Józef Kraszewski - Stara baśń, tom trzeci

Здесь есть возможность читать онлайн «Józef Kraszewski - Stara baśń, tom trzeci» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stara baśń, tom trzeci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stara baśń, tom trzeci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ciesz się klasyką! Miłego czytania!

Stara baśń, tom trzeci — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stara baśń, tom trzeci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Czasu pokoju wesół był, ochoczy, do słowa łatwy, gdy miłował, serdeczny, nieulękniony niczym, a w potrzebie tym chytrzejszy, że się porywczym wydawał.

Ten Dobek tedy wlazłszy na kupę kamieni, mówić począł.

– Knezia nam trzeba jednego, a swata się ich czterdziestu… za każdego swoja krew bić się gotowa… ustąpić nie chce nikt… Nie nowina to… Wszakci to powiadają u nas dawno, że gdy starszyznę wybierać przychodziło, Leszki aż do słupa biegały, inaczej zgody nie mogąc dopytać… Ano nam nie tyle końskich nóg, co ludzkiej głowy potrzeba… Więc… ano… po staremu… rzućmy na losy… prędzej będzie… nie umieją ludzie, niech wybierają bogowie.

Wszyscy zamilkli, nie w smak to poszło.

– Jak zgody nie będzie – zawołał Myszko Krwawa Szyja – dosyć mamy czasu na losy rzucać… Nie warto od tego poczynać, kiedy wolę swą mamy.

Wstał Doman.

– Czemu nie na losy? – zapytał. – Czasu by się nie marnowało. Pokładnijmy włócznie, każdy swoją, konia białego przyprowadźmy, którą włócznię nogą pierwszą potrąci, czyja będzie, tego bogi chcą.

– Lub na Lednicę poślijmy, na ostrów święty, sprowadźmy dziewkę od ognia, połóżmy przed nią czapki rzędem, każdy swą… czyją wybierze, ten nam kneziem będzie… – odezwał się Zgorzelec.

Tu się dopiero swar i gwar wziął okrutny; losów nie chcieli za nic ci, co się pewnego wyboru dla siebie spodziewali. Zgody nie było… a tu i noc już nadchodziła.

Poczęto się ruszać z koła. Jedni po dworach pojechali nazad z niczym, drudzy się na grodzisku porozkładali, inni po okolicy poszli obozować w gajach.

Leszka chcieli jedni, Myszka drudzy, Wisza inni, Dobka wreszcie i z dziesięciu jeszcze stawiono. Byli tacy, co już Dobka znając, okrzykiwać go chcieli, ale sam im usta zamknął.

– Nie chcę! – zawołał. – Wolę słuchać niż rozkazywać… i swobodnym być, niż mieć tysiąc panów. Uciekłbym raczej za kraj świata, niżbym się niewoli tej miał poddać…

Myszkowie, którzy się na pewno spodziewali, że ich jednym okrzykną głosem, odjechali gniewni i zasmuceni. Ale coraz więcej było takich, którzy mówili:

– Nie gorsiśmy od nich… mienia mamy tyleż albo i więcej, ziemi dużo, rodu mnogo… jeżeli im kniażyć, toć i my potrafimy.

I tak porozpraszali się wszyscy nieradzi z siebie, nieradzi z drugich, gniewni, nachmurzeni, niecierpliwi.

Wieczorem, gdy Piastun od swoich barci do zagrody powrócił, właśnie Dobek zajeżdżał przed jego wrota i zsiadał przed nimi.

– Ojcze Piastunie – rzekł – woleliście wy do pszczół iść niż do ludzi, a gdybyście się byli do nas pokwapili, może byście nam z sobą zgodę przynieśli. Pszczoły by sobie bez was radę dały…

– A cóż się tam u was stało ? – zapytał stary.

– Nic… słychać tylko, że Chwostka synowie Kaszubów już na nas i Pomorzan prowadzą… my tymczasem nie im, a sobie pięści pokazujemy. Wiec się zrywa. A że my sami wybierać nie umiemy, jedni nam do wyboru konia radzą, drudzy dziewkę, trzeci losy rzucane… i drewienka… wreszcie choć do słupa biegać, jak za dziadów bywało.

– Widzisz, Dobek – rzekł Piastun spokojnie – żem dobrze do pszczół szedł, bo tam w lesie ja wiem, com zrobił, a na grodzie ja ubogi człek z małym głosem, nic bym nie dokazał… Jużeście się to rozjechali?…

– Jedni precz poszli gniewni, drudzy lezą i mruczą… inni, jako ja, gospody szukają… Przecie wybierać trzeba, bo nam niewybrany na kark siądzie.

Nazajutrz z rana i Doman podjechał do wrót z pokłonem, bo starego wszyscy szanowali.

– Cóżeście to wy tak pobledli? – zapytał gospodarz, który go i nie widział dawno i nie słyszał o nim nawet.

– Nóż miałem w boku, krwi mi siła upłynęło! – rzekł Doman.

