Ross MacDonald - Błękitny młoteczek

Здесь есть возможность читать онлайн «Ross MacDonald - Błękitny młoteczek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Błękitny młoteczek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny młoteczek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prywant detektyw, Lew Archer, otrzymuje typowe zlecenie: ma odnaleźć obraz skradziony z zamożnego domu Biemeyerów. Obraz jest dziełem kalifornijskiego malarza, który rozgłos i sławę zdobył dopiero po swym tajemniczym zniknięciu. W trakcie poszukiwania zaginionego arcydzieła wychodzą na jaw tajemnice bohaterów. Archer stopniowo rozwiązuje zagadkę. Reakcją na jego działania jest seria makabrycznych zbrodni.

Błękitny młoteczek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny młoteczek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Doszedłem na piechotę do czerwonego neonu z napisem „Tea Kettle” i pchnąłem znajdujące się pod nim drzwi. Była już niemal ósma, a więc dość późno dla bywalców tego typu kafeterii, i lokal wydawał się opustoszały. Przy ladzie nie było kolejki, w pustej niemal sali siedziało przy stolikach kilka starszych osób.

Przypomniałem sobie, że od rana nic nie jadłem. Wziąłem talerz, kazałem nałożyć sobie porcję pieczeni wołowej z jarzynami i zaniosłem go do stolika, z którego mogłem obserwować całą salę. Miałem wrażenie, że znalazłem się w innym mieście, w którym wojny miłosne zakończyły się już, a ja byłem po prostu jednym z pozostałych przy życiu, starzejących się weteranów.

Nie byłem zachwycony tą myślą. Wejście pani Brighton też nie poprawiło mego nastroju. Kiedy jednak wniosła swą tacę do sali restauracyjnej, wstałem i zaprosiłem ją do stolika.

– Dziękuję panu. Nienawidzę jadać sama. I tak, od kiedy umarł mój mąż, spędzam samotnie mnóstwo czasu. – Uśmiechnęła się do mnie lekko, jakby przepraszając, że wspomina o swej stracie. – Czy pan też żyje samotnie?

– Niestety tak. Rozwiodłem się z żoną już jakiś czas temu.

– Szkoda.

– Ja też tak uważałem. Ale ona była innego zdania. Pani Brighton skupiła uwagę na makaronie z serem.

Potem dodała do swej herbaty cukier i mleko. Zamieszała ją i podniosła do ust.

– Od dawna zna pan Betty?

– Poznałem ją przedwczoraj wieczorem na jakimś przyjęciu. Była na nim w charakterze sprawozdawcy.

– Tak, miała o nim pisać. Ale jeśli mówi pan o przyjęciu u pani Chantry, to nie dostarczyła nam ani słowa, które nadawałoby się do druku. Wpadła na trop jakiegoś morderstwa i od dwóch dni tylko o tym myśli. Wie pan, jest ogromnie ambitną dziewczyną.

Pani Brighton spojrzała na mnie badawczo zza swych szkieł, powiększających i rozmywających jej źrenice. Nie byłem pewien, czy chce mnie ostrzec, czy po prostu szuka tematu do rozmowy z nieznajomym.

– Czy ma pan coś wspólnego z śledztwem w sprawie tego morderstwa? – spytała.

– Tak. Jestem prywatnym detektywem.

– Mogę spytać, kto pana zatrudnił?

– Może pani. Ale wolałbym nie odpowiadać.

– Niechże pan powie. – Posłała mi porozumiewawczy uśmiech, który pokrył jej twarz zmarszczkami, a mimo to uczynił ją sympatyczniejszą. – Nie jestem już reporterką. Zachowam to dla siebie.

– Jack Biemeyer. Uniosła uczernione brwi.

– Taka gruba ryba jest zamieszana w sprawę morderstwa?

– Niebezpośrednio. Kupił obraz, który został potem ukradziony. Wynajął mnie, żebym go odzyskał.

– I udało się panu?

– Nie. Ale działam dalej. Już trzeci dzień.

– I nie posuwa się pan naprzód?

– Trochę się posunąłem. Sprawa nabiera rozpędu. Zamordowano drugiego człowieka – Jacoba Whitmore.

Pani Brighton pochyliła się ku mnie gwałtownie. Trąciła filiżankę łokciem, wylewając resztkę herbaty.

– Przecież Jake utonął trzy dni temu przypadkowo w oceanie.

– Utopiono go w słodkiej wodzie – oznajmiłem – a ciało wrzucono potem do morza.

– To okropne. Znałam Jake’a. Poznałam go, kiedy był jeszcze w gimnazjum. Pracował u nas jako goniec. Był jednym z najłagodniejszych ludzi, jakich spotkałam.

– Często właśnie łagodni padają ofiarą zabójstwa. Mówiąc to pomyślałem o Betty. Miałem przed oczyma jej twarz i uległe, jędrne ciało. Poczułem ucisk i gorąco w piersiach, więc wciągnąłem głęboko powietrze i wypuściłem je, wydając przy tym mimowolnie ciche westchnienie.

