Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom I
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom I» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wielki Diament. Tom I
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wielki Diament. Tom I: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wielki Diament. Tom I»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wielki Diament. Tom I — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wielki Diament. Tom I», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
O Wielkim Diamencie pamiętał doskonale przez wszystkie minione lata, ale z nikim nigdy tego tematu nie poruszał. Przeprowadził natomiast rozpoznanie, które potrwało bardzo długo, bo nie jemu ordynans pułkownika czynił zwierzenia, tylko Arabelli. Kiedy wreszcie zdołał ustalić, kiedy i gdzie pułkownik toczył walki, kiedy, gdzie i jak długo stacjonował, i odgadł mniej więcej miejsce ukrycia diamentu, nie miał już szans na penetrację. W krótkim okresie ostatniego pobytu w Indiach dziwaczne poszukiwania mogłyby się stać podejrzane, zaraz potem zaś wybuchł bunt sipajów, zatem dopiero teraz, po prawie całkowitym stłumieniu buntu, mógł się bliżej zainteresować sprawą. Wyjątkowo korzystny był fakt, że jego siostrzeniec działał we właściwej okolicy.
Bunt sipajów stworzył nowe szansę. Z biciem serca i wielkimi nadziejami sir Henry-rzeczoznawca przybył do młodego krewniaka, łupiącego niemiłosiernie ocalałe dotychczas wyposażenie świątyń hinduskich, leżących na szlaku walk. Kapitan Morrow był z jego przybycia bardzo zadowolony.
Razem przejrzeli i uporządkowali zdobyty skarbiec.
– Starałem się, jak mogłem – powiedział siostrzeniec. – Trudno mi było znajdować się w trzech miejscach naraz, ale zapewniam cię, wuju, że tam, gdzie przeszliśmy, nie zmarnowało się nic.
– Bardzo dobrze – pochwalił wuj. – To ci się chwali, chłopcze, niemniej czegoś mi tu chyba brakuje.
Kapitan Morrow zdziwił się i zainteresował. Sir Henry Meadows zawahał się i zażądał dokładnego raportu geograficzno-topograficznego. Zorientował się błyskawicznie, że w interesującej go okolicy siostrzeniec przebywał osobiście i sam dopilnował przewiezienia wielkiego tobołu z drogocennościami. Zawartość tobołu leżała właśnie na macie przed kanapą, sir Henry przejrzał ją jeszcze raz.
– To była chyba świątynia Siwy – uzupełnił swoje zeznanie kapitan Morrow. – Mała, stara, zrujnowana, mało znana w ogóle, nawet miejscowi bywali tam rzadko, bo bliżej mieli do tej, diabli wiedzą, chyba buddyjskiej…? Trochę się gubię w rodzajach ich bożków. Trudno ją było znaleźć, trafiliśmy przypadkiem za uciekinierami.
Sir Henry zawahał się znów i długą chwilę myślał.
– Powiem ci prawdę – zdecydował się wreszcie. – Wszystko wskazuje na to, że w tej właśnie świątyni znajdował się największy diament świata. Śpieszyłem się do ciebie, wiedząc, że zostałeś tu wysłany, pełen obaw. Bałem się, że w takiej wielkiej bryle nie rozpoznasz diamentu i potraktujesz go lekceważąco…
– Coś wyrzuciłem, to prawda – przerwał siostrzeniec z lekkim zakłopotaniem. – Jakieś śmieci…
Wuja poderwało.
– Gdzie…?!
– Tutaj, za okno. Muszą tam leżeć w zielsku. Nie mam czasu zawracać sobie głowy ogrodem, poza tym stacjonuję tu tylko chwilowo…
Sir Henry już nie słuchał. Następną godzinę spędzili obaj na przeszukiwaniu bujnej roślinności w promieniu dziesięciu metrów od właściwego okna i wśród rozmaitych odpadków, pokruszonych figurek z gliny, potłuczonych naczyń i żelaznych rupieci, znaleźli kawał szkła, odłamany od większej bryły. We wnętrzu szkła migotały jakby srebrne iskierki.
– To, między innymi – powiedział kapitan Morrow. – Wpadło mi w rękę, obejrzałem i wyrzuciłem. Wuj myśli, że co?
Sir Henry ze zmarszczoną brwią przyjrzał się odłamkowi dokładnie.
– I to pochodzi z tej świątyni Siwy? Jesteś pewien?
– Całkowicie. W jedną płachtę wszystko zgarnięte, dojechała nie naruszona i nic więcej w niej być nie mogło. Rozdzielałem inne, tego nie.
– No więc dla mnie jest to dowód niezbity – zawyrokował posępnie sir Henry, ochłonąwszy z wrażenia. – To pochodzi z Anglii. Jak ci się zdaje, skąd się mogło wziąć w świątyni Siwy?
Pytanie było retoryczne, kapitan Morrow nie potrafił na nie odpowiedzieć. Sir Henry odpowiedział sam sobie.
