Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W pustyni i w puszczy
- Автор:
- Издательство:Array Иностранный паблик
- Жанр:
- Год:2016
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:2.71 / 5. Голосов: 7
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W pustyni i w puszczy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W pustyni i w puszczy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W pustyni i w puszczy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W pustyni i w puszczy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Mów otwarcie, nie masz żadnej nadziei?
– Mój drogi, my jesteśmy dorośli, silni i zaradni mężczyźni, a pomyśl, co by się z nami stało, gdybyśmy się znaleźli tu tylko we dwóch, nawet z bronią, ale bez zapasów i bez ludzi...
– Tak! niestety, tak... Wyobrażam sobie dwoje dzieci idących w taką noc przez pustynię.
– Głód, pragnienie, dzikie zwierzęta...
– A jednak chłopiec pisze, że szli tak długie miesiące.
– Toteż jest w tym coś, co przechodzi moją wyobraźnię.
Przez dłuższy czas słychać było wśród ciszy tylko skwierczenie tytuniu w fajkach. Doktor zapatrzył się w blade głębie nocy, po czym ozwał się przyciszonym głosem:
– Późno już, ale sen mnie odbiega... I pomyśleć, że oni, jeśli żyją, to błądzą tam gdzieś przy księżycu, wśród tych suchych wrzosów... sami... takie dzieci! Pamiętasz, Glen, anielską twarz tej małej?
– Pamiętam i nie mogę zapomnieć.
– Ach! dałbym sobie rękę uciąć, gdyby...
I nie dokończył, albowiem kapitan Glen zerwał się jak oparzony.
– Raca w oddali! – krzyknął – raca!
– Raca! – powtórzył doktor.
– Jakaś karawana jest przed nami.
– Która może znalazła dzieci!
– Może. Spieszmy ku niej!
– Naprzód!
Rozkazy kapitana rozległy się w jednej chwili w całym obozie. Zanzibarczycy zerwali się na nogi. Niebawem pozapalano pochodnie. Glen w odpowiedzi na daleki sygnał polecił wypuścić kilka rac, jedną po drugiej, a następnie dawać raz po raz karabinowe salwy. Zanim upłynął kwadrans, cały obóz był już w drodze.
Z dala odpowiedziały strzały. Nie było już żadnej wątpliwości, że to jakaś europejska karawana wzywa z niewiadomych przyczyn pomocy.
Kapitan i doktor biegli na wyścigi, miotani na przemian obawą i nadzieją. Znajdą dzieci czy ich nie znajdą? Doktor mówił sobie w duszy, że jeśli nie, to w dalszej drodze będą mogli chyba szukać tylko ich zwłok wśród tych okropnych wrzosowisk.
Po upływie pół godziny jedna z takich wypukłości gruntu, o jakich mówili poprzednio, zasłoniła obu przyjaciołom dalszy widok. Ale byli już tak blisko, że słyszeli wyraźnie tętent koni. Jeszcze kilka minut – i na grzbiecie wzniesienia pojawił się jeździec trzymający przed sobą duży, białawy przedmiot.
– W górę pochodnie – skomenderował Glen.
W tej samej chwili jeździec osadził konia w kręgu światła.
– Wody! Wody!
– Dzieci! – zakrzyknął doktor Clary.
– Wody! – powtórzył Staś.
I prawie rzucił Nel w ręce kapitana, a sam zeskoczył z siodła.
Lecz natychmiast zachwiał się i padł jak martwy na ziemię.
ZAKOŃCZENIE
Radość w obozie kapitana Glena i doktora Clarego nie miała granic, ale ciekawość obu Anglików wystawiona była na ciężką próbę. Jeśli bowiem poprzednio nie chciało im się w głowie pomieścić, by dzieci mogły same przebyć olbrzymie puszcze i pustynie dzielące te strony od Nilu i Faszody, to obecnie nie rozumieli już całkiem, jakim sposobem ten „mały Polak”, jak nazywali Stasia, nie tylko tego dokonał, ale zjawił się przed nimi jako wódz całej karawany, zbrojnej w broń europejską, ze słoniem dźwigającym palankin, z końmi, namiotami i ze znacznymi zapasami żywności. Kapitan rozkładał na ten widok ręce i mówił co chwila: „Clary, dużo widziałem, ale takiego chłopca nie widziałem!” – A poczciwy doktor powtarzał z nie mniejszym zdumieniem: „I małą wyrwał z niewoli – i ją ocalił!” – po czym leciał do namiotów zobaczyć, jak się dzieci mają i czy śpią dobrze.
