Józef Kraszewski - Stara baśń, tom drugi

Здесь есть возможность читать онлайн «Józef Kraszewski - Stara baśń, tom drugi» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stara baśń, tom drugi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stara baśń, tom drugi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ciesz się klasyką! Miłego czytania!

Stara baśń, tom drugi — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stara baśń, tom drugi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Sambor coś szeptał patrząc na konia, był to koń Domana, po sierści jego jasnej płynęła struga krwi przystygłej.

Dziewczyna siedziała zamyślona, to ręką wodząc po czole, to coś szepcząc sama do siebie i uśmiechając się smutnie.

– Tak chciał! – zawołała nareszcie – zamiast Dziwy… Nija 8 8 Nija a. Nyja – bóg (tu: bogini) świata podziemnego w mitologii słowiańskiej; odpowiednik Plutona w mit. rzym.. [przypis edytorski] mu się dostała… Tak chciał… Jam zabiła Domana… Po co mnie brał siłą?..

Spojrzała na brata marszcząc brwi.

– A! Wy! coście mnie obronić nie umieli… Jam się lepiej potrafiła. Od świętej góry do Domanowego dworu daleko… Ujął mnie wpół i cisnął… konia siekł… lecieliśmy czwałem… krzyku mego nikt nie słyszał… Chciałam mu wydrzeć oczy, ręce miałam jak połamane… Drgały mi z gniewu i złości… Śmiejąc się uspokajał. Mieczyk mu błyszczał u boku… Zobaczyłam go… Zmilczałam przyczaiwszy się… Jemu się zdało, że mnie ugłaskał… Milczałam, jedno drugiemu patrzyliśmy w oczy… Jak dziecko bawił mnie obietnicami… słuchałam. Koń ustając zwalniał biegu. Mieczyk mu świecił u boku… Do dworu było daleko… Mówił, że mnie miłował i dlatego gwałt uczynił… Patrzyłam mu milcząc w oczy… Mieczyk drżał pod moją dłonią… Schylił się, chcąc pocałować… nie krzyknęłam… nóż miałam w ręku… Do zagrody było daleko, gdym mu mieczyk w piersi wbiła… jego własny… Chwycił za piersi rękami i spadł na ziemię… a jam z koniem poleciała… Nie było mnie gonić komu, ludzie przy panu zostali.

Spojrzała po braciach, którzy zasępieni milczeli, po siostrach, które strwożone oczy sobie rękami pozakrywały. Ludek patrzył na nią.

– Domanowe braty nie darują – rzekł. – Krew trzeba będzie dać za krew…

Dziwa i wszyscy umilkli.

Trwała cisza długo.

– Mnie już tu nie być – odezwała się nareszcie dziewczyna patrząc w ziemię – pożegnam ja się z wami i pójdę stąd na zawsze… Jak mnie nie stanie, zemsty za mnie brać nie będą… Pójdę gdzie oczy poniosą, kędy dola poprowadzi…

Wstała Dziwa, niewiasty wszystkie płakać i jęczeć zaczęły. Żywia objęła ją za szyję i razem weszły do chaty.

Bracia naradzali się cicho, co poczynać mieli. Dziwy długo nie było. Poszła świąteczne potargane zwlec szaty i wianek uwić sobie nowy. W komorze po cichu związała węzełek bielizny na drogę, a Żywia, widząc te przygotowania, na ziemi płacząc legła.

Płakały potem cicho, ściskając się obie.

– Żegnaj mi jedyna, żegnaj rodzona… – pół śpiewając mówiło dziewczę. – Żegnaj ty mi na wieki! Ja muszą iść, porzucić wszystko… gdzie oczy i dola niosą. Pójdą na ostrów 9 9 ostrów – porosła roślinnością wyspa na rzece a. jeziorze. [przypis edytorski] , na Lednicę, do chramu Nijoły, stanę u ognia świętego, stać będę aż oczy wypłaczę i zgasną… aż ja żyć albo ogień palić się przestanie.

Wyrwała się z objęcia siostry.

– Teraz chodź, Żywio moja, siostro jedyna, pożegnajmy ognisko, pożegnajmy kąty, pożegnajmy progi i ściany, i bydełko, i konie, i wszystko żywe i martwe… z czym się żyło, co kochało…

Uroczyste to było pożegnanie, do którego się wszystkie przyłączyły niewiasty. Szła Dziwa do ogniska i rzuciła nań łuczywo ostatnie.

– Bywaj zdrowy, ogniu mój domowy… Już ja ciebie nie podsycę, świecić mi do kądzieli nie będziesz, ani grzać zziębniętą… Ogniu ojca, matki, sióstr i braci… świeć im jasno, grzej im duszę… Bywaj zdrowy…

Szli potem do chlebnej dzieży, którą Dziwa objęła.

