Zofia Urbanowska - Księżniczka

Здесь есть возможность читать онлайн «Zofia Urbanowska - Księżniczka» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Księżniczka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Księżniczka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Księżniczka to powieść autorstwa Zofii Urbanowskiej, wydana w 1886 roku.Główna bohaterka, Helena Orecka, to córka zubożałego szlachcica, której w życiu nigdy nic nie brakowało. Kiedy ojciec bankrutuje, Helenka jest zmuszona podjąć pierwszą pracę zarobkową. Nieprzystosowana do życia, przyzwyczajona do wygód, początkowo nie potrafi odnaleźć się wśród ludzi, którzy są przyzwyczajeni do pracy. Wkrótce jednak zaczyna dostrzegać ich ideały, patriotyczną postawę i podejmuje wyzwanie stania się samodzielnym członkiem społeczeństwa.Utwór Urbanowskiej to powieść tendencyjna, hołdująca pozytywistycznym ideałom, takim jak m.in. emancypacja kobiet – bohaterka przechodzi wewnętrzną przemianę, by móc zostać świadomą i niezależną kobietą. Autorka odkrywa również obraz społeczeństwa polskiego, przemiany społeczne i obyczajowe wobec wyzwań kapitalizmu.

Księżniczka — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Księżniczka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Obok tych zabudowań, uderzających mile oko ładem i czystością, smutnie odbijała obszerna posesja pana Marcina. Parkan, gnijący od spodu i grożący upadkiem, popodpierany był tu i ówdzie drągami; ze ścian domu tynk poodpadał w wielu miejscach, a drzewo wystawione na działanie powietrza i wilgoci pokrywało się pleśnią. Dach na śpichrzu od roku potrzebował naprawy. Ze wszystkich kątów wyglądała zbliżająca się powoli ruina. Pan Marcin ruiny tej bynajmniej nie pragnął, ale miał jedną maleńką wadę: lubił wszystko odkładać na jutro. Gdy dach zaczął zaciekać, a pomocnik, zwróciwszy mu na to uwagę, chciał zaraz posyłać po rzemieślnika, odpowiadał, że „jest w gorącej wodzie kąpany” i że „nie ma nic pilnego”. Tym sposobem uszkodzenia, zrazu małe i drobnymi kwotami dające się usunąć, zwiększały się i coraz znaczniejszych wymagały kosztów – że zaś wskutek nieszczęśliwego obrotu interesów fundusze pana Marcina zmniejszyły się bardzo, więc ani można już było myśleć o większych reparacjach.

Jeżeli pan Marcin z okien swego kantoru widział, co się działo u Ofmana, to Ofman widział równie dobrze, a może nawet lepiej, co się działo u niego – czego najlepszym dowodem było, że w chwili bardzo krytycznej dla pana Marcina zaproponował mu sprzedaż domu i ogrodu. Ale pan Marcin, choć flegmatyczny z natury, zsiniał aż z gniewu i nawymyślał mu po szlachecku. Niemiec zniósł obelgi z tak zimną krwią, jak niegdyś drwinki burmistrza, i pomyślał sobie prawdopodobnie, że i na niego przyjdzie kiedyś kolej wymyślać, tylko trzeba czekać cierpliwie.

Odtąd pan Marcin czuł do sąsiada dziwną, niewytłumaczoną niechęć, a ta wzmogła się jeszcze od czasu, gdy ten sam obywatel Tecki, którego niegdyś uratował od subhastacji, dla oddania należności Domowi Handlowemu, pożyczył od Ofmana pieniędzy i wymógł znów poręczenie na słabo opierającym się panu Marcinie. Spisano umowę u Ofmana, żeby przypadkiem pani Orecka nie domyśliła się, o co idzie, po czym pan Marcin poszedł do domu najprzód, dla niepoznaki, a Tecki miał w kwadrans potem przyjść do niego z pieniędzmi. Ale minął kwadrans jeden, drugi, trzeci, mijały godziny i wieczór nadszedł, a Teckiego jak nie było, tak nie było.

