1 ...6 7 8 10 11 12 ...20 Rozejrzał się po niebie i ziemi. Błyszczące w księżycu fale rzeki wzbudziły obraz jasnowłosej czarodziejki.
– Pięknie by mnie Aurora przyjęła, gdybym jej marzenie zaproponował; albo Lidia czy baronowa Liza! Miałbym się z pyszna! Cha, cha! No, spaliłem mosty za sobą. Nie pokazywać mi się przed oczy cioci! Cóż robić teraz?
Znowu spojrzał w nocny krajobraz i półgłosem nucić począł:
Zum Rhein, zum Rhein, zum deutschen Rhein ,
Wer will des Stromes Hüter sein!
Lieb Vaterland, magst ruhig sein ,
Fest steht und treu die Wacht am Rhein 71 71 Zum Rhein (…) die Wacht am Rhein – słowa niem. pieśni patriotycznej Die Wacht am Rhein ( Straż na Renie ) autorstwa Maximiliana Schneckenburgera (1819–1849), która wykonywana do muzyki Karla Wilhelma zyskała ogromną popularność, szczególnie podczas wojny prusko-francuskiej; odczytywano ją wtedy (i wielokrotnie później w historii) jako przeciwstawienie się francuskim pretensjom do Alzacji i Lotaryngii oraz uznawaniu Renu za naturalną granicę Francji. [przypis edytorski]
!
– Istotnie, siedzę tu jak szyldwach w tym zamczysku! Do diabła patriotyzm! Zostawię posterunek cioci w wierne ręce! A żeby też spróbować szczęścia na tamtym brzegu. Hm… piękna nieznajoma, kto wie, czy nie sprzeniewierzy się swej nienawiści. Byle ją odszukać. Urban!
Factotum 72 72 factotum (łac.) – totumfacki; osoba zaufana, spełniająca usługi wszelkiego rodzaju. [przypis edytorski]
wyrosło 73 73 factotum wyrosło – w odniesieniu do zaczerpniętego z łaciny rzeczownika rodzaju nijakiego factotum (totumfacki) autorka konsekwentnie stosuje czasowniki również w formie nijakiej. [przypis edytorski]
jak spod ziemi.
– Pakować! Jutro jedziemy do Kolonii.
Wentzla czyn od myśli był bardzo niedaleko.
Nazajutrz ciocia Dora otrzymała przez lokaja wonny opoponaksem 74 74 opoponaks – słodka mirra; wonna żywica używana do wyrobu perfum, kadzideł itp. [przypis edytorski]
bilecik hrabiego:
„Ze skrwawionym sercem i rozdartą duszą odjeżdżam! Tak srogiego wyroku znieść nie jestem w stanie. Słowa cioci były płomieniem, co mi duszę oczyścił. Będę się uczył marzyć, działać i pokutować. Jeżeli nie wrócę więcej, to proszę mnie w swych modłach nie omijać. Odjeżdżam złamany, z rozpaczą w sercu.
Biedny Wentzel”.
– Co to jest? – wrzasnęła staruszka. – Gdzie hrabia?
– Wyjechał dziś rano – oznajmił sługa.
– W którą stronę?
– Na stację kolei. Konie już wróciły.
– Oh, Herr Jesu ! Okropność! Gdzie Urban?…
– I Urbana nie ma.
– Niech Fryc siodła! Pojedzie do majora. Dam mu list.
Goniec poleciał cwałem. Pod wieczór major się zjawił, cały wzburzony.
– Alle Wetter 75 75 alle Wetter (niem.) – przekleństwo: do stu piorunów. [przypis edytorski]
! – klął na wstępie. – Cóż to znowu przystąpiło do tego junkra!
– Ach, majorze, straszny cios nas dotknął…
– Do rzeczy, do rzeczy! Krótko i węzłowato! Pani pewnie coś zmalowała nie w porę?
– Ale gdzież tam! – panna Dorota załamała ręce. – Przemówiłam do jego rozsądku i serca o naszej Emilci.
– No, a on co na to? Uciekł, der Schurke 76 76 der Schurke (niem.) – łotr, łajdak, szuja. [przypis edytorski]
.
– Uciekł dzisiaj, a wczoraj… a wczoraj…
– Cóż wczoraj?
– Wczoraj oświadczył się o mnie!
– Potztausend 77 77 potztausend (niem. przekręcone Gotts tausend Sakrament ) – przekleństwo: do stu diabłów itp. [przypis redakcyjny]
! Zwariował! – huknął major, wytrzeszczając oczy.
