Wreszcie natrafiłem na to zdjęcie. Dobra ostrość i wyraźny drugi plan. Nowoczesne cyfrówki jednak niekiedy się sprawdzają. Dwie wyzywające, pewne siebie, pełne życia, uśmiechnięte blondynki i ktoś jeszcze. Ktoś, kto stał się moją obsesją.
Raz jeszcze ruszył w stronę korkowej tablicy i zdjął z niej przyszpilone zdjęcie. Nie patrzył na dziewczyny pozujące fotografowi. Wpatrywał się w postać ukrytą za filarem. Za kilka godzin to zdjęcie trafi do techników w laboratorium, którzy powiększą odbitkę i postarają się wyciągnąć z niej tyle, ile się da.
Ktoś, kto stał się moją obsesją.
W telefonie rozległ się Dym na wodzie. Żarówa. Naczelnik Cichowski dzwonił z prywatnego telefonu.
– To on? – zapytał bez wstępów.
– Nie, szefie – odparł Pater. – Ale warto było tu się zjawić.
– Mów jaśniej! – Cichowski warknął.
– Mielnik nie ma z Jelitkowem nic wspólnego… To znaczy ma… On nie zabił Bagińskiej i Lisowskiej. On na własną rękę tropił mordercę.
– A co on ma z tym wspólnego?
– Najpewniej kochał się kiedyś w matce jednej z tych dziewczyn. Pochodził z Wybrzeża. Stara sprawa. Z notatek wynika, że chciał tym śledztwem spłacić jakiś stary dług…
– Z notatek?
– Tak. Jest w nich coś jeszcze… Zdaje się, że Mielnik trafił na właściwy ślad. I dlatego zginął.
Cichowski milczał.
– Chcesz powiedzieć, że był lepszy od ciebie? – powiedział w końcu.
„Żarówa ma rację. Ma cholerną rację”, pomyślał rozgoryczony Pater.
– Co zamierzasz zrobić? – Głos Cichowskiego nie brzmiał już tak twardo jak przed chwilą.
– Pójdę tropem, na który wpadł Mielnik. Tym razem złapię bydlaka! Doprowadzę sprawę do końca!
Naczelnik rozłączył się. Pater wrócił do notatek Mielnika. Z roztargnieniem potarł czoło. Coś tu się nie zgadzało. Zaczął czytać po raz kolejny.
Wystarczył jeden mój mejl i umówiliśmy się na spotkanie. Nie w Trójmieście. Na półwyspie. Nareszcie poczuję się wolny od piętna przeszłości. Odkupię swoje winy.
Mejl. Poczta Mielnika. Bezradnie przeszukał komputer i znów okazało się, że jest informatycznym dyletantem. Jednak będzie potrzebował pomocy.
Wystarczył jeden mój mejl i umówiliśmy się na spotkanie.
Z kim Mielnik umówił się na spotkanie? Z mordercą, by wyrównać rachunki? A może z ukochaną sprzed lat? Albo z kimś, kto znał mordercę? „Muszę to wiedzieć”, pomyślał. Nerwowym ruchem sięgnął po kolejną kartkę.
Tam się spotkaliśmy. Człowiek ze zdjęcia. Ukryty za filarem. Drżałem z niepewności, czy się nie mylę. I czy się z czymś za wcześnie nie zdradzę. Popatrzyłem mu w oczy i wiedziałem już wszystko. A potem trop się urwał. Odnalazłem go niedawno, całkiem przypadkiem. Tym razem doprowadzę rzecz do końca.
Coś podobnego Pater powiedział w rozmowie z naczelnikiem Cichowskim.
Człowiek ze zdjęcia. Mielnik umówił się z nim na spotkanie w kręgielni U7. Co tam się stało? Co to znaczy, że popatrzył mu w oczy i wiedział wszystko? I że trop się urwał? Dlaczego się urwał? Czy zabójca zdał sobie sprawę, że ktoś depcze mu po piętach i zniknął? Dlaczego wtedy nie zabił Mielnika?
Pytania zaczęły się mnożyć. Pater sięgnął po ostatnią kartkę. Było na niej tylko jedno zdanie:
Zadzwonił do mnie i powiedział, byśmy pogadali o tych dziewczynach.
Ruszył w stronę telefonu. Pulsujący zielony punkt świadczył o tym, że ktoś zostawił wiadomość na sekretarce. Pater włączył przycisk odsłuchiwania. Spokojny męski głos informował, że Jan Mielnik nie opłacił telewizji kablowej i że usługa zostanie wyłączona.
O dziesiątej rano miał wszystkiego dosyć. Z niechęcią patrzył na technika, który badał komputer. Wśród mejli napisanych przez Mielnika nie było tego, którego szukał. Jeśli Mielnik chciał sam wymierzyć sprawiedliwość, pewnie go wykasował, by nie zostawić śladów. A najpewniej posłużył się innym komputerem.
