Joan Hohl - Policjant Wolfe

Здесь есть возможность читать онлайн «Joan Hohl - Policjant Wolfe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Остросюжетные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Policjant Wolfe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Policjant Wolfe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Sarah niechcący podsłuchała pewną rozmowę i od tego czasu żyła w nieustannym strachu. A gdy związała się z Jakiem, przystojnym policjantem, zaczęła się bać nie tylko o siebie…

Policjant Wolfe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Policjant Wolfe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jake otrzymał przez radio polecenie zbadania sprawy zgłoszonej właśnie kradzieży. Dodał gazu, skręcił na najbliższym skrzyżowaniu i wjechał na drogę wylotową. Zgłoszone przestępstwo popełniono na terenie posiadłości położonej na obrzeżach rejonu Jake'a. Policjant zajechał przed dom oddalony nieco od asfaltowej, wiejskiej szosy. Szpaler drzew oddzielał od drogi wspaniały, wielopoziomowy dom z drewna i surowego kamienia. Drzwi otworzył zadbany, czterdziestoparoletni i… wściekły jak diabli mężczyzna.

– Nie do uwierzenia! – ryknął, patrząc na Jake'a, jakby uważał, że to właśnie policjant ponosi całkowitą odpowiedzialność za powstałą sytuację. – Masz pan pojęcie, ile mnie to kosztuje?

– Nie, proszę pana. – Jake odpowiedział profesjonalnie spokojnym tonem. – Nie wiem nawet, czym jest owo kosztowne „to".

– Mój samochód, cholera jasna! – wrzasnął mężczyzna, targając i tak już zmierzwione włosy. – Niech pan spojrzy!

Ruszył przodem, a Jake podążył za nim. Niewiele brakowało, a wpadłby na niego, gdy ten zatrzymał się nagle w szerokich wrotach garażu mogącego pomieścić dwa samochody.

– Widzi pan ten bałagan? – zapytał retorycznie nieznajomy. – Samochód był wart ponad czterdzieści tysięcy dolarów, a oni rozebrali go na kawałki!

Rzeczywiście, co za wandalizm! zgodził się w duchu Jake, oglądając resztki tego, co musiało być kiedyś luksusowym samochodem.

Amatorzy, zawyrokował. Zawodowi złodzieje nie traciliby czasu na rozbieranie samochodu i nie zostawili części, które także miały swoją wartość. Zabraliby po prostu cały samochód; odjechali nim albo załadowali na dużą ciężarówkę z platformą.

– Prawie świętokradztwo – mruknął Jake. Rozumiał furię właściciela i współczuł mu. – Najsmutniejsze jest to, że złodziej lub złodzieje dostaną za części pięćdziesiąt, może nawet siedemdziesiąt tysięcy.

– Jezu! – jęknął mężczyzna. – Można się załamać.

Jasne, pomyślał Jake.

– Mam nadzieję, że jakoś pan to zniesie – oświadczył poważnym tonem. – Mnie także szlag trafia, kiedy widzę coś takiego.

– Serio? – Mężczyzna wyglądał tak, jakby uwaga – policjanta zbiła go z tropu. – Pan się tym przejmuje? Przecież jest pan gliną?

– Co to ma do rzeczy? – zapytał Jake, wchodząc do środka, żeby obejrzeć dokładniej resztki wspaniałego pojazdu.

– No, wie pan… – Mężczyzna uniósł rękę, jakby chciał chwycić wiszącą w powietrzu odpowiedź. – Ludzie tacy jak pan, gliniarze, strażacy, sanitariusze… Widzicie tyle krwi… ofiary morderstw, ciała pokiereszowane w wypadkach na autostradach… Czy takie widoki robią jeszcze na panu wrażenie?

Jake klęczał już koło pozostałości samochodu. Uśmiechnął się do mężczyzny.

– Niestety tak.

– Ja nie mógłbym być gliniarzem – przyznał właściciel kupy złomu. – Do tego trzeba chyba mieć jakieś szczególne predyspozycje.

Na przykład nierówno pod sufitem? Jake uśmiechnął się w duchu, zachowując jednak to spostrzeżenie dla siebie.

– Jak pan sądzi? Mam jakieś szanse na odzyskanie… części?

Jake powoli wstał i spojrzał nieznajomemu prosto w oczy.

– Chciałby pan usłyszeć odpowiedź, która pana zadowoli, czy prawdę, panie… – zawiesił głos.

– Hawkins – padła odpowiedź. – Robert Hawkins. Myślę, że powinienem usłyszeć prawdę.

– Dobrze, panie Hawkins. Doświadczenie mówi mi, że szanse są znikome.

Robert Hawkins westchnął.

– Właśnie tak myślałem. Towarzystwo ubezpieczeniowe na pewno to doceni.

