mówi całej prawdy.

– Często pani grywa? Do jakiego klubu pani należy?

– O tak, gram dość dużo. Jestem członkinią Tempie. Oczywista odpowiedź. Prawda to, czy rzuciła tylko nazwę pierwszego lepszego klubu?

– Mieszka pani w pobliżu Tempie?

– Mam ciotkę w Henley. A pan? Co pan porabia w Szwajcarii? Wakacje?

– Nie, interesy. Import, eksport…

– Ach tak…

Bond uśmiechnął się w duchu. Rozmowa jak w teatrze! A jakże, takie kulturalne, sceniczne głosy! Stanęła mu przed oczyma scena ukochana chyba przez wszystkich angielskich reżyserów: salon, sztuczne promienie słońca rzucone na malwy za przeszklonymi drzwiami, on i ona na skraju sofy. Ona podaje herbatę. „Czy pan słodzi?”

Wjechali na pogórze. Przed nimi rozciągał się długi odcinek prostej drogi, a w dali ujrzeli małe skupisko budynków francuskiego urzędu celnego.

Nie miał nawet najmniejszej szansy, żeby zerknąć na jej paszport. Jak tylko się zatrzymali, powiedziała, że chce się odświeżyć, wysiadła i zniknęła za drzwiami przybytku „Dla Pań”. Zjawiła się – ze stempelkiem w paszporcie – gdy Bond był już po odprawie. Kiedy zabrali się do nich celnicy szwajcarscy, wymyśliła sobie, że musi wydostać coś z walizki i agent znów nie miał okazji, by sprawdzić, czy panna Tilly Soames nie blaguje.

Dojechali szybko do Genewy i zatrzymali się przed imponującym wejściem hotelu Bergues. Baggagiste zajął się jej walizeczką i torbą z kijami do golfa. Stali na schodach. Wyciągnęła do niego rękę.

– Do widzenia. – Nie, w jej szczerych, niebieskich oczach nie dostrzegł żadnego wzruszenia. – I dziękuję. Prowadzi pan wspaniale. – Uśmiechnęła się. – A w Macon wrzucił pan przez pomyłkę wsteczny. Dziwne…

– Nie często mi się to zdarza. – Wzruszył ramionami. – Ale cieszę się, że tak wyszło. Gdyby udało mi się uwinąć z moimi sprawami, moglibyśmy się spotkać i…

– Będzie mi miło. – Ale ton jej głosu mówił, że nie będzie. Panna Soames odwróciła się i zniknęła za wahadłowymi drzwiami.

Bond ruszył biegiem do samochodu. Do diabła z nią! Teraz namierzyć Goldfingera. Potem – do skromnego biura na Quai Wilson. Włączył nasłuch i odczekał kilka minut. Złotnik był blisko, lecz stale się oddalał. Jechał albo prawym, albo lewym brzegiem jeziora. Sądząc po natężeniu dźwięków, jakie wydawał z siebie Homer, znajdował się przynajmniej milę za miastem. Dokąd pędził? W lewo, do Lozanny? W prawo, do Evian? DB III wziął już zakręt w lewo. Bond postanowił zdać się na nos maszyny. Przyspieszył.

Wysoką, żółtą sylwetkę rollsa dostrzegł dopiero przed Coppet, małą wioską rozsławioną przez Madame de Stael. Natychmiast schował się za najbliższą ciężarówkę. Kiedy zza niej wychynął, żeby ponownie zbadać sytuację, rolls jakby zapadł się pod ziemię. Bond jechał dalej, spoglądając w lewo. U wjazdu do wsi zobaczył w jakimś murze ogromne, solidne wrota z żelaza. Właśnie się zamykały, a w powietrzu unosił się jeszcze tuman kurzu. Na szczycie muru stała skromna tablica, której wypłowiałe żółte litery na błękitnym tle informowały, że jest to ENTREPRISES AURIC A.G. Więc lis skrył się do nory!

