Dłonie Ricka były tak mokre, że musiał je wytrzeć chusteczką, zanim podniósł słuchawkę, żeby oddzwonić. Ojciec odebrał telefon po pierwszym dzwonku.
– Zanim coś powiesz – zaczął Rick głosem chrapliwym i nienaturalnie piskliwym – musisz wiedzieć, że nie miałem wyboru. Musiałem tam pojechać, bo Lacey powiedziała policji, że to ja dałem jej numer Caldwella; dlatego mnie wezwali.
Przez całą minutę Rick musiał słuchać pełnego złości głosu ojca, zanim udało mu się wtrącić:
– Tato, już ci mówiłem, żebyś się nie martwił. Wszystko jest w porządku. Nikt nie wie, że byłem kiedyś związany z Heather Landi.
Sandy Savarano, znany Lacey jako Curtis Caldwell, wypadł z mieszkania Izabelli Waring i zbiegł schodami pożarowymi do piwnicy. Wydostał się z bloku przez drzwi towarowe. Było to ryzykowne, ale czasem nie da się uniknąć ryzyka.
Szybkim krokiem ruszył w kierunku alei Madison. Pod pachą niósł skórzany segregator. Zatrzymał taksówkę i kazał się zawieźć do niewielkiego hotelu na ulicy Siedemdziesiątej Dziewiątej. Kiedy znalazł się w swoim pokoju, rzucił segregator na łóżko i szybko nalał sobie pełną szklankę whisky. Połowę połknął jednym łykiem, resztę wypił spokojnie. Zawsze tak robił po takiej pracy jak dzisiejsza.
Nie odstawiając szklanki, wziął do ręki segregator i usiadł na jedynym w pokoju miękkim krześle. Aż do niespodziewanej wpadki na samym końcu, wszystko szło gładko. Sandy wszedł do bloku nie zauważony w chwili, gdy portier oddalił się, żeby pomóc starszej pani wsiąść do taksówki. Drzwi do mieszkania otworzył kluczem, który zabrał ze stolika w korytarzu, kiedy Lacey Farrell rozmawiała z tą całą Waring w bibliotece.
Izabellę znalazł w sypialni, leżącą z zamkniętymi oczami na łóżku. Skórzany segregator był obok, na małym stoliku. Kiedy Izabella wyczuła jego obecność, poderwała się i chciała uciekać, ale Sandy zastąpił jej drogę do drzwi.
Nie krzyczała. Była zbyt przerażona. To mu się podobało najbardziej: przerażenie w jej spojrzeniu, biorące się ze świadomości, że nie ma ucieczki i że będzie musiała umrzeć. Sandy rozkoszował się tym przez chwilę. Lubił powoli wyciągać pistolet, nie spuszczając ofiary z oka, i starannie celować. Podniecało go napięcie wyczuwalne między nim a jego celem, trwające ułamek sekundy, zanim jego palec nacisnął spust.
Przypomniał sobie Izabellę cofającą się powoli, opierającą się plecami o zagłówek; poruszała ustami, nie mogąc wydusić żadnego słowa. W końcu krzyknęła tylko: „Nie!…” i w tej samej chwili ktoś na dole zawołał ją po imieniu, a Sandy nacisnął spust.
Savarano ze złością stukał palcami w skórzany segregator. Że też ta cholerna Farrell musiała przyjść akurat w tej chwili. Gdyby nie ona, wszystko doskonale by się udało. Zachowałem się jak idiota – powtarzał – pozwalając zamknąć sobie drzwi przed nosem i zmusić się do ucieczki. W każdym razie Sandy zabrał pamiętnik i zabił tę całą Waring, czyli wykonał zadanie, którego się podjął. Jeśli Farrell będzie robiła problemy, ją też zabije… Zrobi, co będzie musiał zrobić. Na tym polega jego praca.
Savarano powoli otworzył skórzany segregator i zajrzał do środka. Kartki były starannie wpięte. Zaczął je przeglądać i przekonał się, że wszystkie są czyste.
Przyglądał się temu, nie wierząc własnym oczom. Zaczął jeszcze raz gorączkowo przerzucać kartki w poszukiwaniu tych ręcznie zapisanych. Ale wszystkie były czyste, ani jedna nie była używana. To znaczy, że kartki pamiętnika nadal są w mieszkaniu – uświadomił sobie. Co robić? Trzeba to przemyśleć.
Było już za późno, żeby wrócić po pamiętnik. W mieszkaniu roi się teraz od policji. Trzeba będzie zdobyć go w inny sposób.
