– No cóż – powiedział, wzdychając, Fandorin. – Skompromitowaliśmy się obaj, panie Tulipanow, ale należy przypuszczać, że moskiewskie tournee Waleta Pikowego na tym się zakończyło. Co pan zamierza robić dalej? Chce pan wrócić do Dyrekcji Żandarmerii?
Anisij nic na to nie odrzekł, tylko śmiertelnie pobladł, chociaż pod orzechową farbą nie było to widoczne. Powrót do żałosnej funkcji posłańca po dwóch tygodniach niezwykłych przygód ukazał mu się w całej swej okropności.
– Oczywiście zarekomenduję pana oberpolicmajstrowi i Swierczyńskiemu w samych superlatywach. To przecież nie pańska wina, że nie stanąłem na w-wysokości zadania. Zaproponuję, żeby przeniesiono pana do wydziału śledczego albo operacyjnego, jak pan woli. Ale mam też dla pana, Tulipanow, inną propozycję.
Szef zrobił pauzę i Anisij gwałtownie pochylił się do przodu, wstrząśnięty świetlaną perspektywą triumfalnego powrotu do żandarmerii, a z drugiej strony przeczuciem, że za chwilę usłyszy coś jeszcze bardziej oszałamiającego.
– Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, żeby pracować ze mną na s-stałe, mogę panu zaproponować miejsce mojego pomocnika. Stały asystent należy mi się z urzędu, dotychczas jednak nie korzystałem z tego przywileju, wolałem działać sam. Ale pan byś mi odpowiadał. Niezbyt znasz się pan na ludziach, jesteś przesadnie skłonny do refleksji i za mało ufasz w swoje siły. Wszak właśnie te cechy mogą być w naszej działalności bardzo przydatne, jeżeli s-skieruje się je we właściwą stronę. Nieznajomość ludzi pozwala unikać stereotypowych ocen, a w ogóle ten brak jest do nadrobienia. Wahanie przed podjęciem decyzji również jest pożyteczne. Byle tylko już po podjęciu decyzji nie zwlekać. A brak wiary we własne siły chroni przed brawurą i niedbalstwem i może się przerodzić w zbawienną ostrożność. Największa pańska zaleta, Tulipanow, polega na tym, że obawa przed znalezieniem się w kompromitującej sytuacji jest w panu silniejsza niż strach fizyczny, a to oznacza, że w każdej sytuacji będzie się pan starał zachowywać g-godnie. To mi się podoba. No i jest pan całkiem bystry jak na pięć klas szkoły realnej. Co pan na to?
Anisij milczał, utraciwszy dar mowy, i wręcz bał się poruszyć – a nuż cudowny sen się skończy on, Anisij, przetrze oczy i znów zobaczy swą ubożuchną klitkę: Sońka w mokrych pieluchach beczy, za oknem śnieg z deszczem i trzeba biec na służbę, roznosić papierki.
Radca dworu, jak gdyby coś sobie przypomniał, powiedział przepraszającym tonem:
– Ach, tak, nie podałem panu warunków, proszę mi wybaczyć. Natychmiast otrzymasz pan rangę registratora kolegialnego. Pańska funkcja będzie mieć taką oto długą nazwę: osobisty asystent urzędnika do specjalnych poruczeń przy moskiewskim generale-gubernatorze. Pensja – pięćdziesiąt rubli miesięcznie, plus jakieś premie kwartalne, dokładnie nie p-pamiętam. Otrzymasz pan zwrot kosztów przeniesienia i kwaterę służbową, ponieważ będzie najwygodniej, jeśli zamieszkamy blisko siebie. Oczywiście p-przeprowadzka może być kłopotliwa, ale zapewniam pana, że mieszkanie będzie wygodne i dostosowane do pańskich warunków rodzinnych.
Ma na myśli Sońkę – pomyślał Anisij i nie mylił się.
– Jako że… hmm… powracam do kawalerskiego trybu życia… – tu szef zrobił jakiś nieokreślony gest -…kazałem Masie wyszukać nową służbę: kucharkę i pokojówkę. Ponieważ będzie pan mieszkać po sąsiedzku, mogą usługiwać także panu.
Żeby tylko się nie rozbeczeć – w panice pomyślał Tulipanow – bo to by była całkowita i beznadziejna kompromitacja.
Fandorin rozłożył ręce.
– No, sam już nie wiem, czym pana skusić. Chcesz pan…
– Nie, wasza jaśniewielmożność! – zakrzyknął, oprzytomniawszy, Anisij. – Niczego więcej nie chcę! To i tak za wiele! Nic nie mówiłem, bo… – Zaciął się, nie wiedząc, jak zakończyć.