Ludzie Brzyskiego sprawdzali billingi i analizowali rozmowy z operatorami sieci komórkowych. Na razie bez powodzenia. Pater czuł przez skórę, że przełomu nie będzie. Myślał, że Mielnik poda mu mordercę na widelcu, ale się pomylił. Pozostało mu zdjęcie z mężczyzną za filarem oraz kaseta magnetofonowa wetknięta do jednej z teczek.
Pater miał problem z uruchomieniem dyktafonu. Nie działał. Był nienaładowany, a w domu Mielnika nadkomisarz nie znalazł ładowarki. Rano Brzyski podesłał mu sprzęt z komendy.
Od dwóch godzin słuchał krótkiego nagrania i nie mógł zrozumieć, dlaczego dla Mielnika było ono tak ważne, że dołączył je do innych zebranych przez siebie materiałów.
Pater po raz nie wiadomo który włączył dyktafon. Usłyszał gwar pijackich rozmów, szczęk szkła i wznoszony toast. A później usłyszał czyjś głos.
Bar „Plażowy” w Jelitkowie, dnia czwartego lipca dwa tysiące szóstego roku. Godzina dwudziesta pierwsza czterdzieści pięć. Tu Karolinę Lisowską i Agnieszkę Bagińską widziano po raz ostatni.
Głos był cichy, ale wyraźny. Zupełnie jakby ktoś, zapewne Mielnik, przystawił sobie mikrofon do ust. Usłyszał uderzenie w werbel i perkusyjny talerz. Rozległ się dźwięk przesterowanej gitary. Zabrzmiał początek jakiegoś znanego rockowego riffu, po czym znów ktoś uderzył w talerz. Na kasecie słychać szelest, jakby ktoś wziął dyktafon do ręki. Koniec nagrania. Po chwili Pater znów usłyszał śmiech podpitych balangowiczów i głos, tym razem zniekształcony, dobiegający jakby z daleka i lekko bełkotliwy.
Siema, stary! Cześć! Co podać?
Rozmówca Mielnika miał o wiele niższy głos.
Daj jeeeednego żywca!
Rozległ się odgłos stuknięcia szklankami, a potem dźwięk, który skojarzył się Paterowi z wsysaniem piany.
Uch kurwa, tego było mi trzeba! Pij na zdrowie!
Ktoś zaczął grać na basie i perkusji. Po chwili do sekcji dołączyła gitara.
Kuźwa, ale u was są laski! Te, ale fajna dupa!
E tam, fajna? Przyjdź tu za parę godzin, to dopiero zobaczysz fajne dupy!
Wokalista zaczął śpiewać jakiś polski przebój i dalsza część nagrania została zagłuszona.
Kurwa, nie mam czasu teraz gadać!
To mówi rozmówca Mielnika. Nagranie znowu się urywa. Jednak dyktafon zostaje włączony raz jeszcze. Muzyka i pijackie wrzaski jakby ucichły. Znów słychać wyraźny głos:
Jest godzina dwudziesta druga pięć. Bar „Plażowy” w Jelitkowie. Koniec.
Pater podrapał się w skroń. Po co Mielnikowi to nagranie? Przewinął kasetę i włączył od początku. Nagranie rozpoczyna się za kwadrans dziesiąta. Tę informację, datę oraz miejsce Mielnik podaje precyzyjnie. Nie mówi tylko, z kim rozmawia. Nagle staje się wulgarny i jakby podpity. A potem jest kakofonia świstów i gwizdów. Głosy są mniej czytelne nie tylko z powodu muzyki pojawiającej się w tle. Dochodzą jakby przez szmatę. Tak jakby Mielnik ukrył dyktafon w kieszeni marynarki. Głos, który pojawia się o dwudziestej drugiej pięć, znów brzmi trzeźwo i konkretnie. A zatem Mielnik udawał wstawionego. Po co? Część nagrania jest zupełnie nieczytelna. Rozmówca detektywa-amatora chyba się zdenerwował. Jak to było?
Kurwa, nie mam czasu teraz gadać!
A potem tajemniczy fragment, w którym mało co słychać. Może mieć podstawowe znaczenie. Wszak Mielnik najprawdopodobniej ukrył przed kimś mikrofon. Przed mordercą z Jelitkowa.
Pater wpatrywał się w dyktafon, jakby martwy przedmiot miał za chwilę przemówić i udzielić mu odpowiedzi na wszystkie pytania. Dyktafon jednak milczał. Za to znowu odezwała się komórka Patera. Nadkomisarz ze zdziwieniem zobaczył, że dzwoni Żarówa.
Читать дальше