Natomiast nie jest jeszcze za późno, żeby zająć się Lacey Farrell, która mogłaby go zidentyfikować. Sandy zrobi to z przyjemnością.
Tuż przed świtem Lacey zapadła w ciężki sen, pełen koszmarów. Jakieś cienie przesuwały się powoli w długich korytarzach, a zza zamkniętych drzwi wydobywały się nieustannie przepełnione przerażeniem krzyki.
Z ulgą obudziła się piętnaście po siódmej, chociaż bała się tego, co miał przynieść nowy dzień. Detektyw Sloane powiedział, że chce, by Lacey przyjechała na komisariat i z pomocą rysownika sporządziła portret pamięciowy Curtisa Caldwella.
Siedziała w podomce i popijając kawę, spoglądała na barki płynące powoli East River. Myślała o tym, że musi podjąć decyzję w sprawie pamiętnika.
Co mam z nim zrobić? – pytała samą siebie. – Izabella była przekonana, że znajduje się w nim coś, co dowodzi, że Heather nie zginęła przypadkowo. Curtis Caldwell zabił Izabellę i ukradł skórzany segregator.
Czy to możliwe, żeby ją zabił, bo bał się tego, co Izabella znalazła w pamiętniku? Czy dlatego ukradł segregator, w którym powinien być pamiętnik? Żeby nikt inny go nie przeczytał?
Lacey obejrzała się. Pod kanapą leżała torebka, a w niej zakrwawione kartki.
Muszę je oddać policji – pomyślała. – Mam jednak wrażenie, że mimo wszystko uda mi się dotrzymać słowa danego Izabelli.
O drugiej po południu Lacey siedziała przy stole, w niewielkim gabinecie na komisariacie. Naprzeciwko miała detektywa Eda Sloane’a i jego asystenta, detektywa Nicka Marsa. Detektyw Sloane oddychał szybko, jakby mu się spieszyło. Pewnie pali za dużo – pomyślała Lacey. Z kieszeni na piersi munduru wystawała paczka papierosów.
Nick Mars był całkiem inny. Przypominał Lacey pewnego zawodnika licealnej drużyny futbolowej, w którym się kiedyś kochała. Mars z pewnością nie skończył jeszcze trzydziestu lat. Miał chłopięcą twarz o pucołowatych policzkach, niewinnych niebieskich oczach i łagodnym uśmiechu. Był miły. Lacey była przekonana, że podczas przygotowań do przesłuchania wyznaczono mu rolę dobrego policjanta, będącego przeciwieństwem detektywa Sloane’a miotającego pogróżki, czasem wybuchającego gniewem. Nick Mars uspokajał kolegę. Nie dawał się wytrącić z równowagi, był pełen dobrej woli.
Lacey spędziła na komisariacie prawie trzy godziny, miała więc dość czasu, żeby poznać swoich rozmówców. Kiedy próbowała opisać policyjnemu rysownikowi twarz Curtisa Caldwella, Sloane denerwował się, że jest mało konkretna.
– Nie miał szram, znamion ani tatuaży – powiedziała. – W każdym razie, niczego takiego nie zauważyłam. Mogę powiedzieć tylko, że miał szczupłą twarz, jasne, niebieskie oczy, włosy w kolorze piasku i był opalony. Jego rysy nie wyróżniały się niczym szczególnym. Były proporcjonalne, może z wyjątkiem ust. Miał wąskie wargi.
Kiedy zobaczyła szkic przygotowany przez plastyka, zawahała się.
– Wyglądał inaczej…
– To znaczy, jak? – burknął Sloane.
– Uspokój się, Ed. To było dla Lacey ciężkie przeżycie. – Nick Mars uśmiechnął się do niej, jakby chciał ją podnieść na duchu.
Plastykowi nie udało się narysować twarzy, którą Lacey uznałaby za podobną do mordercy Izabelli. Potem pokazano jej mnóstwo zdjęć, ale na żadnym z nich nie było nikogo, kto przypominałby Curtisa Caldwella, co znów wytrąciło Sloane’a z równowagi.
Detektyw Sloane wyciągnął papierosa i zapalił go, co robił zawsze, kiedy odczuwał zniechęcenie.
– A teraz, pani Lacey – powiedział nagle – będziemy musieli jeszcze raz powtórzyć wszystko, co nam pani dotąd powiedziała.
– Napijesz się kawy, Lacey? – spytał Mars.
– Z chęcią.
Lacey uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale szybko skarciła w myślach samą siebie: bądź czujna. Pamiętaj, że jeden gra rolę złego, a drugi dobrego gliniarza.
Читать дальше