– Przyjdzie jutro – powiedział sobie pan Marcin, nie uczuwając najmniejszego niepokoju – musiało go coś w mieście zatrzymać.

Ale nazajutrz na próżno Teckiego i pieniędzy cały dzień wyglądał: dopiero wieczorem zjawił się posłaniec z listem, w którym pan Tecki tłumaczył mu, że nagły interes zmusił go wczoraj do natychmiastowego powrotu do domu, i przepraszał, że zwrot należnej Domowi Handlowemu sumy musi jeszcze na sześć miesięcy odłożyć – ale zdrowie jego żony jest tak nadwyrężone, że doktór kazał bezzwłocznie wysłać ją do wód – czemu on, pragnący ratować życie matki kilkorga dzieci, sprzeciwiać się nie może.

Nagły strach ogarnął pana Marcina po przeczytaniu tego listu, ale uspokoił się wkrótce argumentem, że Tecki jest przecież uczciwym człowiekiem, że go zna; że odda pieniądze niezawodnie za sześć miesięcy, kiedy tak mówi; że wreszcie nie można mu się dziwić, iż chce ratować żonę! Czyż on sam, Marcin Orecki, nie oddałby wszystkiego, co posiada, dla ratowania swojej? On by duszę zastawił!

Mimo takich i tym podobnych, samemu sobie czynionych perswazji stracił apetyt i humor, chudł coraz bardziej, a włosy jego niedawno jeszcze szpakowate, zupełnie prawie pobielały. Po upływie zapowiedzianych sześciu miesięcy, podczas których Tecki systematycznie unikał wszelkiego z panem Marcinem spotkania, ten ostatni zdecydował się na krok energiczny, to jest, postanowił sam się upomnieć o pieniądze i zmyśliwszy jakiś niespodziany interes przed żoną, pojechał do niego. Przez całą drogę układał sobie szereg ostrych wyrzutów, jakimi go miał przywitać – ale gdy ten, dla kogo były przygotowane, przyjął go z otwartymi ramiony 14 14 z otwartymi ramiony – dziś popr. forma: z otwartymi ramionami. [przypis edytorski] , nie miał odwagi wypowiedzieć ich tak obcesowo, jak sobie był zamierzył, i uczynił to w najłagodniejszej formie. Gospodarz naturalnie ani myślał zaprzeczać, przyznawał się do winy, przepraszał i solennie obiecał przywieźć pieniądze w jak najkrótszym czasie.

Ugoszczony, wyściskany, wycałowany, obdarowany olbrzymim szczupakiem, pół tuzinem kuropatw i dwoma zającami pan Marcin odjechał z dobrą myślą i mocniej niż kiedykolwiek przekonany, że Tecki jest porządnym człowiekiem. Zresztą termin zawartej z Ofmanem ugody obowiązywał dopiero za rok pana Marcina. Tylko tego Niemca coraz bardziej nie znosił.

Zauważył, że od jakiegoś czasu Ofman bacznie przyglądał się jego posesji, jakby notował sobie wszystkie uszkodzenia i obliczał koszty ich naprawy albo układał w myśli plany na przyszłość – i na sam widok jego kaftana niebieskiego, włóczkowego i fajeczki porcelanowej łagodny ten człowiek uczuwał napady głuchej, bezsilnej wściekłości, a po niej bolesne ściśnięcie serca, podobne temu, jakie czuć musi niezawodnie drobna muszka zaplątana w sieć pajęczyny na widok spuszczającego się ku niej pająka. Świat należy do energicznych, powiadają, a Niemiec dodaje po cichu, że i do cierpliwych…

Dla uzupełnienia portretu Ofmana dodać musimy, że rozumny ten człowiek, umiejący pokonywać wszelkie trudności, jednej nie zdołał pokonać: oto że, choć dość długo mieszkał w M., nie mógł jednakże nauczyć się po polsku. Obejście jego z panem Marcinem, w miarę zmiany stanowiska, ulegało też niejednokrotnie przemianie. Gdy kupił bagno za swoje kilkanaście talarów, kłaniał mu się nisko, z daleka już zdejmując czapkę; zostawszy właścicielem lasów i dwóch statków, ograniczył się na uchylaniu czapki, z gestem umiarkowanie grzecznym; a od czasu, jak miał w szufladzie jego podpis, nie zdejmował czapki wcale, tylko kiwał głową.

