Józef Kraszewski - Stara baśń, tom trzeci

Здесь есть возможность читать онлайн «Józef Kraszewski - Stara baśń, tom trzeci» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stara baśń, tom trzeci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stara baśń, tom trzeci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ciesz się klasyką! Miłego czytania!

Stara baśń, tom trzeci — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stara baśń, tom trzeci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tak gdy Dobek ku granicy szedł, Wiszów syn z jeńcami powracał i z dobrą wieścią – niewolników po kilka do zagród rozdając – co we żniwa bardzo się przydało.

Wszędzie z radością wielką witano tego posła zwycięstwa – bo łuna widziana nocą, postrach była rozniosła. Ludzie biegli przypatrywać się pobranym zbójom, obrzucać ich przekleństwy 36 36 przekleństwy – dziś forma N. lm: przekleństwami. [przypis edytorski] i razami. Pozostających zabijano w dyby, by uciec nie mogli.

Starszyzna jednak zazdrościła Dobkowi odniesionego zwycięstwa, lękając się może, aby wojsko w ręku mając po władzę nie sięgnął – niepokoiła się spóźnionym jego powrotem i odkładanym knezia wyborem.

Mruczano powtarzając rozkazy wyroczni, aby wybrano pokornego, ubogiego i małego.

Myszkowie i Leszki znowu swoich objeżdżali. I jedni, i drudzy stawali często przed zagrodą Piastuna, żądając od niego rady, a wymawiając mu, że pszczoły swe więcej kochał niż sprawę mirową, od której trzymał się z dala.

Stary uśmiechał się milcząc.

– Gdybym ja pomóc mógł – mówił – chętnie bym rękę przyłożył. Cóż ja mogę, biedny, gdy możni, jak wy, nic potrafić nie umiecie? Bogów tu raczej prosić trzeba niż ludzi, aby oni nam dopomogli. Łatwiej było złego obalić, niż na lepszego się zgodzić.

Leszków nikt nie chciał, aby się za krew swoją nie mścili. Myszków się lękano, by nieprzyjaciół i niechętnych sobie nie prześladowali.

Spokój, który na chwilę zapewniało zwycięstwo, dozwalał odetchnąć i przygotować wiec nowy.

Poczuli już możniejsi, że jedni drugich nie dopuszczą do władzy. Wyrocznia też chodziła ze swą radą po głowie, rodziła się więc u wszystkich myśl, aby wybrać takiego, co by pokornym i małym będąc, wdzięcznym był im za cześć i wyniesienie, a łagodnie z niego poczynał. Szło tylko o wynalezienie człowieka.

Na każde imię było więcej tych, co mu się sprzeciwiali, niż co by je popierać chcieli.

III

Korzystając z uspokojenia, Doman się do wesela sposobił. Chciał je mieć hucznym i głośnym, stary też zdun, który córkę za bogatego kmiecia wydawał, pragnął pokazać, iż go stało na przyjęcie i uraczenie choćby najliczniejszych gości. Z obu stron przygotowania czyniono wielkie.

Doman naprzód, odziawszy się bogato i czeladź postroiwszy, wędrował od dworu do dworu, drużbów sobie na wesele spraszając.

A gdy tak jechał i stanął po drodze przed Wiszów zagrodą, ścisnęło mu się serce – Dziwa przypomniała mimo woli.

Ludka znowu doma nie było, bo zdawszy jeńców, za Dobkiem pośpieszył nad granicę, młodszy brat gospodarzył.

U wrót stanąwszy, ręce sobie podali.

– Dziewkę sobie biorę – odezwał się do niego Doman – za drużbę was proszę…

– Będę wam chętnym drużbą – odparł chłopak.– Cieszę się, żeście o naszej zapomnieli…

Popatrzał mu się Doman w oczy i rozśmiał niewesoło.

– Nie myślcie – odpowiedział – żem sobie dziewczynę napytał jak wasza… Krasy chciałem, więcej nic… hoża jest i młoda!… Biorę córkę zduna znad jeziora Lednicy… Co mi tam! nie dbam czy mi co przyniesie!… Oczy jej się śmieją, może i ja poweseleję… bo mi jakoś nieraźno… Weźcie więc konia a gotujcie się do drogi… będziecie mi bratem, niech ludzie wiedzą, że zemsty nie szukam i żeśmy druhami jak dawniej.

Ścisnęli się znowu za ręce, pożartowali chwilę wesoło i Doman pojechał dalej. W chacie u Wiszów wiadomość o tym zadziwiła niewiasty; Żywia, stojąca u ogniska, zarumieniła się mocno, spuściła oczy. Może myślała, że się odezwie do niej i ją weźmie. Teraz, bez ojca i matki, cicho było i smutno. Bratowe popychały, bracia nie bronili bardzo… Poszłaby była z nim, ale – brał inną. Taka dola…

Stary zdun trochę o garnkach zapomniał, gotując wesele. Córka też mu nie dawała pokoju, tak wielu rzeczy jej było potrzeba. Mirsz na nic nie żałował.