– Ktoś wymienił na to Wielki Diament…
Zamilkł następnie i milczał długą chwilę, a pamięć podsuwała mu sytuacje i słowa sprzed dwudziestu lat. Ogród pułkownika, jego wiedza o lokalizacji diamentu, Arabella, która przywiozła sobie z Anglii całą wyprawę, a w niej najrozmaitsze rzeczy, wcześniejsze zamieszki wywołane przez natręctwo misjonarzy, protesty pułkownika przeciwko rabunkom, a kto wie czy szczere, możliwości, jakie stworzyły mu się same…
W prawdziwą i niezłomną ludzką uczciwość sir Henry przestał wierzyć już dawno. Podejrzenie zalęgło się w nim w mgnieniu oka i w następnej sekundzie przerodziło w pewność. W ręku trzymał dowód. Pułkownik ukradł diament i zastąpił go kawałkiem szkła. Gdyby nie to szkło, sir Henry wziąłby pod uwagę możliwość, że w tej świątyni diamentu wcale nie było, przeniesiono go gdzie indziej, ale kawał błyskającego szkła mówił sam za siebie. Hindusi go sobie nie wyprodukowali i nie kupili na straganie. Zatem tylko pułkownik, a ileż się nagadał o tych łupieżcach i złodziejach! Gadanie dla zamydlenia oczu.
– Zdawało mi się, że ta świątynia wypadła nieźle – powiedział niepewnie kapitan Morrow, który swoich skłonności nie próbował ukrywać, szczególnie przed wujem. – Mała, ale bogata. O, to przecież złote, nie? To na słoniu, zapomniałem, jak się nazywa. I tamta Kali, wiem, że to Kali, też ma cztery ręce. Takie większe, z byle czego, nie warto ich było zabierać w całości, wydłubać tylko kamienie, naszyjniki, diademy, czy jak to tam nazwać, te ozdoby na głowach…
Sir Henry mu przerwał.
– Owszem, słusznie. Zaraz. O ile pamiętam, dawno temu, ileż to…? Czterdzieści pięć lat… Przenieśli i ukryli w niej różne rzeczy, właśnie dlatego, że mało znana i trudna do znalezienia. Zapewne byli zdania, że Siwa się nie obrazi, jeśli mu coś dołożą. Wśród tego wszystkiego powinien znajdować się Wielki Diament, największy diament świata…
– Jak wielki?
– Właśnie taki jak to. – Sir Henry, któremu przez dwadzieścia lat tkwiła przed oczami zwinięta pięść pułkownika, potrząsnął kawałem szkła. – Z tego, co usłyszałem i wywnioskowałem, a sprawdzałem dokładnie, tam się powinien znajdować, w małej i starej świątyni. Co się z nim wcześniej działo i skąd pochodził, nie mam pojęcia, chociaż plotka głosiła, że jeszcze w czasach walk z Francuzami przechodził z ręki do ręki. Od maharadży do Francuza, już wtedy go ukrywano. Potem przysłużyli mu się misjonarze. A teraz sipaje. No, sipaje umożliwili odkrycie tej tajemniczej przemiany.
– Jakiej tam tajemniczej! – przerwał z irytacją kapitan Morrow i wskazał szkło. – Ktoś go zwinął i dla niepoznaki wetknął podobny kawałek. Co za świństwo!
– Większe niż ci się wydaje – zapewnił go sucho sir Henry. – Chyba się tym zajmę…
Ukrywanie wiedzy o diamencie sir Henry'emu weszło już w nałóg i zapewne nadal zachowywałby dyskrecję, zaczynając swe dochodzenie od kontaktu z pułkownikiem Blackhillem w cztery oczy, ewentualnie od dyplomatycznego śledztwa w jego otoczeniu, gdyby nie zgubny przypadek. Nie on jeden siedział przy stole w czasie pamiętnej rozmowy, nie on jeden o Wielkim Diamencie słyszał i nie on jeden był nim wielce zainteresowany. Zaczynał właśnie pakować bagaże, zawierające w sobie starannie wyselekcjonowane łupy kapitana Morrowa, kiedy do bungalowu kapitana przybył znienacka radża Kharagpuru we własnej osobie. Starszy o dwadzieścia lat, ale wciąż w doskonałym stanie. Obaj z sir Henrym byli w jednym wieku, zaledwie zbliżali się do pięćdziesiątki.
Kapitana Morrowa radża znał i w zasadzie pozostawał z nim na stopie pokojowej. Bunt sipajów jego włości nie sięgnął, nie mieli zadrażnień, u niego kapitan nie rabował, a przynajmniej nie czynił tego jawnie, i mogli się wzajemnie traktować jak dżentelmeni. Świtę przywlókł ze sobą niewielką, zaledwie około stu ludzi, których pozostawił w pewnym oddaleniu, wizytę zaś złożył w towarzystwie wyłącznie zaufanego sługi.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wielki Diament. Tom I»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wielki Diament. Tom I» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wielki Diament. Tom I» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.