– Eleanor miała za mało pieniędzy, żeby zapłacić za perfumy. Tłumaczyła, że chciała poprosić o ich zapakowanie i odłożenie. Tamtego wieczoru szła na urodziny. Sędzia jej nie uwierzył.
Ani ja, pomyślała Pat. Było jej przykro, że nie przyjmuje wytłumaczenia, w które pani Langley wierzyła z taką mocą. Patrzyła, jak dawna dyrektorka przykładała rękę do gardła, jakby chciała uspokoić przyspieszone tętno.
– Ta miła dziewczyna przychodziła do mnie wieczorami – ze smutkiem ciągnęła Margaret – ponieważ wiedziała, że jestem jedyną osobą, która jej wierzy. Kiedy skończyła szkołę, napisałam do Abigail i zapytałam, czy nie mogłaby zatrudnić tej dziewczyny w swoim biurze.
– Czyż nie jest prawdą, że senator Jennings dała szansę Eleanor, zaufała jej, a ona ukradła pieniądze z funduszu wyborczego?
Na twarzy Margaret pojawiło się znużenie. Wyglądała na zgnębioną.
– Miałam wtedy roczny urlop naukowy i podróżowałam po Europie. Kiedy wróciłam, było już po wszystkim. Eleanor została skazana, wysłana do więzienia i tam przeszła załamanie nerwowe. Umieszczono ją na oddziale psychiatrycznym szpitala więziennego. Pisałam do niej regularnie, lecz nie odpowiedziała na żaden z moich listów. Z tego, co zrozumiałam, została potem zwolniona ze względu na słabe zdrowie, ale tylko pod warunkiem, że dwa razy w tygodniu będzie zgłaszała się do kliniki. Pewnego dnia po prostu zniknęła. Było to dziesięć lat temu.
– I nigdy już do pani nie napisała?
– No… nie… – Margaret wstała. – Przepraszam, czy chciałaby pani jeszcze kawy? Dzbanek jest pełny. Ja sobie naleję. Wprawdzie nie powinnam, ale się napiję. – Próbując się uśmiechać, Margaret przeszła do kuchni. Pat wyłączyła magnetofon. Na pewno dostała jakąś wiadomość od niej, pomyślała, i nie potrafi skłamać. Kiedy pani Langley wróciła, Pat zapytała delikatnie:
– Co dzieje się teraz z Eleanor?
Margaret postawiła na stole dzbanek z kawą i podeszła do okna. Czy skrzywdzi Eleanor, zawierzając Pat Traymore? Może dzięki temu dziennikarka wpadnie na trop prowadzący do Eleanor?
Jakiś samotny wróbel przeleciał za oknem i smutno przysiadł na obłożonej gałęzi wiązu rosnącego przy podjeździe. Margaret zdecydowała się nagle. Zaufa Patricii Traymore, pokaże jej listy, powie, w co wierzy. Odwróciła się i napotkała pełen niepokoju wzrok Pat.
– Chcę pani coś pokazać – powiedziała.
Podeszła do stołu, trzymając w każdej ręce po jednej kartce złożonego papieru listowego.
– Napisała do mnie dwa razy. Ten list – wyciągnęła prawą rękę – został napisany w dniu domniemanej kradzieży. Niech pani to przeczyta, niech pani tylko przeczyta.
Kremowy papier listowy był tak pognieciony, jakby ktoś go ciągle trzymał w dłoniach. Pat zerknęła na datę. List miał jedenaście lat. Przeczytała go pobieżnie. Eleanor wyrażała nadzieję, że pani Langley dobrze się bawiła Europie; pisała, że dostała awans i że praca bardzo jej się podoba. Uczęszczała na zajęcia z malarstwa na George Washington University i szły jej bardzo dobrze. Właśnie wróciła z popołudnia spędzonego w Baltimore. Miała im zrobić szkic jakiegoś krajobrazu z wodą i wybrała zatokę Chesapeake. Pani Langley podkreśliła jeden akapit. Było w nim napisane:
Ledwie tam zdążyłam. Musiałam biegać za sprawami senator Jennings. Zostawiła swój brylantowy pierścionek w biurze wyborczym i myślała, że jest schowany w sejfie. Ale tam go nie było, a ja ledwo zdążyłam na autobus.
To miał być dowód? – pomyślała Pat. Jej oczy spotkały się z pełnym nadziei spojrzeniem Margaret.
– Nie rozumie pani? Eleanor napisała do mnie tego wieczoru, kiedy jakoby została popełniona kradzież. Po co wymyślałaby tę historię?.
Pat nie wiedziała, jak w najmniej przykry sposób powiedzieć to, co musiała:
– Może chciała zapewnić sobie alibi.
