Trzej detektywi, którzy czekali w napięciu, żeby dowiedzieć się, kim była kobieta, która przyniosła listy, dowiedzieli się już nawet więcej, niż chcieli, o stylu i ortografii Jane Austen.
– Był to zatem hojny podarunek? – zapytał Diamond, żeby nakierować rozmowę na właściwe tory.
– Zdumiewająco. Opisałem panu wygląd listów?
– Dziękuję, ale tego mogę się dowiedzieć od profesora Jackmana. Bardziej interesuje mnie kobieta, która tamtego dnia była w pokoju. Czy sama znalazła te listy?
– Tak mi powiedziano.
– Mówił pan, że profesor nie przedstawił was sobie.
– Nie od razu. Greg był zbyt podniecony, żeby to zauważyć. Honory domu poczynił później. Jej nazwisko brzmiało, chyba się nie mylę, Didrikson.
Dana Didrikson.
Jedna tajemnica rozwiązana. Tym razem Diamond nawiązał kontakt wzrokowy z Wigfullem.
Otwierały się nowe intrygujące możliwości. Fakt, że Gregory Jackman odmówił ujawnienia jej nazwiska pod pretekstem, że dobroczyńca chciał zachować anonimowość, mógł zostać na nowo zinterpretowany.
– Usłyszał pan nazwisko? – zapytał głos z Pittsburgha.
– Tak, słyszałem je już wcześniej, w innym kontekście. Proszę mi powiedzieć, czy ofiarowanie tych listów było dla profesora Jackmana zaskoczeniem?
– Jestem tego pewien. Po prostu szalał ze szczęścia. A któż by nie szalał?
– Pani Didrikson też musiała być uradowana.
– Nie powiedziałbym tego. Nie znam jej, ale mogę stwierdzić, że podchodziła do tego z dystansem. Niewiele mówiła.
– Pewnie wyjaśniła mu, skąd je ma.
– Tak, zanim wszedłem do pokoju. Usłyszałem tę historię później, jak wpadła na te listy u jakiegoś filatelisty, sprzedającego znaczki pocztowe.
– Sądzi pan, że znała ich wartość?
– Oczywiście. Wiedziała, że są warte krocie. W jej obecności mówiłem, że moim zdaniem osiągnęłyby na aukcji wysoką cenę. Dziwne, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Wydawało mi się, że chce je jak najszybciej przekazać i wyjść z domu. Greg mówił, że je odda, kiedy wystawa zostanie zamknięta, ale ona twierdziła, że to dar dla niego osobiście. Najwyraźniej w ten sposób chciała podziękować mu za uratowanie syna. Czy pańskim zdaniem to się trzyma kupy?
– Pasuje do tego, co mamy.
– No cóż, poczułem, że nie powinienem przy tym być. Greg chciał omówić z nią całą sprawę. Nie wiedziałem o tej pani nic poza tym, że miała w ręku niezwykle cenne dokumenty. Dyplomatycznie zacząłem się cofać do drzwi, chciałem ich zostawić sam na sam. Właśnie wtedy drzwi się otwarły i weszła pani Jackman. Nie, to za mało powiedziane. Wkroczyła, jakby była gwiazdą zaproszoną do telewizji. Pachniała drogimi perfumami, ubrana w obcisłą, czarną długą suknię. Ta kobieta zaledwie pół godziny temu w kraciastej koszuli i wypłowiałych dżinsach przygotowywała mi kanapkę. Pomyślałem, że pewnie mają zamiar wyjść na kolację, chociaż Greg nadał był ubrany w codzienny strój, ten, który nosił na lotnisku. Tak czy inaczej, natychmiast powiedział jej o listach. Najwyraźniej znały się z panią Didrikson, ale od początku panowała między nimi chłodna atmosfera, która nie uległa ociepleniu, gdy Gerry Jackman rzuciła okiem na listy i powiedziała, że nigdy nie zrozumie ludzi, którzy zbierają stare szpargały bez wartości literackiej.
– Czy to była zaczepka?
– Tak to odczytałem. Ale reakcji właściwie nie było. Pani Didrikson nie odezwała się ani słowem. Greg próbował to jakoś zatuszować, ja wspierałem go jak mogłem. Gerry podeszła do mnie bardzo blisko – stykaliśmy się czubkami butów – spojrzała na mnie załomie i zapytała, co ciekawego leci teraz na Broadwayu. Najwyraźniej chciała przyćmić panią Didrikson. Poczułem się bardzo niezręcznie, powiedziałem, że nie mieszkam w Nowym Jorku i nie jestem na bieżąco w sprawach teatralnych. Nie ustawała w próbach wciągnięcia mnie w rozmowę, ignorując pozostałych. Wreszcie pani Didrikson powiedziała, że musi już iść. Gerry przerwała jej w pół słowa i zaproponowała Gregowi, żeby zabrał panią Didrikson na kolację.
