– Tak.
– Jak to było dorastać w Ehlestad?
– No cóż, nie jest to całkiem Las Vegas – powiedział chłopak, uśmiechając się mimo woli. Friis kazał mu tylko odpowiadać na pytania, ale taka pogawędka była znacznie łatwiejsza.
– Marzyłeś, żeby znaleźć się gdzieś indziej?
– Czasami. Na przykład o mieszkaniu w Oslo, tyle że całą pensję musiałbym wydać na czynsz.
– Przecież umiesz wynajdywać sobie zajęcia, prawda? Masz pracę, intensywnie ćwiczysz, często spotykasz się z przyjaciółmi. Zawsze tak dobrze sobie radziłeś?
Gøranowi rzadko zdarzało się słyszeć takie pochwały pod swoim adresem, lecz teraz, kiedy się zastanowił, doszedł do wniosku, że są całkowicie uzasadnione.
– Zacząłem ćwiczyć, kiedy miałem piętnaście lat.
– Ja trochę biegam, więc mam niezłą kondycję, choć z siłą jest już tak sobie…
– To ciekawe – powiedział Gøran. – Większość ludzi w ogóle nie zdaje sobie sprawy ze swojej siły, ponieważ wcale z niej nie korzysta. Gdybym pana zapytał, jaki ciężar może pan podnieść, na pewno by pan nie wiedział.
– Masz rację – odparł Sejer z zawstydzonym uśmiechem. – Nie mam pojęcia. A powinienem wiedzieć?
– No pewnie! Każdy powinien wiedzieć, do czego jest zdolny.
– Czyli każdy powinien znać samego siebie?
– Tak mi się wydaje. Ja wiem, ile mogę. Wyciskanie na ławeczce sto pięćdziesiąt razy – oznajmił z nieskrywaną dumą.
– Przykro mi, ale niewiele mi to mówi. Gdybyś powiedział sto albo dwieście, nie zrobiłoby to wielkiej różnicy.
– I właśnie to jest dla mnie dziwne.
Sejer zapisał coś w notesie.
– Co pan pisze?
– Notuję, o czym rozmawiamy. Masz ładnego psa. Czy dużo dla ciebie znaczy?
– Przywiązałem się do niego. Mam go już cztery lata.
– A więc będziesz go miał jeszcze długo. Ja mam leonbergera. Właśnie miał operowane guzy na grzbiecie. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będzie chodził. Biedak wygląda jak słoń na lodowisku.
– Ile ma lat? – zainteresował się Gøran.
– Dziesięć. Wabi się Kollberg.
– A cóż to za imię?
– Och, dziękuję – roześmiał się Sejer. – Wszyscy tak reagują. A twój jak się wabi?
– Kair. Wie pan, gorący i czarny.
– Dobre imię. Niestety, nie mam takiej wyobraźni jak ty.
Był to już drugi komplement, jaki chłopak usłyszał w ciągu kilku minut, czyli więcej niż zwykle otrzymywał w ciągu roku.
– Opowiedz mi o swoich dziewczynach – poprosił Sejer z szerokim, najbardziej przyjaznym uśmiechem, na jaki było go stać.
Gøran poruszył się niespokojnie.
– Nie mam „dziewczyn". Albo jestem z jakąś kobietą, albo nie.
– Rozumiem. Bywasz z kobietami, lecz nie przepadasz za nimi.
– No, niektóre nie są takie złe… – powiedział z ociąganiem.
– Ulla była jedną z nich?
Cisza. Gøran pociągnął łyk coli i spojrzał na zegar. Minęło pięć minut.
– O ilu dziewczynach rozmawiamy?
Sejer uważnie przyglądał się chłopakowi. Miał bladą gładką skórę, szeroki umięśniony kark i silne ręce o krótkich palcach. Gøran przez chwilę liczył w pamięci.
– Powiedzmy, od dwunastu do piętnastu.
– Jak często to dziewczyna kończyła wasz związek?
– Nigdy! To ja zawsze zrywałem z nimi. Szybko się nudzę – wyjaśnił. – Dziewczyny mają pretensje, nie wiadomo o co. Strasznie dużo z nimi zamieszania.
– Całkowicie się z tobą zgadzam. Na pewno są inne od nas, ale gdyby nie były, nie warto by się za nimi uganiać, prawda?
Gøran roześmiał się.
– Ma pan rację.
– A Ulla?
Chłopak podrapał się po głowie.
– Jest atrakcyjna. Wysportowana. Tylko z głową ma chyba nie wszystko w porządku.
– Chyba nie było ci przyjemnie, kiedy cię rzuciła? Tym bardziej że wcześniej to zawsze ty odchodziłeś od dziewczyn?
– Problem polega na tym, że ona zmienia zdanie jak dziecko. Ciągle ze mną zrywa, a potem wraca.
