Margery Allingham - Jak najwięcej grobów
Здесь есть возможность читать онлайн «Margery Allingham - Jak najwięcej grobów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Jak najwięcej grobów
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Jak najwięcej grobów: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jak najwięcej grobów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Jak najwięcej grobów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jak najwięcej grobów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Campion usiadł gwałtownie i dobrze zalany dreszcz, zawstydzająco przyjemny, powoli przesunął mu się po kręgosłupie.
– Czy to znaczy, że on się czegoś boi? – spytał.
– Chyba tak. Na zakończenie taka notatka: „Lekarz podaje, że pacjent wtedy bardzo silnie poci się i jest wzburzony. A chociaż inne słowa, na ogół bardzo plugawe, mówi głośno, o Apron Street zawsze tylko szeptem".
Campion odrzucił kołdrę.
– Wstaję -.oświadczył.
9. Rozmowa o interesach
Gabinet dyrektora banku był w każdym calu wiktoriański. Był to niewielki pokój z kominkiem na węgiel, wyklejony bogatą czerwono-złotą tapetą w chińskie wzory, na podłodze leżał turecki dywan, a w rogu stała szafa, w której zapewne trzymano sherry i cygara. Znajdowało się tu duże mahoniowe biurko, przypominające katafalk, a dla klienta skórzany zielony fotel, którego wysokie oparcie i boki obite były na krawędziach miedzianymi gwoździami.
Nad kominkiem wisiał dobry średniowiktoriański portret olejny przedstawiający dżentelmena w fantazyjnej kamizelce i kołnierzu, którego wielkie wyłogi zasłaniały dolną część twarzy.
Kiedy Campion rozejrzał się wokoło, przyszło mu na myśl bez żadnej widomej przyczyny, że dawniej unikano starannie pisania słowa,,bankrut", jakby to było coś nieprzyzwoitego.
Na tym tle pan Henry James wyglądał bardzo nowocześnie i nie na miejscu. Stał za biurkiem przyglądając się z powątpiewaniem swoim gościom. Był czysty aż do przesady i jego rzednące ciemne włosy tak ciasno przylegały do głowy, że sprawiały wrażenie polakierowanych. Jego koszula była nieskazitelnie biała, a muszka miała dyskretny, prawie niewidoczny wzór.
– Wybaczcie panowie, ale doprawdy jestem w bardzo niezręcznej sytuacji. W całej mojej karierze nie miałem jeszcze do czynienia z taką sprawą. – Głos był równie schludny jak on sam, samogłoski czyste, spółgłoski doskonale wymawiane. – Już panu powiedziałem, panie inspektorze, że Bank – wyraźnie powiedział to słowo z dużej litery, tak jakby powiedział „Bóg" – nie może udzielać żadnych informacji, chyba że na polecenie sądu, a w Bogu nadzieja, że do takiej ostateczności nie dojdzie.
W tym gabinecie Charlie Luke bardziej niż zwykle wyglądał na gangstera – choć uśmiechał się szeroko, a na swego towarzysza spoglądał jak grzeczny pies, który tylko czeka na znak, żeby ugryźć intruza.
Campion z zainteresowaniem patrzył zza rogowych okularów na swój łup.
– Będzie to rozmowa towarzyska. Prawie – dodał.
– Przepraszam najmocniej, jaka?
– Miałem na myśli to, że chcielibyśmy, by pan przez chwilę zapomniał o banku.
Słaby uśmiech pojawił się na okrągłej twarzy rozmówcy Campiona.
– To przyjdzie mi raczej z trudnością.
Było zapewne kwestią przypadku, że obaj przybysze odwrócili się i spojrzeli na portret nad kominkiem.
– Założyciel?-spytał Campion.
– Wnuk założyciela, pan Jefferson Clough, w wieku lat trzydziestu siedmiu.
– Już nie żyje?
– Ależ tak, oczywiście. Obraz był malowany w tysiąc osiemset sześćdziesiątym trzecim.
– Bank jest znany?
– Nie bardzo. – W głosie Jamesa brzmiała lekka nagana. – Najlepsze banki, jeśli wolno mi powiedzieć, oznaczają się brakiem tej cechy.
Uśmiech Campiona był rozbrajający.
– Rodzinę Palinode'ów zna pan prywatnie, nieprawdaż?
Dyrektor banku przesunął dłonią po czole.
– Tam do licha – oświadczył nieoczekiwanie. – Tak, chyba tak. Znam ich od dziecka, ale są również naszymi starymi klientami.
– Wobec tego będziemy unikać tematu pieniędzy. Dobrze?
Pan James miał wyraz na poły smutny, na poły rozbawiony.
– Musimy. Co panowie chcieliby wiedzieć?