– Jeszcze tego wieczoru?
– Tak, w podzięce za trud związany z odnalezieniem listów. Nie miałem pojęcia, jaką grę prowadzi Gerry. Nadal nie wiem, o co chodziło. Greg powiedział, że nie może mnie zostawić, na co Gerry odparła, że z przyjemnością dotrzyma mi towarzystwa. Tak ubrana – ona i ja sami w domu. Wyobraża pan sobie?
– Czy Jackman przyjął propozycję?
– Nie. Pani Didrikson ucięła sprawę, mówiąc, że jest zajęta. Odprowadził ją do drzwi. Wyszedł z nią nawet na podjazd, chyba po to, żeby zamienić kilka słów na osobności. Zostałem z Gerry. Przejechała mi palcem po kręgosłupie i powiedziała, żebym jej nie winił, że to robi. – Doktor Junker zakasłał nerwowo, jakby znów to przeżywał. – Jestem naukowcem, panie Diamond. Noszę grube okulary i mam czterdzieści sześć lat. Mam coraz wyższe czoło, a nos większy od przeciętnego. Nie jestem przyzwyczajony do zalotów atrakcyjnych kobiet. Żadna się do mnie nie zalecała. Co by pan zrobił na moim miejscu?
Byłoby interesujące móc wysłuchać Diamonda, ale odmówił odpowiedzi. Zadał natomiast pytanie.
– Czy chce pan powiedzieć, że między panem a panią Jackman coś zaszło? O to panu chodzi?
– Ależ nie! Mówię o tym, że nie przyjąłem tej propozycji. – Po tym mocnym zaprzeczeniu w głosie Junkera pojawiła się wyraźna nutka żalu.
– Sądzę, że nie byłoby to łatwe, szczególnie w obecności profesora Jackmana.
– Myśli pan, że robiła to poważnie? Czy raczej mnie podpuszczała?
– Skąd mam to wiedzieć – odparł Diamond. Jego cierpliwość była na wyczerpaniu. – Jestem policjantem, a nie paniusią z rubryki porad osobistych. Co stało się potem?
– Nalała mi drinka. Potem usłyszałem, że samochód pani Didrikson rusza i Greg wrócił. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu nad listami. Greg, zresztą słusznie, stwierdził, że trzeba potwierdzić ich autentyczność, zanim umieści sieje na wystawie. Mógł to załatwić najwcześniej w poniedziałek. Boże, żałuję, że ich nie sfotografowałem. Pewnie ich pan nie znalazł?
– Nie.
– Wielka szkoda.
– A gdy dopił pan drinka, doktorze?
– Poszedłem do łóżka. Zasnąłem. Obudziłem się dopiero około jedenastej następnego dnia. Kiedy zszedłem na dół, Greg pojechał już na wystawę.
– Został pan sam z panią Jackman?
Z tamtej strony dobiegł zażenowany śmiech.
– Tak, tylko nie zachowywała się tak, jak poprzedniego wieczoru. Była całkiem inna w stosunku do mnie. Jakby przyjacielska, ale w ogóle się nie narzucała. Zawiozła mnie do sali zgromadzeń na uroczystość otwarcia i została ze mną przez całe popołudnie, co musiało być dla niej nieznośnie nudne. Mam na myśli wystawę. Sfotografowałem prawie wszystkie eksponaty. Trzeba oddać Gregowi sprawiedliwość, że wystawa była fantastyczna.
– Dużo rozmawialiście?
– Oczywiście.
– Dowiedział się pan czegoś interesującego o pani Jackman, ojej problemach lub planach?
– Przykro mi – odparł Junker. – Unikaliśmy tematów osobistych. Po doświadczeniu z poprzedniego wieczoru uznałem, że lepiej będzie się trzymać dziewiętnastowiecznych powieści.
– Spotkaliście tam kogoś? Na przykład jakichś jej przyjaciół?
– Kilku facetów z wydziału anglistyki. Chcieli ze mną porozmawiać o tekście, który niedawno napisałem dla dodatku literackiego „Timesa”, to wszystko.
– Nikogo, kto znałby panią Jackman?
– Było tam mnóstwo takich, którzy ją rozpoznawali. Kilkanaście razy musiała dać autograf. Nie sądzę, żeby spotkała kogokolwiek, kogo naprawdę znała. Powiedziała mi, że jej przyjaciele nie są molami książkowymi.
Читать дальше