Ross MacDonald - Błękitny młoteczek

Здесь есть возможность читать онлайн «Ross MacDonald - Błękitny młoteczek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Błękitny młoteczek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękitny młoteczek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prywant detektyw, Lew Archer, otrzymuje typowe zlecenie: ma odnaleźć obraz skradziony z zamożnego domu Biemeyerów. Obraz jest dziełem kalifornijskiego malarza, który rozgłos i sławę zdobył dopiero po swym tajemniczym zniknięciu. W trakcie poszukiwania zaginionego arcydzieła wychodzą na jaw tajemnice bohaterów. Archer stopniowo rozwiązuje zagadkę. Reakcją na jego działania jest seria makabrycznych zbrodni.

Błękitny młoteczek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękitny młoteczek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Sprowadziłem z powrotem pańską córkę. Teraz proszę pana o pomoc. Jeśli jej pan nie udzieli, a pannie Siddon stanie się coś złego, zniszczę pana.

– Brzmi to jak groźba.

– Bo jest nią. Jest w pańskim życiu dość gnoju, żeby można pana załatwić.

– Przecież jestem pańskim klientem.

– Zatrudniła mnie pańska żona.

Własny głos brzmiał w moich uszach spokojnie, jakby z pewnej odległości. Ale miałem wrażenie, że moje oczy zmniejszyły się nagle i nie mogłem opanować drżenia.

– Upadł pan chyba na głowę. Mógłbym pana kupić i sprzedać tysiąc razy.

– Nie jestem na sprzedaż. Zresztą to wszystko bzdury. Być może ma pan pieniądze, ale jest pan zbyt skąpy, żeby ich użyć. Jeszcze wczoraj awanturował się pan z powodu nędznych pięciuset dolarów, za które sprowadziłem pańską córkę. Czasem zdaje się panu, że jest pan królem świata, a czasem gada pan jak nędzny żebrak.

Wstał z fotela.

– Złożę na pana skargę w Sacramento. Dopuścił się pan groźby i szantażu. Będzie pan tego żałował do końca życia.

Już tego żałowałem. Ale byłem zbyt wściekły, by próbować go zjednać. Wyszedłem z gabinetu i skierowałem się w kierunku drzwi wyjściowych. Zanim do nich dotarłem, I zatrzymała mnie pani Biemeyer.

– Nie powinien pan był tego mówić.

– Wiem o tym. Przykro mi. Czy mogę skorzystać z telefonu?

– Niech pan nie dzwoni na policję. Nie chcę, żeby tu przyjeżdżali.

– Nie. Muszę porozmawiać z przyjacielem. Wprowadziła mnie do wielkiej, wyłożonej cegłami kuchni, kazała mi usiąść przy stole obok okna i przyniosła telefon z długim przewodem. Okno wychodziło na odległą zatokę. Nieco bliżej, u podnóża góry, stał rozjarzony światłami dom pani Chantry. Nakręcając numer podany mi I przez Fay Brighton, spojrzałem w jego kierunku jeszcze raz i zauważyłem, że w oranżerii palą się lampy.

Numer był zajęty, więc nakręciłem go ponownie.

Tym razem pani Brighton odpowiedziała już po pierwszym sygnale.

– Halo?

– Mówi Archer. No i co, miała pani szczęście?

– Raczej pecha. Kłopot polega na tym, że wszyscy ci ludzie wydają się podejrzani. Może jest w moim głosie coś, co ich do tego skłania. Trochę się boję siedzieć tu sama, rozumie pan. I nic nie udało mi się załatwić.

– Daleko ma pani do końca listy?

– Jestem chyba w połowie. Ale czuję, że nic z tego nie będzie. Czy pozwoli pan, że na dziś zrezygnuję?

Nie odpowiedziałem jej od razu. Zanim się odezwałem, wydała krótkie, przepraszające westchnienie i odłożyła słuchawkę.

30

Zgasiłem kuchenną lampę i raz jeszcze spojrzałem w kierunku domu pani Chantry. Dostrzegłem jakiś ruch w oranżerii. Ale nie widziałem, co się porusza.

Wyszedłem do samochodu po lornetkę i po raz drugi natknąłem się na panią Biemeyer.

– Nie widział pan Doris? – spytała. – Zaczynam się trochę niepokoić.

Odniosłem wrażenie, że jest nawet bardzo zaniepokojona. Łamał się jej głos. Oczy, odbijające blask ustawionych przed domem lamp, były ciemne i głębokie.

– Czy wyszła z domu? – spytałem.

– Chyba tak, o ile się gdzieś nie ukryła. Może uciekła z Fredem Johnsonem?

– To niemożliwe. Fred jest w więzieniu.

– Był – odparła. – Ale mój adwokat kazał go dziś zwolnić. Chyba popełniłam błąd. Niech pan nie mówi Jackowi, dobrze? Nie darowałby mi do końca życia.

Była skłopotaną kobietą, pogrążającą się coraz bardziej w swych problemach. Straciła już swobodny sposób bycia i zaczynała tracić nadzieję.

