Margery Allingham - Jak najwięcej grobów
Здесь есть возможность читать онлайн «Margery Allingham - Jak najwięcej grobów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Jak najwięcej grobów
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Jak najwięcej grobów: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jak najwięcej grobów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Jak najwięcej grobów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jak najwięcej grobów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wyszedł spiesznie z pokoju i prawie natychmiast wrócił z osobnikiem, który kiedyś mógł być prawą ręką założyciela banku, pana Jeffersona Clougha. Człowiek ten był wysoki, chudy i tak bardzo stary, że skóra na głowie przylegała mu do głowy wręcz z nieprzyjemną dokładnością. Rzadkie siwe włosy sterczały z pomarszczonej twarzy w nieoczekiwanych miejscach, a najbardziej rzucała się w oczy zwisająca dolna warga. Załzawione oczy patrzyły jednak przenikliwie. Nie okazał wcale zdumienia, kiedy usłyszał, o co chodzi.
. – Było to wczesnym popołudniem w przeddzień jej śmierci albo tego samego dnia. – Głos miał apodyktyczny i ostry. – Wczesnym popołudniem.
– Nie wydaje mi się, panie Congreve. – Zwrócili uwagę, że dyrektor zwracając się do starego człowieka podnosił głos. – Mnie się wydaje, że to było w przeddzień rano.
– Nie – sprzeciwił się ze starczym uporem. – Po południu.
– Zmarła zachorowała tuż przed lunchem, a umarła o drugiej po południu – wyjaśnił spokojnie Charlie Luke.
Starzec spojrzał na niego obojętnie i pan Henry James powtórzył tę wiadomość znacznie głośniej.
– Bujda – stwierdził Congreve z przekonaniem. – Wiem dobrze, że to było po południu, ponieważ spojrzałem na pannę Ruth i pomyślałem sobie, jak bardzo zmieniła się moda. Było to po południu w dniu jej śmierci- Czuła się wtedy zupełnie dobrze.
Pan James spojrzał na Campiona przepraszająco.
– To było któregoś dnia rano, jestem pewien, całkowicie pewien – upierał się przy swoim.
Uśmiech wyższości i pobłażania przemknął po twarzy starca.
– Może pan mówić, co pan chce, panie James, wolno panu – mruknął. – Biedna kobieta i tak nie żyje. To było po południu. No cóż, jeśli nie mogę panom pomóc w niczym więcej, to do widzenia.
Inspektor popatrzył za nim- uważnie, a potem potarł energicznie brodę.
– Tak, tego jegomościa nie posadzilibyśmy na ławie dla świadków – powiedział. – Czy jest jeszcze ktoś w biurze, kto mógłby nam pomóc, panie James?
Schludny niski dżentelmen spojrzał na nich z zakłopotaniem.
– Niestety, nie – odparł po chwili namysłu. – Oczywiście zastanawiałem się nad tym, ale akurat wtedy nasza panna Webb nie przychodziła do pracy, bo chorowała •na grypę, i byliśmy tylko we dwójkę z Congreve'em. – Zaczerwienił się lekko. – Mogą panowie pomyśleć, że mamy bardzo nieliczny personel. Rzeczywiście tak jest. Trudno zdobyć teraz kogoś odpowiedniego do pracy. Dawniej bywało inaczej, zapewniam panów. Pamiętam czasy, kiedy w niektórych działach pracowało po kilkunastu urzędników. Wtedy to była duża filia.
Campion miał wręcz nieprzyjemne uczucie, że bank pana Clougha kurczy mu się przed oczami.
– Załóżmy, że był to ranek w przeddzień jej śmierci – zaproponował. – Czuła się wtedy zupełnie dobrze, prawda?
– Wręcz przeciwnie – obruszył się pan James. – Zrobiła na mnie wrażenie osoby bardzo chorej. Była podniecona, agresywna i wystąpiła z niezwykłymi żądaniami. A kiedy następnego dnia usłyszałem… tak, jestem pewien, że to było następnego dnia… że miała atak apopleksji, wcale się nie zdziwiłem.
– Przyjął pan tę diagnozę bez zastrzeżeń?
– Tak, bez najmniejszych. Doktor Smith jest bardzo solidnym lekarzem, bardzo cenionym w naszej dzielnicy. Kiedy usłyszałem tę smutną wiadomość, powiedziałem sobie: „Wcale nie jestem tym zaskoczony. Przynajmniej jeden ciężar mniej dla tych biednych ludzi". – Ledwie ścichły te słowa, drgnął i zbladł..- Nie powinienem był rozmawiać z panami, czułem to, czułem od pierwszej chwili.