Agent dojechał do najbliższego skrętu w lewo. Skręcił i jechał prosto, aż dotarł do alei wiodącej z powrotem, poprzez winnice, do lasu za Cappet i do zamku Madame de Stael. Zatrzymał się za drzewami. Teraz powinien znajdować się dokładnie na wysokości „Entreprises Auric”. Wziął lornetkę, wysiadł i ruszył ścieżką prowadzącą do wsi. Wkrótce natknął się na żelazne, najeżone szpikulcami ogrodzenie, na którego szczycie wiły się zwoje kolczastego drutu. Sto jardów dalej, u stóp wzgórza, ogrodzenie łączyło się z wysokim kamiennym murem. Bond zawrócił i począł rozglądać się za jakimś ukrytym wejściem, które z pewnością wynalazły przed nim miejscowe dzieciaki, żeby dostać się do kasztanowców. I znalazł je – dwa pręty ogrodzenia były rozchylone tak, że mógł się tamtędy prześlizgnąć ktoś mały i szczupły. Agent stanął na niższym, wagą swego ciała poszerzył przejście o kilka cali i wczołgał się do środka.

Szedł ostrożnie między drzewami, uważając na każdy krok, unikając suchych gałęzi. Drzewa zaczynały się przerzedzać. W prześwitach dostrzegł bezładnie rozrzucone, niskie budynki stojące za niewielkim manoir. Rozejrzał się i skrył za grubym pniem jodły. Miał teraz widok z góry. Najbliższy budynek wznosił się sto jardów dalej. Przed nim było obszerne podwórze. Na środku podwórza parkował zakurzony, żółty rolls.

Bond chwycił lornetkę i dokładnie wszystko sobie obejrzał.

Dom – pokryty dachówką, dobrze skomponowany sześcian ze starej, czerwonej cegły – miał jedno piętro i zagospodarowany strych. Składał się pewnie z czterech sypialni i dwóch głównych pomieszczeń dziennych. Jego ściany porastała częściowo buchająca kwieciem glicynia. Tak, dom był ładny. Oczyma wyobraźni Bond widział na biało pomalowane wnętrza, czuł słodki zapach unoszący się w nagrzanych słońcem pokojach. Tylne drzwi wychodziły na duży, wyłożony płytkami dziedziniec, gdzie stał rolls. Po lewej stronie dziedziniec był nie zabudowany, za to od prawej zamykał go z dwóch stron parterowy budynek warsztatów w kształcie litery „L”. Z jego środka bił w niebo uwieńczony kapturem komin z cynkowej blachy. Na kapturze Bond zauważył obracającą się nieustannie łapę czegoś, co przypominało radar klasy Decca, taki, jaki widuje się na mostkach okrętowych. Radar na dachu małej fabryczki zagubionej wśród drzew…?

Nagle cisza i bezruch tego sielankowego landszaftu prysły. Bond odebrał to tak, jak trzask przysłony w dioramie na molo w Brighton, kiedy kończy się ściśle odmierzony czas za jednego pensa. Gdzieś daleko zegar wybił cichutko godzinę piątą. Na ten znak tylne drzwi domu otworzyły się i wyszedł z nich Goldfinger. Wciąż miał na sobie białą wiatrówkę, lecz nie nosił już pilotki. Za nim sunął trudny do opisania mały człowieczek z przyciętymi na szczotkę wąsami; na nosie błyszczały mu rogowe okulary. Płaszczył się służalczo przed złotnikiem, a ten był bardzo z czegoś zadowolony. Podeszli do samochodu i Goldfinger czule poklepał rollsa po masce. Mały człowieczek roześmiał się usłużnie. Z kieszonki w kamizelce wyjął gwizdek, zagwizdał, w prawej części warsztatów otworzyły się drzwi i wyszło z nich czterech robotników w niebieskich kombinezonach. Podeszli do samochodu. Zza otwartych drzwi dobiegł buczący hałas. Zaczęła pracować jakaś wielka maszyna. Najpierw wolno, potem wpadła w ciężki rytm, który Bond pamiętał jeszcze z Reculver.

Tych czterech rozstawiło się wokół samochodu Goldfingera i na polecenie małego człowieczka – najpewniej brygadzisty – zaczęli rozbierać rollsa na części.

Kiedy zdjęli z zawiasów wszystkie drzwi, usunęli maskę z silnika i kiedy zabrali się do roznitowywania błotników, stało się jasne, że metodycznie obdzierają wóz z pancernej skóry.

Bond wyciągnął akurat ów odkrywczy wniosek, gdy w drzwiach domu pojawiła się czarna sylwetka Złotej Rączki. Był jak zwykle w meloniku. Zwracając się do Goldfingera, wyartykułował coś na kształt dźwięku, Goldfinger rzekł słowo brygadziście, po czym wszedł do domu i zostawił robotników samych sobie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Goldfinger»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Goldfinger» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Goldfinger»

Обсуждение, отзывы о книге «Goldfinger» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x