– Zwariował – potwierdziła cicho jak tchnienie skonfundowana panna Dorota.
– A to nam się udało! Gdzież pojechał?
– Nie wiem! Straciłam głowę!
– W to wierzę, schwere Not 78 78 schwere Not (niem.) – ciężka bieda; wielki kłopot. [przypis edytorski]
! A to kawał wisielca! Zostawił list może? Cóż tam stoi?
– Przeprasza, obiecuje poprawę i zmianę. Prosi o modły.
– Tfu! Może obiecuje do klasztoru wstąpić? Będzie się biczował w Biarritz przy hrabinie Aurorze! Halunke 79 79 Halunke (niem.) – łajdak, łotr. [przypis edytorski]
!
– Majorze! Co za mowa nieprzystojna! Kto wie, kiedy dobre natchnienie ogarnie człowieka?
– Co mi pani bredzi! Wentzel urodził się na wisielca i będzie wisiał. Natchnienie… to mi się podoba. No, teraz go straciliśmy na wieki! Taki piękny projekt diabli wzięli. Mila się rozkochała, majątki graniczą, królewska fortuna! Czy ten błazen się kiedy nad czym zastanowi, porachuje, pomyśli sekundę porządnie! Wiatr i koniec. Traci zdrowie, młodość, fundusz! Kpi ze starych! Hej tam, lokaje! Posłać kogo na stację, niech spyta, dokąd hrabia brał bilet!…
Po godzinie masztalerz wrócił. Hrabia wziął bilet do Francji.
– A co! Oto i natchnienie! Poleciał hulać do Paryża – huczał w pasji bas majora.
– Dlaczego zawsze złe posądzenia? – przeczył dyszkancik cioci Dory.
– Bo są fakty.
– Może się zmienić.
W rezultacie rozjechali się w gniewie i zerwali stosunki.
Panna Dorota odczytywała co dzień list grzesznika i pracowała fantazją. Po miesiącu wypisała sobie klerykalną francuską gazetę i szukała pilnie, czy gdzie nie znajdzie wiadomości o kartuzach 80 80 kartuzowie – zakon kontemplacyjny o surowej regule, zał. w XI w. we Francji. [przypis edytorski]
i nazwiska Wentzla w nowicjacie.
Z tego wynika, że wyobraźnia cioci Dory pracowała i za rozum, i za logikę, i za zdrowy sens. Umiała robić sto mil na godzinę. Ale o pięknym paniczu zaginęły wieści.
W jednym z najszykowniejszych klubów berlińskich zebrało się pewnego wieczora na obiad grono wesołej młodzieży.
Była to jesień. Panicze zbierali się zaledwie – jeden z dóbr, drugi z wyścigów w Baden, trzeci z morskich kąpieli, inny z ferii parlamentu. Więc i rozmowa skakała z przedmiotu na przedmiot: wyścigowce, psy, ostatnia komedia, modna śpiewka, anegdota zakulisowa, scenka miłosna z podróży, trente et quarante 81 81 trente et quarante (fr.) – dosł. trzydzieści i czterdzieści; nazwa hazardowej gry w karty (inaczej Rouge et Noir , tj. czerwone i czarne) spopularyzowanej w XVII w. we Francji. [przypis edytorski]
, głośna sprawa kryminalna. Każdy dorzucił słowo, dwuznacznik, żart; kielichy krążyły gęsto, po deserze zapalono cygara i papierosy. Michel von Schöneich, rozparty w rogu stołu, kręcąc wąsiki i uśmiechając się z dyskretną ironią, studiował kolegów przez szkła swych impertynenckich binokli. Przy uczcie grał zawsze rolę tureckiego pieprzu. Nazywano go nawet „Papryką”. Tego dnia był wyjątkowo lakoniczny – co zwróciło uwagę Herberta, który koncepty młodego dyplomaty zbierał starannie i nazajutrz produkował za własne.
Schöneich wiedział o tym i każdy swój żart zaczynał od słowa: „Herbert mówił…”, zwiększając jeszcze owym wstępem wesołość towarzystwa.
Herbert siedział naprzeciw, a obok niego średnich lat mężczyzna w marynarskim mundurze.
Był to szczęśliwy małżonek hrabiny Aurory Carolath, przybyły na krótki urlop z archipelagu Ladronów.
Małżeńska wizyta udała się niefortunnie. Żona dotąd bawiła w Biarritz: admiralski list i codzienne depesze nie robiły na niej żadnego wrażenia. Nie raczyła nawet odpisać.
Читать дальше