Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy

Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W pustyni i w puszczy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W pustyni i w puszczy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W pustyni i w puszczy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W pustyni i w puszczy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Co zaś i on, i kapitan myśleli o Stasiu, dowodem tego były dwie depesze, które w dwa tygodnie po przybyciu do podnóża Kilima-Ndżaro wysłali przez umyślnych na ręce zastępcy kapitana w Mombassa wraz z poleceniem, by ów przesłał je dalej do ojców. Pierwsza z nich, zredagowana ostrożnie w obawie, by nie uczyniła zbyt piorunującego wrażenia, i wysłana do Port-Saidu, zawierała słowa następujące:

„Dzięki chłopcu wiadomość pomyślna o dzieciach. Przyjeżdżajcie do Mombassa.”

Druga zupełnie już wyraźna, z adresem: „Aden”, brzmiała:

„Dzieci są z nami – zdrowe – chłopiec bohater.”

Na chłodnych wyżynach u stóp Kilima-Ndżaro zatrzymali się przez dni piętnaście, gdyż doktor Clary koniecznie wymagał tego dla zdrowia Nel, a nawet i dla zdrowia Stasia. Dzieci podziwiały z całej duszy tę niebotyczną górę, która posiada wszystkie klimaty świata. Dwa jej szczyty: Kibo i Kima-Wenze, były w dzień najczęściej ukryte w gęstych mgłach. Lecz gdy w pogodne wieczory mgły rozpraszały się nagle i gdy od zórz wieczornych odwieczne śniegi na Kima-Wenze płonęły różowym blaskiem, podczas gdy świat cały pogrążony był już w mroku, góra wydawała się jakby świetlistym ołtarzem bożym, i ręce obojga dzieci mimo woli składały się na ten widok do modlitwy.

Dla Stasia minęły dni trosk, niepokojów i wysiłków. Mieli przed sobą jeszcze miesiąc podróży do Mombassa i droga wiodła przez cudny, ale niezdrowy las Taweta, lecz o ileż łatwiej było podróżować teraz z liczną, suto zaopatrzoną we wszystko karawaną i znanymi już szlakami niż dawniej błądzić w nieznanych puszczach tylko z Kalim i z Meą. Zresztą odpowiadał teraz za podróż kapitan Glen. Staś wypoczywał i polował. Znalazłszy wśród narzędzi karawany dłuta i młotki zajmował się prócz tego w chłodniejszych godzinach wykuwaniem na wielkiej gnejsowej skale napisu: „Jeszcze Polska...”, albowiem chciał, żeby pozostał jakiś ślad pobytu ich w tych stronach. Anglicy, którym przetłumaczył napis, dziwili się, że chłopcu nie przyszło na myśl uwiecznić na tej afrykańskiej skale swego nazwiska. Ale on wolał wyryć to, co wyrył.

Nie przestał jednak opiekować się Nel i budził w niej tak nieograniczone zaufanie, że gdy raz doktor Clary zapytał jej, czy nie będzie się bała burz na Morzu Czerwonym, dziewczynka podniosła na niego swe śliczne, spokojne oczy i odrzekła tylko: „Staś poradzi.” Kapitan Glen twierdził, że prawdziwszego świadectwa, czym Staś był dla małej, i większej dla niego pochwały nikt nie zdołałby wypowiedzieć.

Jakkolwiek pierwsza depesza, przesłana do pana Tarkowskiego do Port-Saidu, zredagowana była bardzo ostrożnie, uczyniła jednak tak wstrząsające wrażenie, że radość omal nie zabiła ojca Nel. Ale i pan Tarkowski, jakkolwiek był człowiekiem wyjątkowo hartownym, w pierwszej chwili po otrzymaniu depeszy ukląkł do modlitwy i począł prosić Boga, by ta wiadomość nie była tylko złudą, chorobliwym przywidzeniem, zrodzonym z żalu i tęsknoty, i boleści. Przecie tyle napracowali się obaj, by choć dowiedzieć się, czy dzieci żyją! Pan Rawlison wyprawiał do Sudanu całe karawany, pan Tarkowski, przebrany za Araba, dotarł z największym niebezpieczeństwem życia aż do Chartumu – i wszystko nie zdało się na nic. Ludzie, którzy mogli dać jakąś wiadomość, pomarli na ospę, z głodu lub zginęli podczas ciągłych rzezi – i dzieci jak w wodę wpadły! W końcu obaj ojcowie stracili wszelką nadzieję i żyli tylko wspomnieniami, głęboko przekonani, że nic już ich w życiu nie czeka i że dopiero śmierć połączy ich z tymi najdroższymi istotami, które były dla nich wszystkim na ziemi.

Tymczasem spadła na nich niespodziewanie radość prawie nad siły. Ale łączyły się z nią niepewność i zdumienie. Obaj nie mogli żadną miarą pojąć, jakim sposobem wiadomość o dzieciach przyszła z tej strony Afryki, to jest z Mombassa. Pan Tarkowski przypuszczał, że może wykupiła je lub wykradła jaka karawana arabska, która ze wschodniego brzegu zapuściła się po kość słoniową w głąb kraju i dotarła aż do Nilu. Słowa depeszy: „Dzięki chłopcu’’, tłumaczyli sobie tak, że Staś zawiadomił kapitana i doktora listownie, gdzie się oboje z Nel znajdują. Wszelako wielu rzeczy niepodobna było odgadnąć. Natomiast pan Tarkowski rozumiał zupełnie jasno, że wiadomość nie tylko jest pomyślna, ale i bardzo pomyślna, gdyż inaczej kapitan i doktor nie odważyliby się budzić w nich nadziei i przede wszystkim nie wzywaliby ich do Mombassa.