Miód dawno sycony na to wesele stał pogotowiu, piwo warzyć zaczęto, a chmielu dosypywano do niego dostatkiem; tego chmielu, o którym stara pieśń niosła, że psotnik, nic dobrego, „z dziewcząt robił mężatki”, bo go przy weselach dużo spijano.

Baranów i koźląt dość też na rzeź naznaczono, a i wieprzaków kilka miało paść ofiarą. Na kołacze mąka sucha, wysiewana stała w bodni 37 37 bodnia – beczka. [przypis edytorski] , pogotowiu.

Jednego dnia Jaruha znalazła się w progu zagrody, dobrawszy znać taką porę, gdy stary zdun był u pieca zajęty. Spojrzała na Milę i twarz się jej od śmiechu tak wykrzywiła i pomarszczyła jak grzyb, który człek nogą przyciśnie.

Wzięła się wiedźma w boki.

– A co, Miluchno? a co?… może się stara nie zna? może nie umie zaczyniać i odczyniać? może ziele jej nieskuteczne?… Dajże mi piwa, bo w gardle zasycha…

Dziewczę zarumieniło się, zmieszało, pobiegło prędko kubek piwa podać starej. Ta w progu usiadła, torbę położyła na ziemi, dobyła placka kawałek i z rozkoszą do ust poniosła napój ulubiony.

– Widzisz – mówiła powoli uśmiechając się i mrugając – żupanam ci dała, a będziesz panowała… a gdyby nie ja i nie mój lubczyk… ho! ho! albo by to nie było nigdy lub nierychło. Stare baby młodym się też na coś przydać mogą. Zaczynić i odczynić… przyciągnąć, odepchnąć… my to wszystko znamy… Będzie ciebie kochał – dodała ciszej – a jeśli tam u niego już są inne jakie… te ci służyć będą jak niewolnice. U bogatych ich bywa wiele, a tobie to co szkodzi?…

Zarumieniła się Mila znowu i oczy zakryła rączkami.

Teraz jakoś, gdy otrzymała to, czego pragnęła, lękała się i trwożyła. Przyszło jej to tak łatwo! Strach ogarniał.

A Jaruha piwo piła i głową potrząsała, nie czekając odpowiedzi. Kubek był już próżny, milcząc podała go Mili i dziewczę napełniło raz drugi.

Jaruha wypróżniła go chciwie.

– Na cześć Trójgłowowi, Miluchno – odezwała się – daj trzeci kubek, to się już powlokę. Nogi mam słabe, muszę pić na jedną, a potem na drugą nogę i na rękę też, która kij trzyma, bo to tak jak trzecia noga…

I śmiała się Jaruha, śpiewać już zaczynając.

– O! o! co oni tu porobili, co porobili na tym białym świecie naszym! – poczęła smutniejąc nagle i głową wahając z jednego ramienia na drugie. – Kneź i biała pani… oboje… poszli do ojców bez stosu i pogrzebu! Mnie ich szkoda… gród pusty! Trawa rośnie na zgliszczu… Kneźna się na zielu znała, wiedziała co z nim robić! o! o! nosiłam i ja jej ziele, na młodziku 38 38 na młodziku – w czasie nowiu księżyca. [przypis edytorski] rwane po mogiłach… Dawała czasem pić i jeść, dni dwa i trzy, płótna kawałek, sukna okrawek… Kneź szczuł sobakami z podwórza, bo młode ściskał, a starych nie lubił… ale mnie żaden pies nie ukąsi. Zaraz by się wściekł. Teraz na grodzisku… het, pustki i węgle… nie ma nic. Sroki skrzeczą tylko… Chodziłam grzebać w kupach popiołu… ino gdzieniegdzie kostki bieleją… Szkoda dworu malowanego! szkoda!

Dopiwszy trzeciego kubka, rozweseliła się znowu, otarła usta, oczy się jej zaświeciły, chciała wstać, nie mogła, dziewczę ją podniosło z ziemi. Podparła się na kiju, zmocowała i głową kiwnąwszy, powlokła się dalej śpiewając:

– O lubczyku, ziółko złote!… Jaką ty masz wielką cnotę, czy pan czy chłop, nic nie pyta, a za serce wnet go chwyta… o lubczyku, dobre ziele, prośże ty mnie na wesele!…

Obiecując sobie przybyć na nie, choć nieproszona, Jaruha, która nigdy na miejscu nie mogła długo usiedzieć, dalej się powlokła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stara baśń, tom trzeci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stara baśń, tom trzeci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Józef Kraszewski - Stara baśń
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Strzemieńczyk, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom czwarty
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom drugi
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Stara baśń, tom trzeci»

Обсуждение, отзывы о книге «Stara baśń, tom trzeci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x