Józef Kraszewski - Stara baśń, tom drugi
Здесь есть возможность читать онлайн «Józef Kraszewski - Stara baśń, tom drugi» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Stara baśń, tom drugi
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Stara baśń, tom drugi: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stara baśń, tom drugi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Stara baśń, tom drugi — читать онлайн ознакомительный отрывок
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stara baśń, tom drugi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wnet zawiązano mu gębę, spętano ręce i nogi.
Domyślono się zdrady, zlękniono popłochu i skrępowanego Sambora popchnęli w krzaki, a sami pobiegli nazad do koni.
Słyszał, jak śpiesznie oddalali się, szepcząc pomiędzy sobą.
Związany próżno się rzucał po ziemi, usiłując więzy potargać. Łyka i powrozy były mocne. Leżał więc tak, rozpaczając a nasłuchując, ale pieśni, krzyki, wrzawa, trzaskające ognie nie dawały rozróżnić żadnego głosu.
Jak wiek długo trwała ta męczarnia. Blask ogni zaczął niknąć, a brzask dnia wciskać się z góry. Coraz jaśniej robiło się w lesie. W krzakach budziły się ptaki, kręciły się i podlatywały około niego.. Przyleciała para gołębi dzikich gruchając i pierzchnęła, kukułka zakukała kilka razy, górą zaszelepotały skrzydła jakiegoś wielkiego ptaka, którego dojrzeć nie mógł.
Cisza nastawała ze dniem.
W dali słychać było ze śpiewami odciągające gromady. Słońce zajrzało w głąb lasu, na wzgórzu nie było już nikogo.
Miotając się ciągle i targając, Sambor nareszcie gębę naprzód potrafił od chusty uwolnić, zębami na rękach i piersi więzy porozrywał, po długiej męce pękły nareszcie – był wolnym!
Złamany, poraniony, wściekły, wyrwał się biegnąc ku polanie. Tu pusto już było, dymiły jeszcze gdzieniegdzie niedogasłe ognie, leżały czarne węgli kupy i potłuczone garnki, i rozbite naczynia. Wszystkie gromady poodciągały do domów. Sambor półżywy, spotniały, zwlókł się i stanął, gdy usłyszał głos za sobą.
Z dala na ziemi pół leżała, na pół siedziała baba. Zwano ją wiedźmą Jaruhą. Ta to sama była, która w lesie Dziwie na Kupałę iść odradzała, ale sama śpieszyła, i widać było teraz, że nie darmo… Jaruha, która była okolicy i gospodyń postrachem, bo łatwo jej było mleko odjąć, we zbożu węzeł zawiązać, wodę zaczarować, dzieżę zakwasić – miała się dobrze przy Kupale.
Poili ją wszyscy, aby gniewna nie pomściła się urokiem. Siedziała rozmarzona, pijana, wahając się, przechylając, podśpiewując, szepcząc sama do siebie. Zobaczywszy Sambora, podniosła rękę i wołać nań poczęła.
– Hej, sam tu, chłopcze, rękę mi daj! Zaraz mi rękę daj!… Nie bój się, nic ci złego nie zrobię… Jeszcze ci mogę lubczyku 6 6 lubczyk – zioło, któremu przypisywano moc wzbudzania miłości. [przypis edytorski]
dać, aby cię dziewczęta kochały… ino mi rękę daj, rękę daj! Bo sama nie wstanę, a muszę iść! Chłopcze… Słyszysz! rękę daj lub urok ci rzucę… kark skręcisz do nowego miesiąca… Rękę mi daj!
Sambor się odwrócił, żal mu się starej zrobiło.
– Jaruho! – rzekł – choćbym ci się podnieść pomógł, nie pójdziesz ty o swej sile, a ja cię prowadzić nie mogę, bo mi do chałupy czas.
– Nie mędruj, daj ino rękę… Jak wstanę, jak się ustoję, pójdą jeszcze nogi moje… Chłopcze…
Sambor przystąpił i oburącz podniósł starowinę. Trzęsła się stojąc, chwiejąc, jak gdyby paść miała, ale utrzymała na nogach. Oczyma zakrwawionymi popatrzyła na niego.
– Cóżeś to ty spał tak długo ? – zabełkotała.
– Nie spałem, matko! Źli ludzie mnie związali, ledwiem porozrywał pęta… Jaruho! Nie stało się co na Kupale?
Starucha popatrzyła nań, przekrzywiła usta i rozśmiała się.
– A co się stać miało? To, co się zawsze na Kupałę dzieje. Kupała bóg gorący, dziewcząt dosyć nacałował… A jedną, najkraśniejszą! hę?..
Ręką machnęła i zaśpiewała ze śmiechem:
Przyjechał pan na koniku,
Porwał dziewkę przy gaiku…
Oj, gaju – ty zdradniku…
Oj byłoż – było krzyku!