Przygotowania do drogi trwały krótko i na drugi dzień po otrzymaniu depeszy obaj inżynierowie wraz z nauczycielką Nel znaleźli się na pokładzie wielkiego parowca „Peninsular and Orient Company”, który szedł do Indii, a po drodze wstępował do Adenu, Mombassa i Zanzibaru. W Adenie czekała ich druga depesza, brzmiąca: „Dzieci są z nami – zdrowe – chłopiec bohater.” Po przeczytaniu jej pan Rawlison odchodził prawie od zmysłów z radości i ściskając dłonie pana Tarkowskiego powtarzał. „Widzisz, to on ją ocalił! jemu zawdzięczam jej życie!” – a pan Tarkowski nie chcąc okazać zbytniej słabości odpowiedział tylko zaciskając zęby: „Tak! dzielnie mi się chłopak spisał!””– ale zostawszy sam w kabinie płakał ze szczęścia.

Nadeszła nareszcie chwila, w której dzieci wpadły w objęcia ojców. Pan Rawlison chwycił na ręce swój odzyskany mały skarb, a pan Tarkowski długo trzymał swego bohaterskiego chłopca przy piersiach. Niedola ich minęła, jak mijają wichry i burze w pustyni. Życie wypełniło się na nowo pogodą i szczęściem, a tęsknota i poprzednia rozłąka powiększyła jeszcze radość. Dzieci dziwiły się tylko, że głowy tatusiów pobielały podczas rozłąki zupełnie.

Wracali do Suezu wybornym statkiem francuskim należącym do kompanii „Messageries Maritimes”, pełnym podróżnych z wysp: Reunion, Mauritius, z Madagaskaru i Zanzibaru. Gdy rozeszła się wieść, że na pokładzie znajdują się dzieci, które uciekły z niewoli od derwiszów, Staś stał się przedmiotem powszechnej ciekawości i powszechnego uwielbienia. Ale szczęśliwa rodzina wolała zamykać się w wielkiej kabinie, którą im odstąpił kapitan, i spędzać tam chłodniejsze godziny na opowiadaniach. Brała w nich udział i Nel szczebiocąc jak ptaszek, a zarazem ku wielkiej wszystkich uciesze poczynając każde zdanie od „i”. Zasiadłszy więc na kolanach ojca i podnosząc ku niemu swe śliczne oczki mówiła w ten sposób: „I tatusiu! I nas porwali, i wieźli na wielbłądach – i Gebhr mnie uderzył – i Staś mnie bronił – i przyjechaliśmy do Chartumu – i tam ludzie marli z głodu – i Staś pracował, żeby dostać dla mnie daktyli – i byliśmy u Mahdiego – i Staś nie chciał zmienić religii – i Mahdi wysłał nas do Faszody – i potem Staś zabił lwa i wszystkich – i mieszkaliśmy w wielkim drzewie, które się nazywa „Kraków” – i King był z nami – i miałam febrę – i Staś mnie wyleczył – i zabił wobo – i zwyciężył Samburów – i był zawsze dla mnie dobry, tatusiu...”

Tak samo opowiadała o Kalim, o Mei, o Kingu, o Sabie, o Górze Lindego, o latawcach i o ostatniej podróży aż do spotkania karawany kapitana i doktora. Pan Rawlison słuchając tego szczebiotania z trudnością hamował łzy – i tylko co chwila tulił do serca swą dziewczynkę, a pan Tarkowski nie posiadał się z dumy i szczęścia, albowiem nawet z tych dziecinnych opowiadań pokazywało się, że gdyby nie dzielność i energia chłopca, to mała byłaby zginęła nie raz, ale tysiąc razy, bez ratunku.

Staś zdawał ze wszystkiego sprawę szczegółowiej i dokładniej. Stało się przy tym, że przy opowiadaniu o podróży z Faszody do wodospadu spadł mu z serca wielki ciężar, albowiem gdy mówiąc o tym, jak zastrzelił Gebhra i jego towarzyszów, zaciął się i jął niespokojnie spoglądać na ojca, pan Tarkowski zmarszczył brwi, pomyślał chwilę, a potem rzekł poważnie:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W pustyni i w puszczy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W pustyni i w puszczy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Henryk Sienkiewicz - Janko Muzykant
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Bartek Zwycięzca
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Latarnik
Henryk Sienkiewicz
libcat.ru: книга без обложки
Henryk Sienkiewicz
libcat.ru: книга без обложки
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Sienkiewicz - Quo vadis?
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Za chlebem
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Legenda żeglarska
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Dwie łąki
Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz - Die Kreuzritter
Henryk Sienkiewicz
Отзывы о книге «W pustyni i w puszczy»

Обсуждение, отзывы о книге «W pustyni i w puszczy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x