– Jaka była pańska żona przez ostatnie pięć tygodni życia?
– Ma pan na myśli jej zachowanie? Rzadko ją widywałem. Poranki spędzała w łóżku. Rozmawiała przez telefon z przyjaciółmi.
– Z kimś konkretnym?
– O ile wiem, z całą galaktyką. Kiedy się jednak spotykaliśmy, była nieznośna. Albo zbyt nadęta, żeby się odzywać, albo gotowa do walki, której nie podejmowałem.
– Czy była taka dla wszystkich?
– Nie, kiedy odbierała telefon od któregoś z przyjaciół, robiła się czarująca. Mogła być wściekła na mnie, a potem podnosiła słuchawkę i uwodzicielskim głosem mówiła: „Halo, tu Gerry”, zanim jeszcze wiedziała, kto dzwoni. Myślę, że to oznaka dobrego aktorstwa.
– O co walczyliście?
Jackman zacisnął pięści i huknął nimi w stół.
– Ludzie, czy nic do was nie dociera? Nie podejmowałem walki. To ona była napastliwa. Powody były banalne. Przykład. Zginęło lusterko z toaletki i oskarżyła mnie, że je zabrałem. Po co mi było lusterko z rączką z kości słoniowej? Powiedziałem, że musiało się spodobać którejś z kobiet uczestniczących w przyjęciu, ale Gerry nie chciała przyjąć do wiadomości faktu, że jedna z jej przyjaciółek ma lepkie ręce. Irytowały ją właśnie takie błahostki. W końcu, żeby się zamknęła, zaproponowałem jej moje lustro do golenia. Nie było jej potrzebne. Miała trzy ruchome lustra przymocowane do toaletki, jeszcze jedno w łazience i mnóstwo luster ściennych w całym domu. Ale powiedziała, że już była w łazience i wzięła to lusterko do golenia. Nie wchodziłem w to, dlaczego lusterko ręczne jest niezbędne. Gdy była w takim nastroju, żadne argumenty do niej nie trafiały.
– Twierdzi pan, że to kolejny objaw choroby, o której pan wspominał?
– Niczego nie twierdzę. Mówię o tym, co było. Nie mam ani doświadczenia, ani siły, żeby zajmować się jej problemami umysłowymi. Długo jeszcze macie mnie zamiar tutaj trzymać?
Diamond pominął to pytanie.
– Chcę szczegółowo przyjrzeć się kilku ostatnim dniom życia pańskiej żony. Przyszedł czas na przerwę, niech pan tymczasem to przemyśli. Pozwolę sobie zaproponować coś do zjedzenia. Wyślę kogoś po kanapki, proszę powiedzieć, co by pan chciał. Może coś gorącego do picia albo piwo?
– Myślałem, że takim jak ja podajecie chleb i wodę.
Peter Diamond zdjął marynarkę i zarzucił ją na szafkę z aktami, włożył dłonie pod szelki, dotykając palcami plamy potu na gorsie koszuli. Przesłuchanie nie rozwinęło się tak obiecująco, jak powinno. Profesor okazał się silniejszym przeciwnikiem, niż się z początku wydawał. Niektóre odpowiedzi były teraz mniej ostrożne, ale Jackman nadal intelektualnie prowadził dobrą obronę. Odmawiając oskarżenia kogoś innego, oparł się przynęcie, na którą łatwo złapałaby się większość winnych. Każdy w jego sytuacji powinien chwycić się szansy i zrzucić brzemię podejrzenia na któregoś ze znajomych z notatnika z adresami.
Diamond nie był zniechęcony, rozkoszował się wyzwaniem. Na tym etapie należało dokonać taktycznej zmiany, która pozwoliłaby przetestować zarówno profesora, jak i innego człowieka. Nie podnosząc wzroku znad wieczornej gazety leżącej przed nim na biurku, odezwał się do Wigfulla:
– Myślę, że teraz powinniśmy zabrać się do niego we dwóch. Ty będziesz go wypytywał o fakty, a ja wytrącę go z równowagi, kiedy dostrzegę sposobność.
Aż miło było patrzeć, jak wstrząsnęło to Wigfullem, do tej pory skazanym na bierność. Do tej chwili Diamond zawsze rozgrywał własny spektakl, nie zważając na to, że Wigfull przeprowadził co najmniej dwa śledztwa w sprawie zabójstwa, zanim wyznaczono mu marną rolę dublera. Stało się to nie dlatego, że nie cieszył się dobrą opiniąjako inspektor, wręcz przeciwnie. Według teczki osobowej Wigfull wstąpił do policji w wieku dwudziestu czterech lat, został przeniesiony do wydziału zabójstw w drugim roku służby i szybko awansował. Był zdolnym chłopcem, któremu każdy wróżył wysoką szarżę, miał stopień naukowy z Open University. Śpiewająco przeszedł egzaminy promocyjne i w nieprzyzwoicie młodym wieku osiągnął rangę inspektora. Potem bezczelnie wyjaśnił dwa zabójstwa rodzinne w Bristolu. Nie miał szczęścia, że raport w sprawie Missendale’a oczyścił Diamonda z zarzutów, w przeciwnym wypadku teraz sam prowadziłby to śledztwo.