– Powiem pani mężowi tylko to, co będę musiał, ani słowa więcej. Gdzie jest Fred? Chcę z nim pomówić.

– Podwieźliśmy go pod dom rodziców. Chyba zrobiłam głupstwo, prawda?

– Oboje robimy głupstwo – powiedziałem – stojąc tu przed domem w świetle wszystkich lamp. W willi Chantry’ego dzieją się jakieś dziwne rzeczy.

– Wiem o tym. Działy się niemal przez cały dzień. Za dnia wycinali rośliny w oranżerii. Potem, po zmroku, zaczęli kopać dół.

– Jaki dół?

– Niech pan sam zobaczy. Kopią go nadal. Zszedłem podjazdem do krawędzi zbocza, przy którym zatrzymało mnie poprzednio ogrodzenie. Płonące za mymi plecami światła zgasły. Oparłem się o płot i nastawiłem ostrość lornetki na oranżerię. Pracowali w niej ciemnowłosy mężczyzna i siwa kobieta – Rico i pani Chantry. Miałem wrażenie, że zasypują dół, nabierając łopatami ziemię z leżącej między nimi pryzmy.

Rico zsunął się do zasypanego częściowo dołu i zaczął podskakiwać, ubijając sypką, górną warstwę. Zapadał się na stojąco w głąb ziemi, jak potępiona dusza, samorzutnie zstępująca do piekła. Pani Chantry obserwowała go, stojąc obok.

Nastawiłem lornetkę na jej twarz. Wydała mi się zaróżowiona, surowa i groźna. Policzki były pobrudzone ziemią, a włosy przylegały do skroni jak lśniące, szare skrzydła jastrzębia.

Wyciągnęła rękę do Rica i pomogła mu wydostać się z dołu. Chwilę rozmawiali stojąc nad krawędzią, potem zaczęli go pracowicie zasypywać. Ziemia spadała bezgłośnie z ich łopat.

Czarna myśl pojawiła się na obrzeżu mojej wyobraźni i stopniowo całkowicie ją przysłoniła. Pracujący w oranżerii ludzie wykopali grób, a teraz go zasypują. Nie wydawało się to prawdopodobne. Gdyby jednak tak było, to istniała również możliwość, że pod ziemią leżą zwłoki Betty Siddon.

Wróciłem do auta po rewolwer. Trzymałem go już w ręku, kiedy usłyszałem za sobą słowa Ruth Biemeyer:

– Co pan zamierza z nim zrobić?

– Chcę zobaczyć, co się tam dzieje.

– Niech pan, na miłość boską, nie bierze z sobą broni, Ciągle giną od kul niewinni ludzie. A ja nie odnalazłam jeszcze mojej córki.

Nie spierałem się z nią. Wsunąłem automatyczny rewolwer średniego kalibru do kieszeni marynarki. Wróciłem pod ogrodzenie, przeszedłem przez nie i ruszyłem zboczeń w dół, w kierunku wąwozu. Stok obsadzony był bujnymi, mięsistymi roślinami, po których stąpało się jak po gumie. Nieco niżej ustąpiły one miejsca szałwii i jakimś innym krzewom. Dostrzegłem wśród nich lśniącą jak gigantyczne złote jajo głowę jakiejś blondynki. Doris, przykucnąwszy wśród krzewów, obserwowała wnętrze oranżerii.

– Doris? – szepnąłem. – Nie przestrasz się.

Mimo to podskoczyła jak młoda sarna i z hałasem pobiegła w dół stoku. Dogoniłem ją i kazałem zachować spokój. Drżała i oddychała ciężko. Mimo woli, a może na wpół świadomie, robiła uniki, próbując mi się wyrwać. Chwyciłem ją oburącz za ramiona.

– Nie bój się, Doris. Nic ci nie zrobię.

– Sprawia mi pan ból. Proszę mnie puścić.

– Jeśli obiecasz nie ruszać się i zachować spokój. Dziewczyna uspokoiła się już trochę, ale nadal słyszałem jej oddech.

Rico i pani Chantry przestali zasypywać dół i stali obok siebie, nadsłuchując. Przeszukiwali wzrokiem ciemne zbocze. Położyłem się wśród krzewów szałwii i pociągnąłem dziewczynę za sobą. Po długiej, pełnej napięcia minucie, podjęli pracę. Wyglądali jak para grabarzy.

– Czy widziałaś, co zakopują, Doris?

– Nie. Nie widziałam. Kiedy przyszłam, dół był już zasypany.

– Skąd się tu wzięłaś?

– Zauważyłam światło w oranżerii. Potem zeszłam na dół i zobaczyłam tę wielką stertę ziemi. Myśli pan, że zakopują zwłoki?

Jej głos był pełen lęku. Ale wykryłem w nim również rzeczowy ton, jakby mówiła o koszmarach nocnych, które wreszcie się sprawdziły.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Błękitny młoteczek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękitny młoteczek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Błękitny młoteczek»

Обсуждение, отзывы о книге «Błękitny młoteczek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x