Iris Johansen - A wtedy umrzesz…

Здесь есть возможность читать онлайн «Iris Johansen - A wtedy umrzesz…» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Остросюжетные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

A wtedy umrzesz…: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «A wtedy umrzesz…»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Słońce świeci, na rynku małego miasteczka w Meksyku panuje cisza i spokój. Mimo to widać, że wydarzyło się coś niepojętego, a Bess Grady, fotoreporterka, i jej siostra Emily mimowolnie znalazły się w samym środku katastrofy. W chaosie i zamieszaniu Emily znika, Bess zaś staje się zakładniczką. Ponieważ chodzi o życie niewinnych ofiar, musi przystać na współpracę z dziwnym nieznajomym; jego motywy są podejrzane, za nim ściele się ścieżka zasłana trupami. Do czego doprowadzi ta niebezpieczna gra?

A wtedy umrzesz… — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «A wtedy umrzesz…», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Niewykluczone. Esteban nie może się doczekać raportu. Sprawdzisz jeszcze raz?

Galvez wzruszył ramionami i wszedł do namiotu. Kaldak ruszył za nim w stronę faksu.

– Nic – powiedział Galvez.

– Jesteś pewny? Może papier się skończył. Sprawdź w pamięci. Galvez pochylił się nad urządzeniem.

– Mówiłem ci, nic nie przyszło. A teraz zostaw mnie…

Kaldak otoczył ramieniem szyję Galveza. Wystarczył jeden szybki ruch, by skręcić mu kark.

22 stycznia 12.30

Masz? – Esteban zbliżył się do dżipa. – Coś długo ci zeszło.

Kaldak podał mu faks.

– Brak związku z jakimikolwiek agendami rządowymi. Doktor Emily Corelli, trzydzieści sześć lat, wybitna specjalistka w dziedzinie chirurgii dziecięcej z Detroit. Mąż, Tom, ma firmę budowlaną. Jedna córka, dziesięć lat.

– A druga?

– Jej siostra, Elizabeth Grady, dwadzieścia dziewięć lat, rozwódka. Fotoreporterka.

– Reporterka? – Esteban ściągnął brwi. – To mi się nie podoba.

– Przyjechała na zlecenie magazynu turystycznego.

– Ale dlaczego właśnie teraz?

Kaldak wzruszył ramionami.

Esteban skierował światło latarki na zdjęcia paszportowe przesłane wraz z faksem. Siostry wcale nie były podobne. Corelli miała ciemne, gładko zaczesane włosy, delikatne, regularne rysy twarzy, podczas gdy u Elizabeth Grady przykuwały uwagę przede wszystkim pełne usta, głęboko osadzone, piwne oczy, uparta broda, krótkie loczki, wypłowiałe na słońcu i znacznie jaśniejsze niż włosy Emily.

– Na jak długo przyjechały?

– Dwa, trzy tygodnie. – Kaldak umilkł. – Przez najbliższe dwa tygodnie nikt ich nie będzie szukał. Mają telefon komórkowy, ale już teraz są poza zasięgiem. A z Tenajo w ogóle trudno gdziekolwiek się dodzwonić, więc poczta nie od razu się zorientuje, że linia została przecięta. Możliwe, że nie wcześniej niż za tydzień przyjedzie ekipa, żeby ją naprawić.

– Do czego zmierzasz?

– Do wyeliminowania komplikacji. Po co je puszczać do Tenajo? Nim ktokolwiek zacznie ich szukać, pozbędę się obu tak, że nikt nigdy ich nie znajdzie.

– Uparty jesteś.

– Pozwól mi to zrobić dzisiejszej nocy. To najrozsądniejszy ruch.

– Ja zadecyduję, jaki ruch jest rozsądny – uciął Esteban. Co za zarozumiały bubek! – Nie masz pojęcia, o co idzie gra.

– I nie zamierzam podpytywać. Nie chcę skończyć jak Galvez. Esteban bacznie się przyjrzał Kaldakowi.

– Załatwiłeś go? Już?

Kaldak wyglądał na zaskoczonego.

– Oczywiście.

Estebana ogarnęło zadowolenie. Umocnił swoją pozycję. Ale nawet to jego nieporównywalne z niczym poczucie władzy Kaldak niwelował swoim chłodem i obojętnością. Esteban zmiął kartkę w kulę.

– Nie dostaniesz ich. Pozwolimy im dojechać do Tenajo.

Kaldak milczał.

Nie jest zadowolony, spostrzegł Esteban z satysfakcją. Dobrze. Może powinien był pozwolić Kaldakowi uporać się z tą sprawą, ale dotknął go ten brak uległości. Zresztą to w końcu bez znaczenia.

Tak czy owak kobiety zginą.

– Wracasz do obozu? – spytał Kaldak.

– Nie, zostanę tu jeszcze trochę.

Odwrócił się w stronę wzgórz. Kaldak odjechał. Esteban nie chciałby go rozpraszali ludzie z obozu. Już wcześniej uznał, że ze względów bezpieczeństwa nie powinien się udawać do Tenajo, lecz oczekiwanie sprawiało mu prawie taką samą przyjemność jak uczestnictwo w realizacji planu, który puścił w ruch; zasłużył na to, by móc się teraz tym rozkoszować. Habin ze swoimi pobudkami politycznymi nie wie, co naprawdę robi.

Odczuł podniecenie, gdy sobie uświadomił, że nawet w tej chwili to już się dzieje.

Noc była jasna, nad tamtymi odległymi wzgórzami nie kłębiły się chmury burzowe. Prawie widział, jak Mroczna Bestia zawisła nad miasteczkiem.

