Joanna Chmielewska - Złota mucha

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Złota mucha» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Złota mucha: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Złota mucha»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści toczy się, pomijając ważne retrospekcje, współcześnie, w środowisku znawców, producentów i kolekcjonerów bursztynu. Joanna wpada na trop afery kryminalnej związanej z pięknym okazem jantaru, w którym tkwi tytułowa złota mucha. Z klejnotem łączy się mroczna sprawa zabójstwa sprzed lat. Bohaterka postanawha wyjaśnić, co się kiedyś stało na wybrzeżu Morza Bałtyckiego, tuż obok rosyjskiej granicy. W rezultacie wędruje przez rybackie wioski, Gdańsk i Warszawę tropiąc po swojemu złoczyńców.

Złota mucha — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Złota mucha», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zdenerwowałam się tym jednym takim Arturem zgoła do szaleństwa i zażądałam od Kocia natychmiastowego przeciwdziałania. Żadne jutro, żadne rano, już! W tej chwili! Spać bym nie mogła…!!!

Mamrocząc coś tam pod nosem, że pewnie go nie ma w domu, że to nie na telefon, że już późno, że musiałby lecieć do niego i tak dalej, Kocio zadzwonił. Hochsztapler był w domu. Nie pozostało mu zatem nic innego, jak tylko zapowiedzieć wizytę i jechać, wisiałam nad nim jak rozhisteryzowana furia. Dobrze że chociaż zdążył zjeść te parówki.

Ledwo zdołałam go wykopać, sama sobie naplułam w brodę i na buty. Niemrawo sprzątając ze stołu, spoglądałam w okno, bo spoglądanie przez okno na dom Orzesznika już mi zaczęło wchodzić w nałóg, i w dziesięć minut po wyjściu Kocia ujrzałam samochód pana Lucjana, wjeżdżający w bramę. To by jeszcze było pół biedy, wrócił z podróży, niech sobie wraca, ale w chwilę później pod willę podjechał drugi samochód. Nie Frania przecież, na litość boską, Franio w kostnicy… Chwyciłam lornetkę. Baltazar…!

Teraz już zrobiłam się półprzytomna. Orzesznika dotychczas nie było, Baltazar się gdzieś melinował, mogli się nigdzie nie spotkać, a przez telefon na śliski temat nie gadali, to mowy nie ma! Tu będą gadać, osobiście! Ach, podsłuchać…! Jakimż kretyństwem było pozbycie się Kocia!!!

Nie wytrzymałam. Bez sekundy wahania, jak stałam, wyleciałam z mieszkania. Zawróciłam jeszcze spod drzwi, żeby zmienić obuwie, bo ranne pantofle mi klapały, na schodach pomyślałam, jakie to szczęście, że nie mam zatrzasku, tylko zwykłą zasuwę, bo z pewnością zatrzasnęłabym drzwi, nie zabierając kluczy, następnie mignął mi w głowie wymarzeniec, czy nie natknę się tam gdzieś na niego, ale, do licha, to ja tu mieszkam, a nie on, przez swoje okna willi pana Lucjana z pewnością nie widzi, jasnowidzeń chyba nie miewa, w ogóle ma do niego dalej, a poza tym, co mnie obchodzi… I już leciałam przez ciemne podwórze.

Na zapleczu ciastkarni, z pewnym wysiłkiem forsując parkan, zastanowiłam się, co robię. Dwadzieścia lat temu to owszem, czemu nie, przez rozmaite ogrodzenia przełaziłam, ale teraz…? Dobrze chociaż że, zmieniając obuwie, przypadkiem trafiłam na nieco niższe obcasy…

Wielkie kubły na śmieci okazały się bardzo przydatne, tyle że noga mi się omsknęła i wbiłam się w coś, co ogromnie śmierdziało. Nie szkodzi, na bal prosto stąd nie idę. Wypłoszyłam kota. Przelazłam.

Pamiętna relacji Kocia z poprzedniego podsłuchiwania, zakradłam się pod okno. Uchylone, Orzesznikowie najwidoczniej lubili świeże powietrze. Zasłon nie było, za przejrzystą firanką majaczyły dwie zmazy, słabo widoczne w świetle jednej tylko lampy, palącej się w kącie. Męskie. Orzesznik i Baltazar, bo któż by inny? Słychać ich było średnio.

– … ona chyba teraz…? – powiedział jeden.

– Nie powie – odparł drugi. – I nie odda.

– Jakby ją przycisnąć…?

– … nie przyzna się…

Zaniepokoiłam się od razu. Jaka ona? Mam nadzieję, że nie ja…?

Ględzili o niej przez dłuższą chwilę gniewnie i z troską, obmyślając, wedle mojego rozeznania, sposoby wywarcia na niej presji. Potem chyba zmienili temat.

– … nie żyje, to co cię obchodzi?

– Toteż bym powiedział, na niego wszystko…

– Głupiś… zabiorą, bo i dowód… Taki szmal tracić!