– Doskonale. – Erast Pietrowicz skinął głową. – Czyli umowa stoi. I pierwsze pańskie zadanie będzie następujące: na wszelki wypadek, jako że strzeżonego Pan Bóg strzeże… niech pan przez parę tygodni poprzegląda gazety. Poza tym wydam rozporządzenie, żeby codziennie przysyłano panu od policmajstra do przejrzenia „Raport policyjny o wydarzeniach w mieście”. Proszę zwracać uwagę na wszystkie wydarzenia niezwykłe, podejrzane i zaraz mi meldować. A nuż ten cały Momus okaże się jeszcze bardziej bezczelny, niż s-sądziliśmy…
W jakieś dwa dni po owej historycznej rozmowie, stanowiącej zdecydowany zwrot w życiu Anisija, Tulipanow siedział za biurkiem w domowym gabinecie szefa, przeglądał swoje uwagi porobione w gazetach oraz „Raporcie policyjnym” i przygotowywał się do złożenia sprawozdania. Było już po jedenastej, ale Erast Pietrowicz jeszcze nie opuścił sypialni. Ostatnio w ogóle nie miał humoru, był niezbyt rozmowny i nie interesował się odkryciami Tulipanowa. Wysłucha w milczeniu, machnie ręką i powie:
– Może pan iść, Tulipanow. Na dziś koniec u-urzędowania.
Teraz zajrzał do Anisija Masa.
– Całkiem źre – wyszeptał. – W nocy nie śpi, w dzeń nie je, zazen i renshu i nie robi.
– Czego nie robi? – również szeptem zapytał Anisij.
– „Renshu” to… – Japończyk pokazał gestami szybkie cięcia i jednocześnie wyrzucił nogę powyżej ramienia.
– A, japońska gimnastyka – domyślił się Tulipanow, przypominając sobie, że dawniej rankami, kiedy on czytał w gabinecie gazety, radca dworu i kamerdyner zamykali się w salonie, odsuwali pod ściany stoły i krzesła, po czym długo tupali i hałasowali, co chwila wydając ostre jak krakanie okrzyki.
– „Zazen” to jest tak – wyjaśnił następnie Masa, siadł na podłodze, podwinął pod siebie nogi i z bezmyślnym wyrazem twarzy wbił wzrok w nogę krzesła. – Rozumie, Turi-san?
Kiedy Anisij przecząco potrząsnął głową, Japończyk zrezygnował z dalszych wyjaśnień. Powiedział tylko z troską:
– Baba trzeba. Z baba zle, bez baba jesce gozej. Ja myśli, do dobry burdel chodzicz, z madama mówicz.
Tulipanow także sądził, że melancholia Erasta Pietrowicza wiąże się ze zniknięciem hrabiny Addi. Jego zdaniem jednak przed tak radykalnym środkiem, jak zwrócenie się o pomoc do bajzelmamy, należało się jeszcze wstrzymać.
W kulminacyjnym momencie narady do gabinetu wszedł Fandorin w szlafroku, z dymiącym cygarem w zębach. Wysłał Masę po kawę, a Anisija znudzonym głosem zapytał:
– No, co tam, Tulipanow? Znowu będziesz mi pan cz-czytać reklamy nowych cudów techniki? A może, jak wczoraj, o kradzieży brązowej liry z nagrobka hrabiego Chwostowa?
Anisij się stropił, jako że istotnie podkreślił w „Niedieli” podejrzaną reklamę, wynoszącą pod niebiosa zalety „samojezdnego welocypedu” z jakimś bajecznym „silnikiem spalinowym”.
– Wcale nie, Eraście Pietrowiczu – zaprzeczył z godnością, szukając czegoś bardziej interesującego. – We wczorajszym „Raporcie” jest ciekawa informacja. Donoszą, że po Moskwie krążą dziwne pogłoski o jakimś czarodziejskim czarnym ptaku, który sfrunął z nieba do rzeczywistego radcy stanu Jeropkina, wręczył mu złoty pierścień i przemówił ludzkim głosem. Jest przy tym wzmianka o bożym człowieku, cudnej urody młodzianku, który nosi miano albo Paisij, albo Pafnutij. Tu załączono zalecenie policmajstra: „Przekazać sprawę do konsystorza, żeby duchowni w parafiach uświadomili wiernym szkodliwość zabobonów”.
– Do Jeropkina? Czarny p-ptak? – zdziwił się szef. – Do Samsona Charitonowicza? Dziwne. Bardzo dziwne. I co, to są uporczywe pogłoski?
Читать дальше