Wcisnęłam pedał gazu i zbliżyłam się z wyciem silnika do podejrzanego samochodu, chcąc przyjrzeć się z bliska. Był to taurus, kolor włosów kierowcy też się zgadzał, ale widziałam jedynie tył jego głowy.
– Musisz podjechać z boku – doradzała babka.
– Jeśli to zrobię, rozpozna mnie – zauważyłam. Babka wyjęła z torebki magnum kaliber 0.44.
– Pochylicie się, a ja przestrzelę mu opony.
– Nie! – krzyknęłam. – Żadnego strzelania. Spróbuj tylko do czegoś strzelić, a powiem o wszystkim mamie. Nie wiemy nawet, czy to Allen Shempsky.
– Kto to jest Allen Shempsky? – zainteresował się Ahmed. – Co się dzieje?
Jechałam tuż za podejrzanym. Byłoby bezpieczniej zachować rozsądny dystans, ale bałam się, że go zgubię w tym tłoku.
– Mój ojciec wynajął cię do ochrony mojej osoby, a nie po to, żebyś ścigała jakichś ludzi – oświadczył Ahmed.
Babka pochyliła się do przodu, nie spuszczając oka z taurusa.
– Podejrzewamy, że ten facet zabił Freda.
– Kto to jest Fred?
– Mój wuj – wyjaśniłam. – Był ożeniony z Mabel.
– Ach, więc chcecie pomścić zbrodnię w rodzinie. Dobra rzecz.
Nie ma to jak odrobina zemsty, kiedy trzeba zakopać przepaść kulturową.
Taurus skręcił w stronę lotniska i kierowca, włączając się do ruchu, spojrzał w lusterko wsteczne, a potem odwrócił się na siedzeniu i rzucił w moją stronę szybkie, pełne zaskoczenia spojrzenie. To był Shempsky. Zostałam zdemaskowana. Niewielu ludzi w Jersey jeździ błękitno-białym buickiem rocznik 53. Zastanawiał się pewnie w tej chwili, jak go, u diabła, znalazłam.
– Widzi nas – zauważyłam.
– Walnij go – doradził Ahmed. – Uszkodź mu wóz. A wtedy wyskoczymy i obezwładnimy zbrodniczego psa.
– Tak – ucieszyła się babka. – Wjedź mu naszą dziecinką prosto w tyłek.
Teoretycznie pomysł był niezły. Obawiałam się jednak, że w praktyce doprowadzi do karambolu dwudziestu trzech aut, nie mówiąc już o nagłówkach prasowych w rodzaju BOMBOWA ŁOWCZYNI NAGRÓD POWODUJE KATASTROFĘ.
Shempsky skręcił mi gwałtownie przed nosem, zjeżdżając ze swego pasa ruchu. Wyprzedził dwa wozy i znów ostro skręcił. Zbliżał się już do lotniska i był wyraźnie zdenerwowany. Za wszelką cenę chciał mnie zgubić. Ponownie wykonał gwałtowny manewr i otarł się bokiem o niebieską furgonetkę. Za bardzo odbił i uderzył w tył jakiegoś dżipa. Wszyscy jadący z tyłu zatrzymali się. Mój wóz był czwarty z kolei, w żaden więc sposób nie mogłam podjechać bliżej.
Shempsky został unieruchomiony, prawy przedni błotnik wbił mu się w koło. Zobaczyłam, że otwiera drzwi. Zamierzał zwiać. Wyskoczyłam z wozu i rzuciłam się biegiem w jego stronę. Ahmed był tuż za mną. A za nim babka.
Shempsky przepychał się przez wejście na lotnisko, wymijając ludzi z torbami i dziećmi. Straciłam go na chwilę z oczu w zatłoczonym terminalu, ale po chwili dostrzegłam tuż przed sobą. Pobiegłam co sił w nogach, nie zważając, czy kogoś przewracam przy okazji. Rzuciłam się do przodu i chwyciłam go za marynarkę. Ahmed dopadł nas pół sekundy później i wszyscy troje runęliśmy na podłogę. Tarzaliśmy się przez chwilę, Shempsky jednak nie stawiał zbytniego oporu.
Przygniataliśmy go razem z Ahmedem, kiedy nadbiegła babka, postukując lakierkami. W dłoni ściskała magnum, a pod pachą nasze torby.
– Nie zostawiaj nigdy torby w samochodzie – pouczyła mnie. – Potrzebujesz broni?
– Nie. Schowaj spluwę i daj mi kajdanki – powiedziałam.
Przeszukała moją torbę, znalazła kajdanki i podała mi je, a ja zakułam Shempsky'ego.
