– I tak bym nie… No, może zadałabym mu kilka pytań – powiedziała ze śmiechem Eve.
– Widzisz?
Eve wzięła teczkę.
– Uważaj na siebie. Będę się starała dzwonić jak najczęściej.
– Miło mi było panią poznać. – Logan podał rękę Sandrze, po czym wziął walizkę Eve. – Zaopiekuję się pani córką i odwiozę ją tak szybko, jak tylko będę mógł.
– Jestem tego pewna. Do widzenia panu.
– John – poprawił z uśmiechem.
– John – powtórzyła Sandra.
Stała w progu, dopóki nie doszli do samochodu, a potem pomachała im i zamknęła drzwi.
– Po co się pan tak popisywał? – spytała Eve.
– Popisywał? – powtórzył, otwierając drzwi samochodu.
– Oblepił pan matkę swoją słodyczą.
– Byłem po prostu uprzejmy.
– Był pan czarujący.
– To zawsze pomaga. Nie podoba się to pani?
– Same kłamstwa. To ohydne.
– Dlaczego pani… – przerwał. – Fraser. Podobno był w typie Teda Bundy’ego. Do cholery, Eve, nie jestem Fraserem.
Jasne, nikt nie był taki jak Fraser, oprócz samego diabła.
– Nic na to nie poradzę. Przypomina mi… Złości mnie to.
– Ponieważ mamy razem pracować, złość tylko nam przeszkodzi. Obiecuję, że postaram się nie być czarujący.
– Dobrze.
– Bo ja wiem, czy to tak znów dobrze, czasami potrafię być szalenie nieuprzejmy. Niech pani spyta Margaret.
– Sądząc z tego, co pan o niej mówił, wątpię, żeby panu na to pozwoliła.
– To prawda. Ona bywa jeszcze gorsza. Ale i ja się staram.
– Dokąd jedziemy?
– Co powiedziała pani matce?
– Nic. Poinformowałam ją, że ma pan swoją siedzibę na Zachodnim Wybrzeżu, i pomyślała, że tam jedziemy. Na wszelki wypadek ona i Joe Quinn mają numer mojego telefonu cyfrowego. Dokąd jedziemy? – powtórzyła.
– Teraz? Na lotnisko. Polecimy moim samolotem do domu w Wirginii.
– Potrzebny mi jest sprzęt. Większość z tego, co miałam, zniszczono. Zostało zaledwie kilka rzeczy.
– Nie ma problemu. Laboratorium już na panią czeka.
– Co?
– Wiedziałem, że musi pani mieć miejsce do pracy.
– A gdybym się nie zgodziła?
– Poszukałbym kogoś gorszego – powiedział z uśmiechem i dodał teatralnym tonem: – Albo bym panią porwał i zamknął w laboratorium, dopóki nie spełniłaby pani moich życzeń.
Żartował. Czy aby na pewno?
– Przepraszam. Byłem zbyt frywolny? Sprawdzałem, czy ma pani poczucie humoru. Okazało się, że nie. Czy jestem dość niegrzeczny?
– Tak. I mam poczucie humoru.
– Nie zauważyłem – odparł, zjeżdżając na autostradę. – Niech się pani nie przejmuje, pani praca tego nie wymaga.
– Wcale się nie przejęłam. Nie obchodzi mnie, co pan o mnie myśli. Chcę wykonać swoją pracę. I mam dość błądzenia po omacku. Kiedy…
– Porozmawiamy, gdy dojedziemy na miejsce.
– Chcę rozmawiać teraz.
– Później – mruknął i spojrzał we wsteczne lusterko. – To jest wynajęty samochód, a przez to niepewny.
Początkowo nie zrozumiała, o czym Logan mówi.
– To znaczy, że jest tu podsłuch?
– Nie wiem. Nie chcę ryzykować.
– Czy wszystkie pana samochody są… pewne? – spytała po chwili.
– Tak, ponieważ często załatwiam interesy, przenosząc się z miejsca na miejsce. Przecieki bywają kosztowne.
– Wyobrażam sobie. Zwłaszcza kiedy człowiek ma do czynienia ze szkieletem.
– To nie jest śmieszne – zaprotestował, znów spoglądając w lusterko. – Niech mi pani wierzy.
Po raz drugi w ciągu kilku sekund sprawdzał drogę za sobą, choć nie było dużego ruchu. Eve obejrzała się przez ramię.
– Ktoś nas śledzi?
– Może. Na razie niczego nie zauważyłem.