Inspektor westchnął i przysunął bliżej krzesło.
– To tylko zwykła procedura- powiedział. – Panna Ruth Palinode została zamordowana…
– Czy to oficjalne stwierdzenie?
– Tak, ale nie podamy go do wiadomości publicznej, dopóki śledztwo się nie skończy. Jesteśmy z policji, jak pan zapewne wie.
W zaniepokojonych okrągłych oczach błysnął wyraz uznania.
– Panowie chcieliby wiedzieć, od jak dawna ją znałem l kiedy widziałem ją po raz ostatni, nieprawdaż? No cóż, znałem ją od dziecka, a po raz ostatni widziałem któregoś dnia rano, na kilka dni przed jej śmiercią. Teraz, kiedy się zastanawiam, sądzę, że to było w przeddzień jej choroby. Przyszła tu.
– Miała jakiś interes?
– Tak.
– Wobec tego musiała mieć w banku swoje konto.
– W owym czasie nie.
– A więc ostatnio jej konto zostało zamknięte?
– Jak mam na to odpowiedzieć? – James zaczerwienił się z gniewu. – Powiedziałem już panom, że nie wolno mi udzielać informacji na temat spraw finansowych moich klientów.
– Gong – mruknął Campion z głębi zielonego skórzanego fotela. – Wobec tego wróćmy do czasów pańskiego dzieciństwa. Gdzie pan wtedy mieszkał?
– Tutaj.
– W tym domu?
– Tak. Powinienem to może wyjaśnić. Nad biurami znajduje się mieszkanie. W owym czasie dyrektorem był mój ojciec. Kiedy dorosłem, zacząłem pracować w centrali w City, a potem po śmierci ojca objąłem 'tutaj stanowisko dyrektora filii. Nie przeprowadzamy większych transakcji i specjalizujemy się w obsłudze indywidualnych klientów. Większość z nich ma u nas konta od wielu pokoleń.
– Ile jest jeszcze filii?
– Tylko pięć. Centrala mieści się przy Buttermarket.
– Sądzę, że pamięta pan rodzinę Palinode'ów z okresu jej świetności?
– Oczywiście że tak! – Żarliwość tego stwierdzenia zdumiała ich. W jego żalu brzmiała tragiczna nuta. -
Stajnie w zaułku pełne były przepięknych koni. Bez przerwy kręciła się służba. Dostawcy zarabiali znakomicie. Wydawano przyjęcia, obiady proszone, organizowano zebrania towarzyskie, pełno było sreber, kryształów, no i w ogóle… – machnął ręka, gdyż zabrakło mu słów.
– Kandelabrów? – podsunął Luke skwapliwie.
– Właśnie; kandelabrów. – Wydawał się bardzo wdzięczny za tę podpowiedz. – Profesor Palinode i mój ojciec byli prawie przyjaciółmi. Dobrze pamiętam tego starszego pana. Miał długą brodę, wielkie brwi i nosił cylinder. Lubił siadywać w tym zielonym fotelu i zabierać memu ojcu czas, ale nikomu to nie przeszkadzało. Cała nasza dzielnica kręciła się wokół Palinode'ów. Nie potrafię tego wszystkiego opisać tak dokładnie, jak bym chciał, brakuje mi słów, ale to były wspaniałe czasy i niezwykła rodzina. A te futra w kościele! A te diamenty, jakie pani Palinode wkładała do teatru! I te przyjęcia na Boże Narodzenie, na które zapraszano wybrańców losu. Tak, kiedy wróciłem tutaj i znalazłem ich w takim stanie, w jakim znajdują się obecnie, przeżyłem wstrząs, prawdziwy wstrząs.
– To są nadal czarujący ludzie – zaryzykował Campion.
– Owszem i człowiek nadal czuje się zobowiązany wobec nich. Ale drogi panie, trzeba to było widzieć wtedy!
– Może Edward Palinode nie miał takiej głowy do interesów jak jego ojciec?
– Nie – odparł pan James. – Z pewnością nie.
Zapanowała kłopotliwa cisza.
– Panna Jessica powiedziała mi, że jej tygodniowy dochód można liczyć w szylingach – zaczął Campion.
– Panna Jessica! – Gwałtownie wyrzucił ręce w górę, po czym jego twarz stała się bez wyrazu. – Na ten temat nie mogę nic powiedzieć.
– Oczywiście. A więc po raz. ostatni widział pan pannę Ruth w przeddzień jej śmierci? Czy mam rację?
– Doprawdy nie jestem pewien. Bawiła tutaj bardzo krótko. Postaram się to ustalić dla panów. Proszę zaczekać.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Jak najwięcej grobów»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jak najwięcej grobów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Jak najwięcej grobów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.