Jasne, zgodził się w myślach Jake: Zwiększy wysokość składki. Trudno, to nie moje zmartwienie. Trzeba się zabrać do pracy, bo czas ucieka. Sarah…

Poczuł przypływ podniecenia, jednak przywołał się do porządku i wyjął notes z tylnej kieszeni spodni. Musi zapytać o fakty, które przedstawi w urzędowym raporcie, choćby nawet nie rzucały one wiele światła na sprawę i właściwie do niczego się nie przydały.

– Kiedy odkrył pan kradzież?

– Bezpośrednio przedtem, zanim zatelefonowałem na policję. Mniej więcej… kwadrans, czy dwadzieścia po trzeciej. – Zawahał się i dodał, wzruszając ramionami: – Wkrótce po obudzeniu.

– Pracuje pan na drugą zmianę?

– U diabła, nie. – Hawkins wyglądał na urażonego przypuszczeniem, że mógłby wykonywać tak plebejskie zajęcie, jak praca na zmiany. – Jestem szefem personelu Franklin Container Company w Norristown.

– Rozumiem. – Jake zanotował informację. – Jest pan na zwolnieniu lekarskim?

– Nie, nie – zaprotestował ze złością Hawkins. – Co to ma wspólnego z moim samochodem?

– Proszę się uspokoić, przecież o nic pana nie oskarżam – zauważył Jake zawodowo uprzejmym tonem. – Pytam o to tylko dlatego, żeby ustalić, kiedy w przybliżeniu miała miejsce kradzież.

– Och, przepraszam. – Hawkins poczerwieniał. – Wziąłem sobie dzisiaj urlop.

Rzeczywiście, jeśli bierze się wolne, to zwykle w piątek, pomyślał Jake, jednak zachował to spostrzeżenie dla siebie. Rzecz jasna, ta informacja nie przyczyniła się do ustalenia czasu kradzieży.

Jake zmarszczył brwi.

Robert Hawkins zrozumiał niemy wyrzut i pospieszył z wyjaśnieniem.

– Wczoraj, wczesnym wieczorem, wyjechałem z przyjaciółką do Atlantic City. Wróciliśmy dziś, mniej więcej o piątej rano.

– Rozbiliście w kasynie bank? – zapytał Jake, szykując się do złożenia gratulacji.

– Niestety. – Hawkins wzruszył ramionami. – Właściwie trochę wygrałem, ale nie to było powodem, że zostaliśmy tak długo.

– Hmm – mruknął bez przekonania Jake. W końcu to nie mój interes, pomyślał. Ja już nie gram. Nigdy więcej. Stracił zapał do hazardu. Kiedyś grywał w Vegas, w latach buntowniczej młodości. Niedawno odwiedził to miasto już tylko jako turysta. Rozumiał jednak, że można spędzić w kasynie wiele godzin i stracić poczucie czasu.

– Mieliśmy bilety na popołudniówkę – ciągnął Hawkins na widok wyrazu twarzy Jake'a. – Potem wpadliśmy do kasyna, a później zjedliśmy kolację w jednej z tych szykownych hotelowych restauracji. Stamtąd poszliśmy na inne, nocne przedstawienie. – Znów wzruszył ramionami. – Wie pan, jak to jest.

– No cóż, nie bardzo – odparł Jake. – Jednak pan mi to wyjaśnił. A więc wróciliście o piątej? – dodał, żeby sprowadzić rozmowę na właściwe tory. – To jest mniej więcej jedenaście godzin, podczas których nie było pana w domu…

– Poza tym drzwi – przerwał mu Hawkins. Jake uniósł brwi.

– Drzwi?

– Drzwi garażu. – Hawkins westchnął. – Byłem zmęczony, chciałem jak najszybciej pójść spać. Zapomniałem zamknąć garaż – dodał, jakby się usprawiedliwiał.

– Nie ma pan obowiązku zamykania drzwi na swoim terenie – zauważył Jake.

– Ma pan rację, cholera! To, że nie zamknąłem drzwi, nie daje tym cholernym złodziejom prawa do rozkręcania mojego samochodu, prawda?

– Oczywiście. – Jake powtórnie popróbował zawodowego, w założeniu uspokajającego, tonu. – Musi pan wpaść na posterunek, żeby…

– Wiem, wiem – przerwał niecierpliwie Hawkins. – Formalności, protokoły… a i tak założyłbym się chętnie z panem, że nigdy nie zobaczę tych części.

Jake pokręcił głową.

– Niestety, żadnych zakładów. – Rozejrzał się wokół.

– Myślę, że złodziej lub złodzieje działali już po pańskim powrocie do domu, tuż przed świtem. Mieszka pan na uboczu, jednak ma pan sąsiadów. Myślę, że nie rozbierali samochodu w świetle dziennym.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Policjant Wolfe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Policjant Wolfe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Policjant Wolfe»

Обсуждение, отзывы о книге «Policjant Wolfe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x