Święta Dziewico, pomóż im. Ich nieśmiertelne dusze smażą się w ogniu szatana.

Ojciec Juan klęczał w kaplicy, wzrok wbił w złoty krucyfiks, wiszący nad jego głową.

Spędził w Tenajo czterdzieści cztery lata i do tej pory jego trzódka zawsze go słuchała. Dlaczego teraz – w chwili ostatecznej próby – wierni nie okazują posłuszeństwa?

Słyszał ich głosy na placu przed kościołem: pokrzykiwali, śpiewali, śmiali się. Wyszedł, skarcił ich, mówiąc, że o tej porze powinni być już w domach, ale to na nic się nie zdało. Tylko zaprosili go do udziału w tym dziele szatana.

Nie przyłączy się. Zostanie w kościele.

I będzie się modliłby Tenajo ocalało.

– Dobrze spałaś – zwróciła się Emily do Bess. – Wyglądasz na bardziej wypoczętą.

– A gdy będziemy stąd wracać, będę jeszcze bardziej wypoczęta. – Wytrzymała spojrzenie siostry. – Czuję się świetnie. Odczep się ode mnie.

Emily się uśmiechnęła.

– Zjedz śniadanie. Rico już ładuje rzeczy do dżipa.

– Pomogę mu.

– Wszystko będzie dobrze, prawda? Spędzimy tu udane wakacje.

– Może byś wreszcie przestała… – Ech, niech jej będzie. Nie pozwoli sobie zepsuć pobytu. – Jasne. Spędzimy tu wspaniałe wakacje.

– I cieszysz się, że z tobą przyjechałam? – nie ustępowała Emily.

– Cieszę się, że ze mną przyjechałaś. Emily puściła oko.

– Bomba.

Bess zbliżyła się do dżipa, ciągle jeszcze z uśmiechem na twarzy.

– A, widzę, że jesteś szczęśliwa. Dobrze spałaś? – spytał Rico. Przytaknęła i włożyła do samochodu statyw. Wzrokiem powędrowała ku górom.

– Kiedy ostatnio byłeś w Tenajo?

– Prawie dwa lata temu.

– To dawno. Twoja rodzina jeszcze tu mieszka?

– Tylko matka.

– Nie tęsknisz za nią?

– Raz w tygodniu rozmawiamy przez telefon. – Zmarszczył brwi. – Ja i brat doskonale sobie radzimy. Moglibyśmy jej kupić ładne mieszkanie w stolicy, ale ona nie chce przyjechać. Powiada, że nie czułaby się tam u siebie.

Najwyraźniej trafiła w bolesny punkt.

– Ktoś jednak musi uważać Tenajo za cudowne miejsce, inaczej Conde Nast by mnie tu nie przysyłało.

– Pewnie ci, którzy tu nie muszą mieszkać. Co moja matka ma? Nic. Nawet pralki. Ludzie żyją jak przed pięćdziesięciu laty. – Ze złością wrzucił do dżipa ostatni bagaż. – Wszystko przez tego klechę. Ojciec Juan przekonał ją, że wielkie miasto jest przybytkiem zła i pychy i że powinna zostać w Tenajo. Głupi staruch. Co złego w udogodnieniach?

Bess zdała sobie sprawę, że chłopaka naprawdę to boli; nie wiedziała, co powiedzieć.

– Może uda mi się matkę przekonać, żeby ze mną wróciła – dodał.

– Mam nadzieję. – Nawet w jej uszach zabrzmiało to żałośnie. Szukała innego sposobu podniesienia chłopaka na duchu. – Chcesz, żebym zrobiła jej zdjęcie? A może wam obojgu?

Twarz mu pojaśniała.

– To byłoby miłe. Mam tylko fotkę, którą brat pstryknął cztery lata temu. - Zawiesił głos. – A może byś opowiedziała, jak świetnie sobie radzę w Meksyku? Że wszyscy klienci domagają się, żebym to ja ich obsłużył? To nie byłoby kłamstwo – dorzucił szybko. – Jestem bardzo lubiany.

Usta jej drgnęły.

– Nie wątpię. – Wsiadła do samochodu. – Zwłaszcza przez panie.

Uśmiechnął się psotnie.

– Tak, panie są dla mnie bardzo dobre. Ale roztropniej będzie nie wspominać o tym matce. Ona by nie zrozumiała.

– Postaram się zapamiętać – obiecała uroczyście.

– Gotowi?

Emily już chwilę przedtem podeszła do dżipa, a teraz dała Ricowi pudełko ze sprzętem do gotowania.

– Ruszajmy. Przy odrobinie szczęścia o drugiej będziemy w Tenajo, a o czwartej będę się bujać w hamaku. Nie mogę się doczekać. Jestem pewna, że to raj na ziemi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «A wtedy umrzesz…»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «A wtedy umrzesz…» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Iris Johansen
Iris Johansen - W Obliczu Oszustwa
Iris Johansen
Iris Johansen - The Treasure
Iris Johansen
Iris Johansen - Deadlock
Iris Johansen
Iris Johansen - Dark Summer
Iris Johansen
Iris Johansen - Blue Velvet
Iris Johansen
Iris Johansen - Pandora's Daughter
Iris Johansen
Iris Johansen - Zabójcze sny
Iris Johansen
Iris Johansen - Sueños asesinos
Iris Johansen
Iris Johansen - No Red Roses
Iris Johansen
Iris Johansen - Dead Aim
Iris Johansen
Отзывы о книге «A wtedy umrzesz…»

Обсуждение, отзывы о книге «A wtedy umrzesz…» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x