Jane spojrzała na dwunastopiętrowy budynek.
– Twoja matka? – spytała powątpiewająco.
– Mnie jakoś wychowała. Wiem, że mogę jej zaufać, jeśli chodzi o Mike’a.
– Może.
Eve westchnęła z irytacją. Nie tylko musiała namówić Sandrę, aby zajęła się chłopcem, lecz jej matka musiała w dodatku uzyskać aprobatę Jane.
– Mikę będzie tu bezpieczny, Jane. Budynek jest strzeżony, a mój przyjaciel Joe załatwił matce dodatkową ochronę. Mikę będzie bezpieczny i najedzony. Czego chcesz więcej?
Jane nic nie powiedziała, idąc do wejścia. Mikę deptał jej po piętach. Eve spojrzała na Marka.
– Idziesz?
– Chyba nie. Jest już po pierwszej. Wolę stanąć twarzą w twarz z naszym wielokrotnym mordercą niż z twoją matką i jej narzeczonym obudzonymi z głębokiego snu w środku nocy po to, aby zostali natychmiastowymi rodzicami. Zaczekam.
– Tchórz.
– Aha – przyznał z uśmiechem.
Eve ruszyła za dziećmi. Sama też nie szła na spotkanie z wielką ochotą. Rona prawie w ogóle nie znała. Spotkała go tylko raz przed wyjazdem na Tahiti. Był sympatyczny, niegłupi i autentycznie zakochany w jej matce. Nie było powodu, aby pomagał Eve.
A zatem musiała sobie poradzić najpierw z nim. Nie znosiła narzucać niczego matce, ale wiedziała, że Sandra jej pomoże. Nie chciała tylko zrobić niczego, co miałoby negatywny wpływ na jej stosunki z Ronem, na którym matce zależało. Poprosi matkę, żeby wzięła dzieci do kuchni i przygotowała im coś do jedzenia, a potem wyjaśni sytuację Ronowi i poprosi go o pomoc.
– Nie – powiedział kategorycznie Ron. – Nie zgadzam się, aby Sandra angażowała się w jakieś nielegalne akcje. Zabierz dzieciaki na policję.
– Nie mogę. Mówiłam ci… – Eve urwała i odetchnęła głęboko. – Nie proszę, żebyście wzięli Jane. To mogłoby być niebezpieczne. Ale Don nie jest zainteresowany chłopcem. Już dawno mógł go zabić. Ktoś musi się nim zająć, dopóki nie poradzę sobie z tym wszystkim.
– Ten chłopak uciekł z domu. Jeśli nie oddamy go rodzicom, grożą nam poważne konsekwencje.
– Na litość boską, Ronie, Jane mówi, że Mikę mieszka na ulicy od wielu dni i nikt nie zgłosił jego zaginięcia. Myślisz, że jego rodzicom na nim zależy?
– To wbrew prawu.
Oczywiście, prawnik wszystko wie najlepiej – pomyślała zgryźliwie Eve.
– Potrzebuję pomocy, Ronie.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale mnie obchodzi przede wszystkim Sandra. Chciałbym ci pomóc, jednak nie mogę pozwolić…
– Zrobimy to – powiedziała matka od drzwi. – Przestań mnie tak głupio chronić, Ronie.
– Ile czasu już tu stoisz? – spytał Ron, odwracając się do niej.
– Dostatecznie długo – powiedziała, podchodząc bliżej. – Czy myślisz, że Eve by tu przyjechała, gdyby miała jakiś wybór?
– Pozwól, że się tym zajmę, Sandro.
Potrząsnęła głową.
– Ten chłopak się boi. Nie oddamy go rodzicom i nie odmówię pomocy Eve, kiedy jej potrzebuje. Za często to robiłam, gdy była dzieckiem. – Urwała. – To nie jest twoja córka. Mogę zabrać Mike’a do mojego domu.
– Akurat!
– Uwierz mi, Ronie. – Sandra mówiła spokojnym, ale stanowczym głosem. – Jesteśmy ze sobą szczęśliwi, ale w moim życiu są, oprócz ciebie, jeszcze inni ludzie.
– Ukrywanie nieletnich uciekinierów jest nielegalne i nie zgadzam się…
– Czy mówiłam ci, ile razy Eve uciekała z domu, kiedy brałam kokainę? – Sandra spojrzała na córkę. – On nie jest taki, naprawdę, nie ma tylko naszych doświadczeń.
– Nie chciałabym ci niczego popsuć, mamo.
– Jeśli zabranie głodnego i przemarzniętego dzieciaka z ulicy miałoby popsuć coś między mną a Ronem, to znaczy, że nie ma to większej wartości. Prawda? – zwróciła się wprost do Rona.