II

Urządzenie domu pana Marcina miało wszelkie cechy pańskości i bogactwa: były tam aksamity na meblach, były zwierciadła, dywany, obrazy, brązy i kryształy, a wszystko składało się na całość imponującą z daleka, a uderzającą smakiem estetycznym i wytwornością; dopiero przy bliższym rozpatrzeniu widać było, że te dywany i aksamity, resztki dawnej świetności, były bardzo zniszczone i spłowiałe. Służba chodziła w wytartej liberii, ozdobionej dużymi herbowymi guzikami, i liczniejsza, niż potrzeba: było to jedno z długiego szeregu ich dawnych szlacheckich nawyknień, jakich, pomimo utraty dziedzicznego majątku i kilkoletniego mieszkania w mieście, pozbyć się nie umieli. Pan prędzej może byłby się przerobił na mieszczanina, ale pani, córka magnata, wychowana w atmosferze zbytku, nie mogła przywyknąć do zmiany stanowiska, choć z konieczności zgodzić się nim musiała. Doświadczenie, będące zwykle najlepszą szkołą życia, w tym przynajmniej względzie nie wywarło na nią swego wpływu: nic bowiem nie zapomniała i niczego się nie nauczyła. Im większa przestrzeń czasu oddzielała ją od minionej niepowrotnie przeszłości, tym z większą trudnością znosiła ciężar obecnej egzystencji – a jeszcze nieopatrzność męża nabawiała ją śmiertelnej trwogi o przyszłość.

Chwilami w duszy jej powstawał gwałtowny bunt przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Wówczas czyniła mężowi gorzkie wyrzuty i dostawała płaczu nerwowego, po którym następowała zawsze długa bezsilność i apatyczna rezygnacja. Znękany jej umysł potrzebował koniecznie rozrywki, zmiany miejsca, a wątłe jej zdrowie cieplejszego klimatu – o tym wszystkim jednakże myśleć nawet nie było można. Coraz bardziej pogarszający się stan interesów wymagał znacznych ograniczeń w trybie życia, ale możliwość takiej zmiany nawet przez myśl pani Oreckiej nie przeszła: komfort był tej kobiecie tak potrzebny do życia, jak powietrze do oddychania. Zdawało się, że po nie woskowanej posadzce nie umiałaby chodzić, a potrawy podane na porcelanie lub srebrze miały dla niej inny smak niż na fajansie lub glinie. Ubiór jej, chociaż skromny, zrobiony był zawsze z wyborowego materiału i odznaczał się wytwornością formy. Twarz, nosząca ślady wielkiej piękności, miała wyraz troski i zmęczenia, do czego może przyczyniło się kilkoletnie cierpienie nerwowe, podkopujące cały organizm. Co tylko miało jakąkolwiek bądź własność wzmacniającą, wszelkie ekstrakty, esencje, wina stare, wszystko to sprowadzał dla żony pan Marcin, ale bez żadnego skutku, nie domyślając się, że on to właśnie swoją nieprzezornością zatruwał jej spokój i rujnował jej zdrowie i że zmiana położenia materialnego na lepsze od razu postawiłaby ją na nogi. Po całych dniach leżała na kanapie z oczyma utkwionymi w sufit albo z książką, której nie czytała – nie mając ani siły, ani ochoty do zajęcia się gospodarstwem, ani potrzeby wreszcie, bo cóż by w takim razie robiła panna służąca? Mimo to, wątła, delikatna dłoń pani Marcinowej trzymała rządy mocno: czuli to wszyscy i ulegali jej, zacząwszy od pana Marcina, mówiącego żonie wszystko, wyjąwszy tego, co mogło jej się nie podobać.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Księżniczka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Księżniczka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Księżniczka»

Обсуждение, отзывы о книге «Księżniczka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x