Kupało!
– Którą? Kto?.. – zakrzyczał Sambor.
Starucha palcem pogroziła na nosie.
– Ej ty! parobku… parobku!.. Tobie się też jej chciało! Gospodarskiej córy. Zerkałeś i ty na nią, ja wszystko wiem… Pyszna była… mądra była… w wianku sobie chodzić chciała… Ano… wianek z wodą płynie… z wodą. Porwali ją… porwali młodą… do komory, do komory wiodą… Cha! cha! Otóż tobie królowanie dziewicze!…
W ręce plaskać zaczęła, a Sambor załamał swoje.
– A bracia! a czeladź! a nasi!…
– Pobili, potłukli, porwali, ponieśli… Albo to na Kupałę nowina! Albo to co złego?… Co się młodość ma marnować? Doman kmieć bogaty… Kobiet ma kilka, a żony żadnej. Ona tam będzie królować… Oj, Kupała! Kupała! – zaczęła Jaruha śpiewając, zataczając się i w ręce chude poklaskując.
Stał Sambor jak zabity. Baba w oczy mu patrząc, śmiała się.
– Dobrze tak! Harda była! Ja to wiem, ja to wiem, czego się jej chciało… u ognia w chramie 7 7 chram – świątynia. [przypis edytorski]
stać, by się jej ludzie do kolan kłaniali, a ona im wróżyła… E! e! A do garnków, do kądzieli! Pomiatała swatami, żaden godzien jej nie był… Jam jej wczoraj mówiła: nie idź na Kupałę… Przyszedł księżyc, panicz gładki, nie pomoże krzyk i płacze, na konika z dziewką skacze… Na koń wsadził, na dwór biały uprowadził… Ot, co może Kupała…
Śpiewała Jaruha, podskakując na murawie, choć nogi jej nie bardzo służyły. Sambor się oddalał z głową zwieszoną.
– Bywaj zdrów, dobry chłopaku – wołała za nim. – Pójdę już ja bez pomocy… A ty, coś starej podał rączkę, jak zechcesz, to ci młodą wyswatam… taką, że ją tylko całować a całować i jeść jak malinkę… Bywaj zdrów… idę sama…
I poszła powoli, podśpiewując, śmiejąc się głośno do siebie, hukając ku lasom, rozmawiając z ptakami, które przelatywały.
Chłopak się wlókł niespokojny i gniewny do domu. Drogą znaną same nogi wiodły.
Gdy stanął u zagrody, znalazł w podwórku wszystkie niewiasty zawodzące, parobków z Ludkiem w drugim końcu zebranych. Ludek miał głową zakrwawioną. Kłócili się wszyscy, siostry i bratowe płakały.
Wpadli na powracającego wszyscy, gdzie był. Począł opowiadać, co się z nim działo, oni mu też, jak ich już powracających, z lasu wybiegłszy Doman z ludźmi napadł i mimo oporu Dziwy, co go przekleństwy i łzami odstraszyć chciała, na koń ją rzucili i unieśli. Ludka, który jej bronił, uderzył jeden po głowie oszczepem, innym się też razy dostały.
Jeszcze spór trwał o to, kto winien, że dziewki nie obroniono, Ludek chciał zgromadzić swoich i napaść na dwór Domana, aby się pomścić gwałtu i zniewagi, choć drudzy go odwodzili tym, iż zwyczaj był nieraz żony porywać, a gdy pochwyconą została, nie godziło się jej odbierać, gdy we wrotach ukazała się – Dziwa!
Krzyk wyrwał się z piersi niewiast, które gromadą ku niej pobiegły.
Stała z twarzą płomienistą, niemal krwawą, na koszuli widać było też krwi bryzgi, konia za uzdę trzymała, który ją tu przyniósł. Wianek jej w drodze ze skroni spadł, odzież miała zmiętą i zszarzałą, w oczach błyskał ogień straszny.
Stanęła przed chatą, milczała, zdawała się na pół obłąkaną.
Rzucili się ku niej, wołając: Dziwa! Siostra padła wieszając się jej na szyi i płacząc. Dziewczę długo jeszcze, drżące, słowa nie mogło wymówić, Sambor otworzył jej wrota i z lekka cugle konia wziął z jej ręki.
Z wolna poczęła iść ku chacie, nie patrząc na nikogo, ledwie uścisnąwszy siostrę, która ją pocałunkami okrywała. Doszła tak do przyzby, padła na nią, ręce opuściła i załamała.
Obstąpili ją wszyscy kołem.
– Dziwa, jakżeś ty mu się wyrwała?
Nie mówiła długo nic. Żywia jej w kubku świeżej wody przyniosła, napiła się, westchnęła, z oczu puściły się łzy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Stara baśń, tom drugi»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stara baśń, tom drugi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Stara baśń, tom drugi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.