Spoglądał na nią przez chwilę, a potem uśmiechnął się słabo.
– Czort z tobą, Sandro. – Wzruszył ramionami. – Wygrałaś. Powiemy sąsiadom, że to dzieciak mojego brata z Charlotte.
Eve odetchnęła z ulgą.
– Dziękuję.
Sandra potrząsnęła głową.
– Zawsze jesteś taka uparta i nie pozwalasz, żeby ci pomóc, dla odmiany więc miło jest móc coś dla ciebie zrobić.
Eve spojrzała znużonym wzrokiem na Rona.
– Niech będzie – powiedział. – Nie podoba mi się to, ale się zgadzam. – Objął Sandrę w pasie. – A na razie, dopóki nie złapią tego mordercy, trzymaj się od niej z daleka, słyszysz? Nie pozwolę Sandrze się narażać…
– Taki właśnie miałam zamiar. Miej włączony swój telefon, mamo. Zadzwonię od czasu do czasu, aby się upewnić, czy wszystko jest w porządku. – Eve wstała. – Zabieram Jane i wyjeżdżamy.
– Jestem już gotowa – powiedziała Jane, stając w drzwiach. – Mikę zjadł jeszcze jednego naleśnika, proszę pani. Lepiej niech go pani powstrzyma, bo inaczej rozboli go brzuch w nocy.
– Jeszcze jednego? Mój Boże, zjadł już sześć. – Sandra pospiesznie wróciła do kuchni.
Jane podeszła bliżej.
– Powinniśmy teraz pojechać. Wytłumaczyłam wszystko Mike’owi, ale jak zacznie myśleć o tym, że go tu zostawiam, to będzie marudził. – Spojrzała na Rona. – Zaopiekuj się nim. Na początku może się ciebie bać. Jego ojciec też jest taki duży jak ty.
– Zaopiekuję się nim.
Przyglądała mu się przez chwilę.
– Nie chcesz tego robić. – Odwróciła się do Eve. – Może nie powinnyśmy…
– Powiedziałem, że się nim zajmę – rzucił ostro Ron. – Nie musi mi się to podobać. Obiecałem i dotrzymam słowa.
Jane nadal przyglądała mu się skrzywiona. Należało ją stąd zabrać.
– Chodź, Jane. – Eve popchnęła ją do wyjścia. – Lepiej, jak zostaną sami.
– Nie jestem pewna, czy…
Eve wyciągnęła ją na korytarz i zamknęła drzwi do mieszkania.
– Nic mu nie będzie. Mama się nim zajmie.
– Nie umie zbytnio gotować. Naleśniki były niedosmażone.
– Ale ma inne zalety i jest dobrym człowiekiem. Polubiłabyś ją, gdybyś ją dobrze poznała.
– Lubię ją. Jest trochę taka jak… Fay.
– Fay była szalenie opiekuńcza, prawda?
– Tak. – Cisza. – Ten mężczyzna.
– To fajny facet. Nie skrzywdzi Mike’a.
– Nie podoba mi się specjalnie.
Eve też podobał się bardziej, kiedy go poznała. Jednakże nikt nie był doskonały i powinna być mu wdzięczna, że troszczył się o Sandrę.
– Martwi się o moją matkę. Myślisz, że bym go tu zostawiła, gdybym nie była pewna?
Jane przyglądała jej się przez chwilę, marszcząc brwi, a potem potrząsnęła głową.
– Chyba nie. Dokąd jedziemy?
– Gdzieś za miasto. Znajdziemy jakiś motel i się prześpimy. Jestem zmęczona, a ty?
– Też.
Eve widziała, że Jane jest zupełnie wykończona. Miała skurczoną, bladą twarzyczkę, a jednak trzymała się dzielnie, dopóki nie zadbała o bezpieczeństwo Mike’a.
Nie odzywała się, póki nie wsiadły do windy.
– Dlaczego? – szepnęła. – Dlaczego tak się dzieje?
– Powiem ci, ale nie teraz. Zaufaj mi.
– Dlaczego?
Co jej miała odpowiedzieć? Po tym wszystkim, co dziewczynka przeszła w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, dlaczego miałaby ufać komukolwiek?
– Nie wiem. Nie jestem pewna, czy ja na twoim miejscu bym komuś ufała. Ale chyba nie masz wyboru.
– To niewiele.
– Tyle możesz ode mnie dostać – ostro odparła zmęczona Eve. – Tyle mogę ci dać.
– Nie musisz się wściekać.
– Muszę. Tak się właśnie czuję. Jestem wściekła i nie potrzebuję… – Urwała i przygryzła dolną wargę. – Przepraszam. Za dużo mam na głowie.
Читать дальше