– Jak się pan czuje? – z troską zapytał Diamond profesora, kiedy wrócili do pokoju przesłuchań… a potem zepsuł wszystko, nie wykazując zainteresowania odpowiedzią. – Godziny przed śmiercią żony: jest pan gotów? Pytania zadawać będzie inspektor Wigfull. – Oparł łokieć na stole i podłożył dłoń pod brodę, jak Neron w Koloseum, czekający na walkę.
Wigfull zajął krzesło naprzeciwko Jackmana. Podkręcony wąs i szeroko osadzone, brązowe oczy sprawiały, że nie wyglądał równie dostojnie jak Diamond. Zaczął tonem tak łagodnym, że prawie nieśmiałym. Skinął głową, zanim zaczął mówić.
– Jeśli się nie mylę, proszę pana, powiedział pan, że ostami raz widział pan żonę w poniedziałek, jedenastego września?
– Tak.
– Czy pamięta pan cokolwiek z tego weekendu?
– Trudno, żebym zapomniał – odpowiedział Jackman bez irytacji. – W tamtą sobotę wystawa „Jane Austen w Bath” została oficjalnie otwarta przez burmistrza. Biegałem jak opętany.
– Panika ostatnich minut.
– Ostatniej minuty Dojdę do tego. Wszystko było na miejscu już w czwartek wieczór. Nie sądzę, żebyście to oglądali, ale uważam, że to niezła wystawa. Nie mogę też powiedzieć, żebyśmy wypełnili sale zgromadzeń, ale odpowiednie rozstawienie gablot i aparatura wideo pomogły nam uzyskać ciekawe efekty przestrzenne. Było trochę ciepłych komentarzy w prasie ogólnokrajowej i programy w lokalnej telewizji. Ale nie będziecie chcieli słuchać o wystawie.
– Chyba że jest w niej coś, co wiązałoby się z tym, co się stało… – powiedział Wigfull.
Diamond głośno nabrał powietrza i ostentacyjnie zaczął się wiercić na krześle. Widział, że przesłuchanie schodzi na boczny tor.
– Nie mogę sobie nawet wyobrazić, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie – przyznał Jackman, nie spuszczając wzroku z Wigfulla – ale śmierć Gerry i tak jest dla mnie niewytłumaczalna. Czy mogę opowiedzieć o weekendzie, tak jak pan prosił? W tamten piątek większą część dnia spędziłem na Heathrow, witając weekendowego gościa.
Wigfull szeroko otworzył oczy.
– Gościł pan kogoś w domu, w tamten weekend?
– To doktora Louisa Junkersa, amerykańskiego naukowca z uniwersytetu w Pittsburghu – odpowiedział niedbale Jackman. – Specjalizuje się w twórczości Jane Austen, czego ja o sobie nie mogę powiedzieć. Junker opublikował pewną liczbę artykułów na temat jej powieści i robił kwerendę do większej biografii. Dowiedział się o wystawie i zaaranżował swoje wakacje tak, żeby móc na nią przyjechać. Korespondowaliśmy przez całe lato i zaprosiłem go do nas na tydzień, w którym wystawa będzie otwierana. Niestety, jego samolot opóźnił się o sześć godzin. Zamiast przylecieć w czwartek o dziesiątej rano, przyleciał o czwartej po południu. Dobrze, że cała wystawa była gotowa już poprzedniego dnia.
– Czy wcześniej spotykał się pan z doktorem Junkerem?
– Nie, tylko korespondowaliśmy. Niejest niczym nadzwyczajnym w środowisku akademickim zaproponowanie koledze, żeby przenocował w domu gospodarza. Mnie samego goszczono tak, kiedy byłem w Ameryce.
– Był z panem przez cały weekend?
– Do niedzieli. Wziął udział w otwarciu i został całe popołudnie. Powiedział mnóstwo wielkodusznych słów. Ledwie trzymałem się na nogach tamtego dnia po tych wszystkich wywiadach i oprowadzaniu grubych ryb, więc musiałem zostawić go samego z jego zabawkami. A właściwie niezupełnie. Towarzystwa dotrzymywała mu Gerry. Sama zaproponowała, ku memu wielkiemu zaskoczeniu, gdyż zwykle nie wykazuje zainteresowania sprawami uniwersyteckimi. Chyba polubiła Junkera. Nie wiem, o czym mogli rozmawiać. W życiu nie wzięła do ręki poważnej powieści.
Читать дальше