– Bywaj zdrowa, matko, coś mnie chlebem białym karmiła… bodajś zawsze pełną była i we czci u ludzi stała… Chleb twój karmić mnie nie będzie…

Tak samo próg żegnała, komory, gumna, stodoły, szopy, krówkę czerwoną, owieczki bure i konie, i psy nawet… i studnię, z której wodę brała, i wrota.

U studni wzięła Dziwa wiadro, zaczerpnęła raz ostatni, napiła się i zapłakała… Uściskała siostrę, bratowe, braci, wszystkich pożegnała kłaniając się do nóg wkoło… Wrota raz ostatni otwarły się i zamknęły za nią; szła żegnać rzekę, co pod dworem płynęła i kamienie, na których ojciec siadywał.

Nikt się podróży tej sprzeciwiać nie śmiał. U płota uwiązany stał koń skrwawiony Domana, kazała go puścić i nagnać, aby do swojego wracał stada.

Stara Wielicha i dwu zbrojnych parobków odprowadzać ją mieli do jeziora, na Lednicę. Sambor się wprosił trzeci.

Gdy Dziwa jeszcze raz ostatni obejrzała się ku zagrodzie a powiała chustką białą, płacz i jęk dały się słyszeć ze dworu. Siostry i bratowe posiadały na ziemi i jak po umarłej zawodzić poczęły.

A w dali słychać było, jak koń Domana puszczony na wolę czwałem, rżąc, przez lasy pędził do swoich.

II

Koło dworu Domanowego cicho było i pusto, gdy następnego dnia Myszko przybył na koniu i stanął u wrót.

– Nie ma Domana? – zapytał sługi, który we wrotach stał.

Milczał parobek.

– Jest pan doma? – powtórzył.

Nie było odpowiedzi.

– Cóżeś to oniemiał? – zawołał po raz trzeci, groźnie już, przybyły kmieć, któremu się czoło pofałdowało.

– Co mam mówić? – nieśmiało począł chłopak. – Doman leży na pościeli raniony, baba mu ranę myje i ziołami zakłada… Dyszy jeszcze… ano, życia mało.

Myszko się rzucił na koniu i skoczył z niego.

– Kto go ranił?

Tu znowu zabrakło odpowiedzi; pokraśniał sługa, oczy spuścił, widocznie wstyd mu powiedzieć było. Niepewien nawet był, czy się godzi zdradzać te tajemnice, bo dla mężczyzny, rana przez dziewkę zadana, bezczestną 10 10 bezczestny – hańbiący, odbierający cześć, godzący w honor. [przypis edytorski] była prawie.

– Nie wiem – rzekł ostrożnie parobczak, chociaż świadkiem był, gdy padał Doman na ziemię.

Myszko się dziwnie nań popatrzył, lecz już nie spytał go więcej i z wolna pociągnął do dworu, do świetlicy.

Ciemno w niej było. Przy ogniu, który się palił maleńki wśród kamieni, skurczona siedziała Jaruha, prażąc coś w garnuszkach i skorupkach i szepcząc po cichu.

W głębi izby, na skórze, leżał blady, z oczyma w słup otwartymi, z usty, których blade wargi były rozwarte, w gorączce, półsenny Doman. Na piersi widać było pokrwawioną koszulę i płachty mokre.

Jaruha spojrzała na wchodzącego i palec pomarszczony, czarny, położyła na ustach, ale Doman już drgnął, ruszył się, jęknął i jakieś mruczenie niewyraźne z ust mu się wyrwało. Oczyma zatoczył, ciałem się ruszyć nie mogąc. Myszko szedł ku niemu powoli. Ni jeden, ni drugi nie mówił nic, gość siadł w nogach na ławie.

Tymczasem starucha sięgnęła do kubka stojącego przy niej, napiła się, otarła usta i poszła mokre jakieś niosąc ziele do chorego. Położyła mu je na piersiach, zaczęła mruczeć, ręce obie nad nim podniosła, przebierając palcami, splunęła na jedną i drugą stroną. Doman nie ruszał się, tchnął tylko ciężej.

Na ten znak życia pies, który leżał na ziemi, podniósł głowę z wolna i wlepił w pana oczy.

Myszko nie spuszczał z niego wejrzenia, ale się odzywać nie śmiał. Zdawał się chory spać i marzyć. Niekiedy białe zęby jego ścięły się i zazgrzytały, to znów uśmiechał się niby. Ręce mu drgały, jakby coś chciał pochwycić… i opadały bezsilne.

Myszko skinął na Jaruhę.

Przystąpiła doń, wprzódy rozpatrzywszy się w nim dobrze i stanęła z pokorą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stara baśń, tom drugi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stara baśń, tom drugi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Józef Kraszewski - Stara baśń
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Strzemieńczyk, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom czwarty
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Stara baśń, tom drugi»

Обсуждение, отзывы о книге «Stara baśń, tom drugi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x