– Powiedziałby mi pan?
– To zależy. Wystraszyłbym panią?
– Nie. Podałam panu moje warunki i jestem związana umową. Wycofałabym się jedynie wtedy, gdybym sądziła, że mnie pan oszukuje. Tego nie zniosę, Logan.
– Rozumiem.
– Ja nie rzucam słów na wiatr. Przyjaźni się pan z politykami, którzy łżą na potęgę. Ja taka nie jestem.
– Proszę, proszę, co za świętoszkowatość.
– Niech pan sobie myśli, co chce. Jestem z panem szczera. Nie chcę, żeby miał pan mylne wrażenie.
– Rozumiem. Zapewniam, że nikt by pani nie wziął za dyplomatę czy polityka.
– To dla mnie komplement.
– Nie lubi pani polityków, co?
– A kto lubi? Ostatnio stale wybieramy mniejsze zło.
– Są w polityce ludzie, którzy chcą zrobić coś dobrego.
– Chce mnie pan przekabacić? Nie ma mowy. Nie lubię ani republikanów, ani demokratów.
– Na kogo pani głosowała w ostatnich wyborach?
– Na Chadbourne’a. Ale nie dlatego, że jest demokratą. Przekonał mnie, że będzie porządnym prezydentem.
– I jest?
Eve wzruszyła ramionami.
– Udało mu się przeprowadzić ustawę o pomocy dla małoletnich, chociaż Kongres starał się do tego nie dopuścić.
– Czasami trzeba rzucić bombę, żeby rozwalić zaporę.
– Te przyjęcia, na których pan zbiera pieniądze, nie są szczególnie wybuchowe.
– To zależy od punktu widzenia. Robię, co mogę. Zawsze wierzyłem, że każdy człowiek musi się jakoś określić. Jeśli chce się wprowadzać zmiany, trzeba działać w ramach istniejącego systemu.
– Mnie to nie dotyczy. Nie muszę niczego robić oprócz głosowania w określonym dniu.
– To prawda, pani zamyka się w laboratorium ze swoimi szkieletami.
– I co w tym złego? – spytała z cwaniackim uśmiechem. – Są lepszym towarzystwem niż większość polityków.
Ku jej zdumieniu nie dał się sprowokować.
– Może jednak ma pani poczucie humoru. Zgódźmy się, że się nie zgadzamy. Mój ojciec zawsze mówił, iż z kobietami nie należy dyskutować o polityce i o religii.
– Co za szowinizm.
– Był wspaniałym facetem, ale żył w innym świecie. Nie umiałby sobie radzić z takimi kobietami jak pani czy Margaret.
– Żyje?
– Nie, umarł, kiedy byłem w szkole.
– Czy poznam Margaret?
– Zadzwoniłem do niej po południu i powiedziałem, żeby była w domu.
– Czy to nie przesada? Musi przylecieć z Kalifornii, prawda?
– Jest mi potrzebna.
Stwierdzenie mówiło samo za siebie. Mógł udawać, że liczy się z Margaret, ale spodziewał się, iż będzie wykonywać jego polecenia.
– Grzecznie ją poprosiłem. Bez żadnych gróźb.
– Czasami groźby są utajone.
– Obiecuję, że nie będę pani do niczego zmuszał. Spojrzała na niego chłodno.
– Nie wątpię. Nawet niech pan nie próbuje, Logan.
– Wchodzą do samolotu – powiedział Fiske. – Co mam robić? Dowiedzieć się, dokąd lecą, i polecieć za nimi?
– Nie, sekretarka Logana powiedziała ojcu, że jedzie do jego domu w Wirginii. To miejsce jest lepiej strzeżone niż Fort Knox. Na zewnątrz mamy ekipę obserwacyjną, ale nic nie możemy zrobić, gdy wejdą do środka.
– To znaczy, że powinienem działać, nim znajdzie się w środku.
– Już ci mówiłem, że wówczas jest za bardzo na widoku. Nie chcemy zrobić mu krzywdy, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne.
– To wracam do domu. Matka ciągle…
– Nie, ona nigdzie nie wyjeżdża. Możesz wrócić do tego później, jeśli, oczywiście, postanowimy narobić trochę zamieszania. Jest dla ciebie coś pilniejszego. Wracaj.
Odrzutowiec wylądował na małym prywatnym lotnisku koło Arlington, w stanie Wirginia. Bagaż został natychmiast przeniesiony do limuzyny zaparkowanej przy hangarze.
Читать дальше