Ahmed i ja wstaliśmy z podłogi, a potem wszyscy przybiliśmy piątkę, każdy z każdym. I uścisnęliśmy sobie dłonie. Na koniec Ahmed i babka wymienili jakiś wyjątkowo skomplikowany gest, którego nigdy nie zdołałabym opanować.
Constantine Stiva stał przed wejściem do sali pogrzebowej i obserwował uważnie trumnę w głębi sali. U jej wezgłowia stały babcia Mazurowa i Mabel, przyjmując kondolencje. Gorąco przepraszały wszystkich.
– Jest nam naprawdę przykro – mówiła babka do pani Patucci. – Musieliśmy zamknąć trumnę, bo Fred był przez dwa tygodnie w ziemi, zanim go znaleźliśmy. Robaki wyjadły mu większą część twarzy.
– Taka szkoda – odparła pani Patucci. – Odczuwa się pewien niedosyt, gdy nie widać nieboszczyka.
– Też tak uważam – wyznała babka. – Ale Stiva nic nie mógł poradzić, więc nie pozwolił nam podnieść wieka.
Pani Patucci odwróciła się i spojrzała na Stivę. Ten skinął ze współczuciem głową i uśmiechnął się.
– Ach, ten Stiva – westchnęła pani Patucci.
– Owszem. Obserwuje nas jak jastrząb – zauważyła babka.
Allen Shempsky zakopał Freda w płytkim grobie na terenie niedużego zagajnika, naprzeciwko cmentarza zwierzęcego przy Klockner Road. Twierdził, że postrzelił Freda przez przypadek, ale trudno było w to uwierzyć, zważywszy, że śmiertelny pocisk ugodził nieszczęśnika dokładnie między oczy.
Freda ekshumowano w piątek rano, sekcję przeprowadzono w poniedziałek, teraz zaś była środa i mój wuj leżał sobie w domu pogrzebowym. Wyglądało, że Mabel dobrze się bawi, a Fred na pewno byłby zadowolony z ogólnego zainteresowania, jakie wzbudzał po śmierci, więc chyba wszystko skończyło się dobrze.
Stałam w tylnej części sali, obok drzwi, licząc minuty dzielące mnie od końca uroczystości. Starałam się być równie niewidoczna, jak zwykle, wpatrując się w dywan. Nie miałam ochoty na rozmowę o Fredzie czy Shemp-skym.
W polu mojego widzenia pojawiła się para butów motocyklowych. Były doczepione do nóg w lewisach, które znałam aż nadto dobrze.
– Hej, ślicznotko! – rzucił Morelli. – Dobrze się bawisz?
– Owszem. Uwielbiam, jak wystawiają zwłoki. Ranger-si grają dziś z Pittsburghiem, ale nie ma porównania. Kopę lat cię nie widziałam.
– Fakt. Od kiedy zapadłaś u mnie w śpiączkę. Ubrana po szyję.
– Nie obudziłam się ubrana po szyję.
– Zauważyłaś.
Poczułam rumieniec na twarzy.
– Byłeś pewnie zajęty.
– Musiałem dokończyć tę sprawę ze skarbówki. Chcieli mieć Vita w Waszyngtonie, a Vito z kolei chciał, żebym z nim pojechał. Wróciłem dopiero dziś po południu.
– Złapałam Shempsky'ego. Wywołało to uśmiech na jego twarzy.
– Słyszałem. Gratulacje.
– Wciąż nie rozumiem, dlaczego uważał, że musi zabijać ludzi. Przecież to normalne w banku, że otwiera się nowe rachunki dla klientów.
– Chciał przelać pieniądze do banku na Kajmanach i założyć konta wolne od podatku. Kłopot w tym, że Shempsky podkradał złodziei. Kiedy Lipinski i Curly przestraszyli się i zażądali swoich pieniędzy, okazało się nagle, że wyparowały.
Tego mi Shempsky nie powiedział.
– Dlaczego Shempsky po prostu nie uzupełnił brakującej kwoty?
– Wydał pieniądze na inwestycje, które nie wypaliły. Myślę, że w pewnym momencie wszystko zaczęło mu się wymykać z rąk, z czasem było coraz gorzej, aż w końcu stracił nad tym całkowicie kontrolę.
Poczułam na karku gorący oddech. Morelli spojrzał na delikwenta za moimi plecami i wydał pomruk niechęci.
Był to Mokry.
– Niezła robota, laleczko – pochwalił.
Włosy miał ostrzyżone i czyste, twarz świeżo ogoloną. Był ubrany w zapinaną na guziki koszulę, pulower i brązowe spodnie. Gdyby nie te jego brwi, mogłabym go nie poznać.
– Co ty tu robisz? – spytałam. – Myślałam, że jest już po sprawie. Nie wracasz do Waszyngtonu?
Читать дальше