– Któż was pchnął?

– Wstyd rzec… dziewka… Porwałem Wisza córkę, bo mi się srodze podobała… Na koniu będąc, w moich rekach, nóż mi mój własny wychwyciła i zadała ranę głęboką.

– Drogoście kupili dziewczynę…

– Anim jej dostał – odparł śmiejąc się Doman – wymknęła mi się i uciekła do chramu na Lednicę, a jam się długo lizać musiał…

Piastun rzekł:

– Znajdziecie drugą.

– Jużem ci i znalazł – dodał Doman – a co mi po tym, kiedy zawsze pierwszej żal.

Wtem się głos dał słyszeć z boku piskliwy.

– I gdyby nie ta stara wiedźma Jaruha, już by was na świecie nie było… ha! ha!…

Obejrzeli się i ujrzeli staruchę, która do nóg się im kłaniając głową i rękami, uśmiechała się.

– A ty na wiec czy z wieca? – rzekł szydersko Dobek – może byś się nań przydała?

– Dopiero na wiec – ciągnęła dalej stara niezmieszana – czemu nie? Słyszałam ja, że tam ładu nie ma… Kto wie? Przyszedłby może ze mną… bo ja różne rzeczy w worku noszę… i wiele wiem… Powiedziałabym gromadzie baśń…

– Jaką? – zapytali ciekawi.

– E! to stara babska klechda… – szepnęła Jaruha. – Raz, mówią, trafiło się tak, że w mrowisku nie stało króla… Mrówczy pan z dębu spadłszy zabił się, a potomstwa po sobie nie zostawił… Tymczasem łakome ptactwo naciągało, aby złupić mrowisko… Zebrała się starszyzna i radzi… Jedni chcą komara wybierać, drudzy muchę, inni pająka, byle nie mrówkę, bo one wszystkie czarne, a wszystkie sobie równe… Tak dobra jedna, jak i druga. Wybierali, wybierali i wybrać nie mogli, a ptactwo jaja dzióbało tymczasem i wyjadało do szczętu… wszystkich równo… Aby ono to i tu tak nie było, miłościwi panowie. Ale starej babie co do tego?…

Rozśmieli się słuchający, a Jaruha pokłoniwszy się poszła do Rzepicy piwa się napić.

Więc przybyli mocno nalegali na Piastuna, aby z nimi nazajutrz na wiec jechał.

– A po co mnożyć głowy, kiedy i tak nie ma zgody ? – odparł stary. – Radźcie beze mnie, jam się nie zdał…

Nazajutrz dzień toż samo było. Zjechali się starsi radzić, a poczęli wadzić i zeszło na sporach, co było dnia. Widać było około stołba wijące się ludzi gromady, to przypadające do siebie, to odskakujące i rozchodzące się daleko, to nabiegające na siebie znowu. Ręce się podnosiły do góry… i głosy, rzucano czapki, potem wszyscy szli precz i za chwilę się do kupy cisnęli.

Zgody nie było… Leszkowie z jednej, Myszki z drugiej strony przewodzili. Wieczorem późnym Myszko Krwawa Szyja podjechał pod chatę Piastuna jak noc chmurny.

– Pozdrawiam was, ojcze.

– Z wiecu wracacie?

– Tak ci jest, z wiecu jadę… – westchnął Myszko.

– Cóż niesiecie?

– Wiadro próżne – rzekł z goryczą Krwawa Szyja – nie ma wody, nie ma zgody. Mało się już za włosy nie pobierzemy. Każdy by kneziem chciał być, a słuchać by się nikomu nie chciało.

– A wy? – zapytał stary.

– No… ja też… a ja prawo po sobie mam – rzekł Myszko – któż Chwosta przemierzłego zdusił, jeśli nie ja i moi? Kto szyi i zdrowia nastawiał? Juścim tak dobry jak i Leszki, jak Jaksy albo Kanie?..

– Pewnie – rzekł cicho Piastun – ale cóż będzie? Mówią, że Leszek i Pepełek ciągną?

– Nie ma co już i mówić o wyborze – dodał głosem stłumionym – kto ludzi zbierze więcej, sam się kneziem ogłosi… i będzie na grodzie panował.

– A po cóż tamtego zrzucać było? – odezwał się stary – wszak i on takim prawem siedział.

– Cóż, jeśli do zgody nie przyjdzie – przerwał Myszko – czy lepiej, aby nas jedli Niemcy, czy aby swój za łeb wziął?

Gospodarz umilkł trochę, w ziemię patrzył.

– Czyńcie jako wiecie, ale wiec szanujcie – rzekł po chwili. – Co się stało Pepełkowi i Leszkom, może i drugich spotkać…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stara baśń, tom trzeci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stara baśń, tom trzeci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Józef Kraszewski - Stara baśń
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Strzemieńczyk, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom czwarty
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom drugi
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Stara baśń, tom trzeci»

Обсуждение, отзывы о книге «Stara baśń, tom trzeci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x