Zaskoczony Sieńka zerwał się z fotela i krzyknął, choć lepiej byłoby zmilczeć:
– Ja złodziejem?! Złapał mnie za rękę?!
– Kiedy cię złapią. Sienia, będzie już za późno.
– Nie chciałem się uczyć w gimnazjum?! Dostawał na mnie sto rubli co kwartał?!
Sieńkę aż zatkało z oburzenia. A to podlec z tego wuja Zota Łarionycza! Szkoda, że tylko wybił mu szyby w sklepie, trzeba było podpalić cały dom!
– A więc skąd pochodzi twój majątek? – zapytał sędzia. – Powinienem to wiedzieć, zanim pozwolę ci się zobaczyć z Wanią. Może ten frak jest przesiąknięty krwią i zszyty łzami?
– Nie jest przesiąknięty niczyją krwią. Znalazłem skarb, skarb z dawnych czasów – burknął Sieńka, sam rozumiejąc, że nikt w to nie uwierzy.
No i masz! Zajechał z fasonem, przywiózł braciszkowi czekoladki, a jakże! Tatuś miał rację: sędzia to mądry człowiek.
Jednak Kuwszynnikow okazał się jeszcze mądrzejszy. Nie cmoknął z niedowierzaniem, nie pokręcił głową. Zapytał spokojnie:
– Jaki skarb? Gdzie?
– Gdzie, gdzie. W piwnicach na Chitrowce – odparł chmurnie Sieńka. – Srebrne pręty, ocechowane. Pięć sztuk. Są warte dużo pieniędzy.
– Co to za cecha?
– Skąd mogę wiedzieć? Dwie litery – „Ja” i „D”.
Sędzia długo patrzył na Sieńkę w milczeniu. Potem wstał.
– Chodźmy do biblioteki.
Był to pokój od góry do dołu wypełniony książkami. Gdyby wszystkie książki, jakie Sieńka widział w życiu, złożyć do kupy, byłoby ich mniej niż tu.
Kuwszynnikow wszedł na drabinkę, wyjął z półki gruby tom i od razu zaczął go kartkować.
– Aha – mruknął. A potem:
– Tak, tak.
Spojrzał na Sieńkę sponad okularów i zapytał:
– A więc „Ja D”? A gdzie znalazłeś skarb? Czy przypadkiem nie na Sieriebrianikach?
– Nie. Na Chitrowce, jak Boga kocham. – Sieńka się przeżegnał.
Ippolit Iwanowicz zwinnie zszedł z drabinki, położył księgę na stole, a sam zbliżył się do mapy, która wisiała na ścianie. Dziwna to była mapa; przypominała rysunek ilustrujący rozbiór tuszy wieprzowej, który Sieńka widział w niemieckim sklepie mięsnym.
– Popatrz. To plan Moskwy. Tu jest Chitrowka, a tutaj Sieriebrianiki, zaułek i bulwar nadbrzeżny. Tuż obok.
Sieńka podszedł i rzucił okiem na plan. Na wszelki wypadek powiedział:
– Tak jest, oczywiście.
Sędzia nawet na niego nie spojrzał, wciąż mruczał sam do siebie:
– No jasne, rozumie się! W siedemnastym wieku to był teren Sieriebrianiczeskiej Słobody, gdzie mieszkali majstrowie i mincerze z Mennicy Jauzańskiej. Jak wyglądają twoje pręty? Tak?
Pociągnął Sieńkę do stołu, gdzie leżała książka. Tam, na obrazku, zobaczył Sieńka pręt – identyczny z tymi, które sprzedał jubilerowi. Na przekroju widniały wyraźne, duże litery „MD” *.
– MD to cecha mennicy – wyjaśnił Kuwszynnikow. – Nazywano ją także Nową lub Angielską. Dawniej na Rusi było mało rodzimego srebrnego kruszcu, dlatego kupowano monety europejskie, jefimki, czyli talary holenderskie.
Sieńka, słysząc znajomo brzmiące słowo, znów kiwnął głową.
– Talary przetapiano w srebrne pręty, takie jak tu, potem wyciągano je w cienki drut, krajano go na kawałki, spłaszczano i bito kopiejki, tak zwane łuski. Zachowało się ich dużo, podobnie jak talarów, ale srebrnych prętów tyle co nic – przecież wszystkie przeznaczano do dalszej obróbki.
– A ten tutaj skąd się wziął? – Sieńka wskazał na ilustrację.
– Zuch – pochwalił go sędzia. – Dobrze kojarzysz, Skorikow. Do naszych czasów zachował się tylko jeden odlany w Nowej Mennicy.
Sieńka zamyślił się.
– Dlaczego ci mincerze nie wybili monet z prętów, tylko je odrzucili?
Kuwszynnikow rozłożył ręce.