– Co się stało? – spytała pani Brighton.

– Nie cierpię stykać się ze śmiercią.

– W takim razie wybrał pan dziwny zawód.

– Wiem. Ale od czasu do czasu udaje mi się zapobiec morderstwu.

A od czasu do czasu prowokuję jego popełnienie. Usiłowałem nie dopuścić do zetknięcia się tej myśli z myślą o Betty, ale obydwie dążyły ku sobie jak para spiskowców.

– Niech pan zje jarzyny – powiedziała pani Brighton. – Człowiekowi potrzeba jak najwięcej witamin. Niepokoi się pan o Betty Jo, prawda? – dodała tym samym, rzeczowym tonem.

– Owszem.

– Ja również. Szczególnie odkąd mi pan powiedział, że Jake Whitmore został zamordowany. Ktoś, kogo znałam pół życia… to jakby piorun uderzył blisko domu. A jeśli coś się stało Betty… – Urwała na chwilę, potem ciągnęła nieco cichszym głosem: – Przepadam za tą dziewczyną i jeżeli coś jej się stało, gotowa jestem zrobić wszystko.

– Co pani zdaniem mogło się zdarzyć?

Rozejrzała się po sali, jakby szukając jakiegoś zwiastuna czy proroka. Ale nie było tam nikogo, prócz kilku zajętych jedzeniem staruszków.

– Betty ogromnie się przejęła sprawą Chantry’ego – westchnęła. – Ostatnio nie mówiła o niej wiele, ale ja znam te objawy. Sama to kiedyś przeżywałam, chyba przeszło dwadzieścia lat temu. Chciałam wytropić Chantry’ego, przywieźć go do domu żywego i całego i stać się pierwszą damą dziennikarstwa. Idąc za czyjąś radą zdobyłam nawet pieniądze, żeby pojechać na Tahiti. Wie pan, Chantry zawsze był pod bardzo silnym wpływem Gauguina. Ale nie znalazłam go na Tahiti. Ani Gauguina zresztą.

– Więc myśli pani, że Chantry żyje?

– Wtedy tak uważałam. Teraz nie wiem. To zabawne, jak zmieniają się z wiekiem nasze poglądy. Ma pan już tyle lat, że powinien mnie pan zrozumieć. Kiedy byłam młodą kobietą, wyobrażałam sobie, że Chantry postąpił w taki sposób, w jaki sama chciałabym się zachować. Plunął na to parszywe miasteczko i wyniósł się stąd. Wie pan, kiedy zapadł się pod ziemię, był człowiekiem trzydziestoletnim. Miał przed sobą mnóstwo czasu… mógł rozpocząć nowe życie. Teraz, kiedy moje własne dobiega już końca, nie jestem pewna. Nie wykluczam możliwości, że został zamordowany, wtedy, trzydzieści lat temu.

– Kto miałby powód, żeby go zabijać?

– Nie wiem. Może żona. Żony często mają motywy. Niech się pan nie powołuje na moje zdanie, ale sądzę, że byłaby do tego zdolna.

– Zna ją pani?

– Znam ją całkiem dobrze, a w każdym razie znałam. Bardzo dba o reklamę. Odkąd nie jestem reporterką, przestała się mną interesować.

– A poznała pani jej męża?

– Jego nie. Jak pan wie, był odludkiem. Mieszkał w tym mieście przez siedem czy osiem lat, ale ludzi, których znał na tyle, by z nimi rozmawiać, mógłby pan policzyć na palcach jednej ręki.

– Czy może pani wymienić kogoś z nich?

– Przychodzi mi do głowy tylko jeden człowiek. Jacob Whitmore. Przynosił im gazety. Myślę, że właśnie znajomość z Chantrym spowodowała, że zainteresował się malarstwem.

– Ciekaw jestem, czy nie ona przyczyniła się też do jego śmierci?

Pani Brighton zdjęła okulary i przetarła szkła koronkową chusteczką. Potem włożyła je i spojrzała na mnie uważnie.

– Nie bardzo rozumiem, o czym pan mówi. Czy mógłbv mi pan wytłumaczyć w przystępny sposób, co pan ma na myśli? Miałam długi i ciężki dzień.

– Czuję, że Chantry przebywa w mieście. To nie tylko przeczucie. Obraz ukradziony Biemeyerowi był zapewne namalowany przez Chantry’ego. Zanim dotarł do Biemeyera, przeszedł przez ręce dwóch ludzi – Jake’a Whitmore i Paula Grimesa. Obaj nie żyją. To przecież pani wie.

Pochyliła siwiejącą głowę, jakby pod ciężarem tej wiadomości.

– Myśli pan, że Betty naprawdę grozi niebezpieczeństwo, prawda?

– Niewykluczone.

– Czy mogę w czymś pomóc? Chce pan, żebym zaczęła dzwonić do tych zakładów dla rekonwalescentów?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Błękitny młoteczek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny młoteczek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Błękitny młoteczek»

Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny młoteczek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x