– Wolę szmal niż życie…

Przez parę minut mamrotali niewyraźnie i nic nie mogłam zrozumieć. W dodatku nie rozróżniałam głosów i nie wiedziałam, który się odzywa. Niewątpliwie coś można było wywnioskować z gestów, ale po pierwsze, sylwetki tylko majaczyły, bo cholerna firanka zasłaniała, a po drugie, okno znajdowało się wysoko i żeby ich widzieć, musiałam stać na palcach. Pożałowałam, że nie jestem baletnicą, i znów zatęskniłam do Kocia, któremu, z racji wzrostu, byłoby znacznie łatwiej.

– … a ja się boję – powiedział któryś i odgadłam, że to Baltazar, bo dodał, najwidoczniej zbliżywszy się do okna: – Czego tu nie ma zasłon?

– Magda wzięła do prania – odparł Orzesznik. – Toteż mówię, po cichu…

Znów zaczęli mamrotać i znów się zgubiłam, który jest który.

– … a jak nie ona, tylko on…?

– … za duże ryzyko…

– … mam dosyć. Nie popuści…

– … przyschnąć i przeczekać…

– … dopilnować. Ona głupia…

Zirytowało mnie to ich mamrotanie okropnie, ale już rozumiałam, że to Baltazar się boi, a pan Lucjan usiłuje podtrzymać go na duchu. O złotej musze jakoś mowy nie było i nie wiadomo dlaczego wydało mi się, że żaden z nich jej nie ma. Wytężałam słuch z całej siły, ale dobiegały mnie tylko niezrozumiałe strzępy słów.

Coś nagle brzęknęło za moimi plecami i omal trupem nie padłam. Zamarłam pod tym oknem w cieniu krzaka, z biciem serca, wytrzeszczając oczy na ogrodzenie. Na zapleczu ciastkarni świeciła lampa, więcej tam było widać niż w salonie Orzesznika, po śmiertelnie długiej chwili zorientowałam się, że to kot. Potrącił pokrywę kubła i zamknął ją ze szczękiem. Złapałam dech, pomyślałam nawet, że czego ja się właściwie boję, nikt mnie tu przecież nie zabije, bo ci dwaj są w środku, a Franio może najwyżej straszyć jako duch. Uspokoiłam się trochę, straciwszy wielki kawał rozmowy.

Baltazar chyba nabrał rezonu. Wspięłam się na palce i zajrzałam, zmazy trzymały coś w rękach, drinki zapewne, dodające kurażu. Wydało mi się, że słyszę coś o Terliczaku i Florianie, bardzo słuszne zestawienie. Ponadto doznałam wrażenia, że domyślają się, kto zabił Frania.

Zgniewało mnie to wreszcie, zdrętwiałam od bezruchu, ponadto nieco zmarzłam, bo pogoda była okropna, bardziej przypominała listopad niż czerwiec, a nic na siebie nie włożyłam. Odżałować nie mogłam braku jakiejkolwiek aparatury nagrywającej, może byłaby lepsza ode mnie, a później pozwoliłaby zastanowić się nad tymi strzępami. Możliwe, że zostałabym tam jeszcze dłużej, mimo zimna, gdyby nie to, że usłyszałam zatrzymujący się samochód i po chwili do salonu weszła Orzesznikowa. Zapaliła światło, sytuacja zrobiła się towarzyska, a nie konspiracyjna. Nie miałam już po co wygłupiać się z podsłuchiwaniem, gdyby chcieli dalej się naradzać, poszliby gdzie indziej. Opuściłam posterunek, przelazłam ponownie przez parkan i zorientowałam się, że to coś, co śmierdziało, to były jajka. Poszczekując zębami w drodze do domu, zastanowiłam się, kiedy też zdołam pozbawić ślicznej woni pantofel, bo do pralki go przecież nie włożę.

Telefon u mnie dzwonił jak wściekły, usłyszałam go na schodach, kiedy dopadłam słuchawki, oczywiście umilkł. Znów się zdenerwowałam. Wyrzuciłam na razie pachnące obuwie na balkon i spróbowałam uporządkować sobie świeże doznania akustyczne.

Zrozumiałam z nich mnóstwo, tyle że piąte przez dziesiąte. Baltazar się bał i nic dziwnego, ze strachu był skłonny zeznać prawdę, a Orzesznik, być może odporniejszy, zniechęcał go do tego. W rozmowie wystąpił Terliczak, niebezpieczni byli dla siebie wzajemnie i milczeli solidarnie. Tajemnicza ona to rzeczywiście mogłam być ja, wplątana w bursztynową imprezę od początku, podejrzewana przez nich, że wiem wszystko. W gruncie rzeczy mylili się w niewielkim stopniu. Ciekawe, kto to miał być „on”, nie Kocio chyba? Wymarzeniec…?

Rozważałam to niespokojnie, kiedy telefon znów zadzwonił. Ania.

– Na litość boską, wreszcie jesteś, dzwonię dziesiąty raz – powiedziała, jak na nią, niezwykle nerwowo. – Tę kawiarnię tutaj zaraz zamykają. Słuchaj, czy mogę teraz do ciebie wyjechać? Stało się coś nie do opisania i chyba straciłam równowagę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Złota mucha»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Złota mucha» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Babski Motyw
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Krowa Niebiańska
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Rzeź bezkręgowców
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Bułgarski bloczek
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Złota mucha»

Обсуждение, отзывы о книге «Złota mucha» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x