– Sądzisz więc, że i tym razem wróci?
– Tak myślę. – Przez chwilę patrzył Sejerowi prosto w oczy. – Ta kretynka, która niby rozpoznała mój samochód, nie odróżniłaby autobusu od ciężarówki. Ma nie po kolei w głowie. Dziwię się, że bierzecie serio takie bzdury.
– Spokojnie, nie musimy się spieszyć.
Gøran przygryzł wargę.
– Powinien pan teraz szukać tego, kto naprawdę to zrobił. Traci pan tu ze mną czas. Mam nadzieję, że inni go szukają, bo jeśli nie, to zupełnie bez sensu tracicie pieniądze podatników.
Sejer odchylił się do tyłu na krześle.
– Lubiłeś szkołę? Chodziłeś do szkoły w Elvestad, prawda?
– Tak. Lubiłem.
– Nauczycieli też?
– Niektórych. Najbardziej tych, którzy uczyli stolarstwa. I wychowania fizycznego.
– Pracujesz u stolarza. Co konkretnie robisz?
– Jestem czeladnikiem. Robię wszystko, od półek po skrzynki na kwiaty. Na zamówienie.
– Lubisz to?
– Szef jest w porządku. Tak, lubię.
– W warsztacie pewnie ładnie pachnie?
Chłopak skinął głową.
– Drewnem. Nie każde drewno pachnie tak samo. Po jakimś czasie można się tego nauczyć.
Czas mijał na rozmowie. Gøran coraz bardziej się odprężał, coraz częściej się uśmiechał. Chętnie sięgał po colę. Zapytał Sejera, czy sprawi sobie nowego psa, gdyby z tym – Jak mu tam? Kollberg? – stało się coś złego. Rety, co za imię dla zwierzaka.
– Jeszcze nie wiem – odparł Sejer z częściowo udawanym, a częściowo autentycznym smutkiem.
Cały czas notował. Czy Gøran ma jakieś dobre rady, jeśli chodzi o szkolenie psów? On, Sejer, niestety nie odniósł na tym polu wielkich sukcesów. Zrobił przy tym minę jak uczeń, który coś przeskrobał. Gøran bardzo zapalił się do tematu; nie miał z tym najmniejszego problemu, Kair natychmiast wykonywał wszystkie polecenia.
– Jeśli nie ma pan posłusznego psa, to być może dlatego że nigdy pan takiego nie chciał.
– To bardzo przenikliwa uwaga – odparł inspektor, obdarzając chłopaka w ten sposób trzecim komplementem.
Rozmowa trwała już dwie godziny. Sejer ciągle notował.
– Przeczytaj to dokładnie – powiedział, podsuwając chłopakowi protokół. – Twój podpis będzie znaczył, że potwierdzasz autentyczność tych zapisków. Będziemy tak robić za każdym razem. W ten sposób ty decydujesz, co się w nich ostatecznie znajdzie.
Gøran skinął głową, przeczytał notatki i podpisał je. Sejer wstał z krzesła i podszedł do niego.
– A niech mnie! – Gøran uśmiechnął się, podnosząc wzrok. Mimo swojej siły poczuł się nagle bardzo mały. – Ale z pana dryblas!
Odprowadzono go do celi. Nikt nie wspomniał ani słowem o morderstwie. Nie rozumiał tego. Była już pora lunchu. Podano jajka na bekonie. Jedząc, myślał o Sejerze i jego psie. Szkoda zwierzaka.
– Cześć, Marie – powiedział Gunder, przysuwając sobie krzesło do łóżka.
Jego siostrę odłączono już od respiratora; oddychała samodzielnie, ale wciąż nie odzyskała przytomności. Niezwykła cisza panująca w pokoju działała mu na nerwy. Marie oddychała mniej regularnie niż za pomocą maszyny. Bardzo chciał jej pomóc.
– Dzisiaj oglądałem zdjęcie ślubne twoje i Karstena. Bardzo się zmieniłaś. Twoja twarz straciła kształt. Lekarz mówi, iż dlatego że nie używasz mięśni. Nawet gdybym powiedział coś zabawnego, i tak byś się nie roześmiała. Boję się myśleć o przyszłości i to bardzo mnie martwi. Poona poznawałaby teraz dom, ogród i Elvestad. Potrafiłaby już obsługiwać pralkę, kuchenkę mikrofalową i magnetowid. Siedzielibyśmy razem na kanapie i oglądali indyjskie filmy. W Indiach kręcą mnóstwo filmów, głównie historie miłosne z twardzielami i pięknymi kobietami, nie takie zwyczajne filmy o zwyczajnych ludziach, jak u nas. Oni dużo marzą. Muszą dużo marzyć, bo są bardzo biedni.
Читать дальше