– To zagadka. – Jego oczy nie były teraz świdrujące i przymrużone, lecz błyszczące i szeroko otwarte, jakby sędzia czymś się zdziwił lub uradował. – Chociaż może nie taka trudna, jeśli lepiej się nad nią zastanowić. Złodziejstwa w siedemnastym wieku było dużo, więcej niż teraz. Tu, w encyklopedii, napisano… – Przesunął palcem po linijkach tekstu. – „Za tak zwane ubytki srebra majstrowie podlegali bezlitosnej karze chłosty, niektórym zrywano paznokcie, jednakże nie odsuwano ich od pracy, gdyż wykwalifikowanych mincerzy brakowało”. Widać za mało ich bito, skoro któryś znalazł sobie kryjówkę na skradzione srebro. A może nie mincerzy należało karać, lecz nadzorców.
Dalej sędzia czytał po cichu. Nagle gwizdnął. Sieńka zdziwił się – taki wykształcony człowiek, a gwiżdże.
– Sienia, za ile sprzedałeś swoje pręty?
Skorik nie chciał kłamać. Kuwszynnikow jest bogaty, nie będzie mu zazdrościł.
– Po cztery setki.
– A tu piszą, że taki pręt pięćdziesiąt lat temu na aukcji w Londynie kolekcjoner numizmatyk nabył za siedemset funtów szterlingów To siedem tysięcy rubli, a na obecne pieniądze bodaj jeszcze więcej!
Sieńce usta same się otworzyły. A to podstępna żmija z tego Aszota Aszotycza!
– Widzisz, Skorikow, gdybyś oddał swój skarb do kasy państwowej…
– A niby z jakiej racji? – oburzył się Sieńka, jeszcze nie ochłonąwszy z wrażenia, jak perfidnie oszukał go jubiler.
– Przecież srebro zostało ukradzione skarbowi państwa. Wprawdzie stało się to dwieście lat temu, ale państwo było to samo, Rosja. Za zwrot majątku władzom należy się znalazcy, zgodnie z przepisami, trzecia część wartości. A więc za pięć prętów dostałbyś nie dwa tysiące, lecz znacznie więcej. W dodatku pozostałbyś uczciwym człowiekiem, oddanym ojczyźnie.
Sieńka już chciał powiedzieć, że da się całą rzecz naprawić, ale w porę ugryzł się w język. Najpierw trzeba się dobrze zastanowić, a dopiero potem gadać. Kuwszynnikow jest dociekliwy, zaraz by go o wszystko zaczął wypytywać.
Sędzia i tak spoglądał na Sieńkę znacząco.
– No dobrze – powiedział. – Zastanów się, dokąd odnieść pręty jeśli jeszcze jakieś znajdziesz: do swojego nabywcy czy do państwowej kasy. Jeśli wybierzesz tę drugą ewentualność, pouczę cię, co masz robić. O twojej patriotycznej postawie będą pisać w gazetach.
– O czym?
– O tym. Że nie myślisz tylko o własnej korzyści, lecz o dobru ojczyzny.
Nie bardzo to jakoś Sieńkę przekonało. Gdzie jest ta jego ojczyzna? Czy to Suchariewka, czy Chitrowka? I za co miałby tę parszywą ojczyznę kochać?
Kuwszynnikow znów go zadziwił swoim pytaniem:
– A więc Zot mnie okłamał w sprawie gimnazjum? I co do reszty pewnie też… No nic, odpowie mi za to.
Nagle się zasmucił i opuścił siwą głowę.
– Wybacz mi, Sienia – powiedział – że próbowałem uspokoić sumienie za cenę stu rubli. Powinienem był chociaż raz sam się do was wybrać i sprawdzić, jak żyjesz. Chciałem przecież po śmierci waszego ojca wziąć was obu do siebie, ale Puzyriow za nic nie dał się przekonać. To mój najbliższy krewny, syn rodzonej siostry, powtarzał w kółko. A tymczasem okazuje się, że chodziło mu tylko o pieniądze.
Myśli Sieńki zwróciły się teraz od przyszłego bogactwa ku zupełnie innym sprawom. Usiłował sobie wyobrazić, jak by to było, gdyby po śmierci rodziców trafił nie do Zota Łarionycza, ale do sędziego Kuwszynnikowa.
A, co tam, i tak już wszystko przepadło.
Zapytał tylko ponuro:
– Nie pozwoli mi się pan zobaczyć z Wańka? Sędzia odpowiedział nie od razu:
– No cóż, byłeś wobec mnie uczciwy. I w ogóle dobry z ciebie chłopak. Możecie się zobaczyć. Dlaczego nie? Wania akurat skończył lekcję francuskiego. Idź do niego. Pokojówka cię zaprowadzi.
Читать дальше