– Jeśli chce się zapewnić sobie alibi, nie pisze się do kogoś, kto może dostać ten list po kilku miesiącach – odparła z przekonaniem Margaret. Po chwili westchnęła ciężko. – No cóż, próbowałam. Mam tylko nadzieje, że będzie pani tak dobra i nie zechce się grzebać w tej smutnej sprawie. Eleanor pewnie próbuje jakoś ułożyć sobie życie i zasługuje na to, aby ją zostawić w spokoju.
Pat spojrzała na drugi arkusik, który Margaret trzymała w ręku.
– Napisała do pani po swoim zniknięciu?
– Tak, ten list przyszedł trzy lata temu.
Pat wzięła go do ręki. Litery było słabo widoczne, a papier tani.
Droga Pani Langley. Proszę zrozumieć, że nie powinnam utrzymywać kontaktów ze swoimi dawnymi znajomymi. Jeśli mnie znajdą, to trafię z powrotem do więzienia. Przysięgam Pani, że nie wzięłam tych pieniędzy. Byłam bardzo chora, ale staram się odbudować swoje życie. Zdarzają się dobre dni. Powoli zaczynam wierzyć, że znowu będzie wszystko w porządku. Kiedy indziej jestem tak przerażona, tak się boję, że ktoś mnie rozpozna. Często o Pani myślę. Kocham Panią i bardzo za Panią tęsknię.
Podpis Eleanor był chwiejny, litery nierówne – całkowity kontrast z porządnym i ładnym charakterem pisma w poprzednim liście. Pat musiała wykorzystać cały swój dar przekonywania, żeby uzyskać od Margaret zgodę na zabranie obu listów.
– Zamierzam przedstawić tę sprawę w naszym programie – tłumaczyła – ale jeśli nawet Eleanor zostanie rozpoznana i ktoś doniesie o niej policji, będziemy mogli przywrócić jej zwolnienie warunkowe. Wtedy nie musiałaby się ukrywać do końca życia.
– Bardzo chciałabym ją jeszcze zobaczyć – wyszeptała Margaret. Łzy zalśniły w jej oczach. – Była dla mnie najbliższą osobą, prawie jak własne dziecko. Proszę zaczekać, pokażę pani jej zdjęcie.
Na najniższej półce biblioteczki leżały sterty kronik szkolnych.
– Mam ich tyle, ile lat przepracowałam w szkole – wyjaśniła staruszka. – Ale kronikę, w której jest Eleanor, trzymam na wierzchu. – Przerzuciła szybko kilka kartek. – Skończyła szkołę siedemnaście lat temu. Czyż nie jest urocza?
Dziewczyna na zdjęciu miała delikatne mysie włosy i miły, niewinny uśmiech. Podpis brzmiał:
Eleanor Brown. Hobby: malarstwo. Ambicje: sekretarka. Kółka zainteresowań: chór. Uprawiany sport: jazda na wrotkach. Przewidywania: prawa ręka kierownika, wyjdzie młodo za mąż, dwójka dzieci. Ulubiona rzecz: perfumy Soir de Paris.
– Mój Boże, jakież to okrutne – zauważyła Pat.
– No właśnie. Dlatego chciałam, aby stąd wyjechała. Pat potrząsnęła głową i spojrzała na pozostałe kroniki.
– Chwileczkę – powiedziała. – Czy nie ma pani przypadkiem kroniki, w której jest coś o senator Jennings?
– Oczywiście. Zobaczmy, to będzie gdzieś tutaj.
Kolejna książka, którą sprawdziła Margaret, leżała po prawej stronie. Na tej fotografii Abigail była ostrzyżona na pazia; włosy sięgały jej do ramion. Na ustach miała delikatny uśmiech, jakby podporządkowała się bezwzględnie poleceniom fotografa. Jej szeroko otwarte duże oczy patrzyły spokojnie i tajemniczo. Podpis pod zdjęciem brzmiał:
Abigail Foster (Abby). Hobby: obserwacja obrad legislatury stanowej. Ambicje: zostać politykiem. Kółka zainteresowań: klub dyskusyjny. Przewidywania: zostanie delegatką do legislatury stanowej z Apple Junction. Ulubiona rzecz: każda książka z biblioteki.
– Delegatka do legislatury stanowej! – wykrzyknęła Pat. – To wspaniałe! Pół godziny później wychodziła z kroniką nauczycielki pod pachą, wsiadając do samochodu zdecydowała, że przyśle tu ekipę z kamerą, żeby mieć materiał filmowy z miasteczka: Main Street, dom Saundersów, liceum i drogę do Albany. W czasie tego filmu senator Jennings opowiedziałaby krótko o dorastaniu w Apple Junction i wczesnym zainteresowaniu się polityką. Ten fragment kończyłby się zdjęciem pani senator w koronie miss stanu Nowy Jork oraz fotografią z kroniki szkolnej wraz komentarzem, że decyzja o wyjeździe do Radcliffe zamiast do Atlantic City, była najważniejsza w jej życiu.
Читать дальше