– Przecież – powiedział cicho Campion – było ogólnie wiadomo, że panna Ruth miała bardzo trudny charakter. Krewni często działają sobie na nerwy. Ale nawet w takich wypadkach rodzina rzadko podejmuje jakieś – nazwijmy to – drastyczne kroki.
Na twarzy dyrektora odmalował się wyraz wdzięczności.
– Tak – powiedział szybko – właśnie to miałem na myśli. Przez chwilę obawiałem się, że panowie mogliby mnie źle zrozumieć.
Charlie już zaczął wstawać z krzesła, kiedy drzwi się otworzyły i znowu pojawił się pan Congreve.
– Jakiś człowiek przyszedł do pana inspektora – wymruczał tak cicho, że prawie chrypliwie. – Nie chcieliśmy go wpuścić od frontu, panie dyrektorze. Sądzę, że powinien przyjść tutaj. – Skinął głową w stronę Luke'a. – Ale go nie odesłałem – dodał.
Była to znakomicie odegrana scenka obraźliwej wielkoduszności. Congreve nie czekał na odpowiedź, ale odsunął się na bok dając znaki ręką komuś stojącemu na korytarzu.
Agent w cywilu, mężczyzna o ponurej, głęboko pobrużdżonej twarzy, wszedł energicznie do pokoju, nie patrząc na nikogo prócz Luke'a.
– Czy moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy, panie inspektorze?
Inspektor skinął głową i bez jednego słowa wyszli na korytarz. Congreve zamknął za nimi drzwi i poczłapał do okna, które wychodziło na ulicę. Odsunął może na cal firankę i bez ceremonii przytknął oko do szpary. Nagle zaczął się śmiać, cienkim starczym chichotem.
– Ależ to nasz sąsiad z prawej strony, pan Bowels – powiedział. – Ciekawe, co on takiego robi?
– Może idzie na Apron Street – zrobił niemądrą uwagę Campion. Śledził uważnie starca, który jednak nawet nie drgnął. Pan Congreve stał nieruchomo, wyglądając na ulicę. Po dłuższej chwili wyprostował się.
– Nie mógłby tego zrobić, proszę pana, ponieważ jest na Apron Street – powiedział surowo. – Musi pan być tu obcy, jeśli pan tego nie wie.
– Obawiam się, że słuch staremu Congreve'owi płata figle – w głosie pana Jamesa brzmiała przepraszająca nuta. – Pracuje u nas od tylu lat, że ma pewne przywileje, albo mu się tak wydaje. – Urwał, westchnął i zamrugał oczami. – Powiadam panu, że nawet pieniądz nie jest już taki jak dawniej. Brzmi to jak herezja, ale czasem wierzę, że tak jest. Do widzenia panu.
10. Chłopiec z motorem
– Zrobiłem dobry interes – powiedział Jas Bowels z przekonaniem. – Tak, tylko tak mogę to określić – dobry interes. Włożyłem w nią tego zmarłego dżentelmena i już.
Stał na kocich łbach zaułka i w czerni prezentował się wspaniale. Jego frak był nieco dłuższy, niż to jest przyjęte, i każdy na jego miejscu wyglądałby w nim śmiesznie, on jednak ze swymi falistymi siwymi włosami, dodającymi mu godności, był imponujący. Delikatnie przetarł swój jedwabny cylinder, nie zanadto lśniący ani agresywnie nowy, lecz solidny i poważny.
– Widzę, panie inspektorze, że przygląda mi się pan uważnie – powiedział do Luke'a uśmiechając się tolerancyjnie, po ojcowsku. – Nazywam ten strój,,pogrzebową pompą". Tak sobie żartuję, ale widzi pan, to daje pociechę osieroconym; nie żart – tylko strój, oczywiście.
Agent w cywilu, który robił wrażenie bardziej zmartwionego niż kilku ludzi, którzy właśnie w milczeniu krzątali się przy bogato zdobionym karawanie zaprzężonym w konie, przed chwilą wyprowadzone w stajni, uśmiechnął się gorzko.
– Mnie tam pan me-daje żadnej pociechy – stwierdził zupełnie bez potrzeby. – No, niech pan teraz wszystko opowie, przy inspektorze. Gdzie jest ta trumna, którą zabrał pan z piwnicy Portminster Lodge wczoraj w nocy?
– Pod numerem pięćdziesiątym dziewiątym na Lansbury Terrace, dokąd właśnie jedziemy. – Nie zdołał ukryć nuty triumfu w głosie. – Gdybym wiedział, panie inspektorze, że pan chce ją sobie obejrzeć, prędzej bym sobie obciął prawą rękę, niż bym ją wykorzystał. Daję słowo.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Jak najwięcej grobów»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jak najwięcej grobów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Jak najwięcej grobów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.