A dzieci, napojone, nakarmione, przebrane i ułożone do snu, spały jak zabite przez cały następny dzień; ludzie z ich karawany tak samo. Kapitan Glen próbował wypytywać o przygody podróży i o Stasiowe czyny Kalego, ale młody Murzyn otworzywszy jedno oko odpowiedział tylko: „Pan wielki wszystko może” – i zasnął znowu. Ostatecznie trzeba było odłożyć pytania i wyjaśnienia do dni następnych.
Tymczasem dwaj przyjaciele naradzali się nad odwrotną drogą do Mombassa. Dotarli i tak dalej i zbadali więcej okolic, niż im polecono, postanowili więc wracać niezwłocznie. Kapitana nęciło wprawdzie bardzo owo nieznane w geografii jezioro, ale wzgląd na zdrowie dzieci i chęć oddania ich jak najprędzej stroskanym ojcom przemogły. Doktor jednakże zastrzegał, że trzeba będzie wypocząć na chłodnych wyżynach gór Kenia albo Kilima-Ndżaro. Stamtąd też dopiero uradzali wysłać wiadomość do ojców i wezwać ich, by przybyli do Mombassa.
Odwrotna podróż rozpoczęła się, po należytym wypoczynku i kąpielach w ciepłych źródłach, na trzeci dzień. Był to zarazem dzień rozstania się z Kalim. Staś przekonał małą, że ciągnąć go z sobą dłużej, do oceanu albo też do Egiptu, byłoby z ich strony samolubstwem. Mówił jej, że w Egipcie, a nawet i w Anglii, Kali nie będzie niczym więcej, tylko sługą, podczas gdy objąwszy panowanie nad swym narodem rozszerzy i utwierdzi, jako król, chrześcijaństwo, złagodzi dzikie obyczaje Wa-himów i uczyni z nich nie tylko ucywilizowanych, ale i dobrych ludzi. To samo mniej więcej powtórzył i Kalemu.
Wylało się jednak przy pożegnaniu mnóstwo łez, których nie wstydził się i Staś, albowiem i on, i Nel przeżyli przecież z Kalim tyle złych i dobrych chwil i nie tylko nauczyli się oboje cenić jego poczciwe serce, ale pokochali go szczerze. Młody Murzyn długo leżał u nóg swego bwana kubwa i dobrego Mzimu. Dwukrotnie powracał, by jeszcze popatrzeć na nich, ale wreszcie chwila rozłączenia nadeszła i dwie karawany ruszyły w dwie przeciwne strony.
W czasie drogi dopiero rozpoczęły się opowiadania o przygodach dwojga małych podróżników. Staś, trochę niegdyś skłonny do chełpliwości, teraz nie chełpił się wcale. Po prostu zbyt wielu rzeczy dokonał, zbyt dużo przeszedł, zbyt się rozwinął, by nie miał rozumieć, że słowa nie powinny być większe od czynów. Było zresztą dość samych czynów, choćby opowiadanych jak najskromniej. Co dzień, w czasie upalnych „białych godzin” i wieczorami na postojach – przed oczyma kapitana Glena i doktora Clarego przesuwały się jakby obrazy tych zdarzeń i wypadków, przez które przeszły dzieci. Widzieli więc porwanie z Medinet-el-Fajumu i straszną drogę na wielbłądach przez pustynię – i Chartum, i Omdurman, podobne do piekła na ziemi – i złowrogiego Mahdiego. Gdy Staś opowiadał, co odrzekł Mahdiemu, gdy ów namawiał go do zmiany wiary, obaj przyjaciele powstali i każdy z nich uścisnął silnie prawicę Stasia, po czym kapitan rzekł:
– Mahdi już nie żyje!
– Mahdi nie żyje? – powtórzył ze zdumieniem Staś.
– Tak – ozwał się doktor. – Zatchnął się własnym tłuszczem, czyli inaczej mówiąc umarł na serce, a panowanie po nim objął Abdullahi.
Nastało długie milczenie.
– Ha – rzekł Staś – nie spodziewał się, gdy nas wyprawiał na zgubę do Faszody, że śmierć pierwej jego dosięgnie...
Po chwili zaś dodał:
– Ale Abdullahi jeszcze od Mahdiego okrutniejszy.
– Toteż zaczęły się już bunty i rzezie – odpowiedział kapitan – i cała ta budowa, którą wzniósł Mahdi musi prędzej lub później runąć.
– A co potem nastąpi?
– Anglia – rzekł kapitan.
W dalszym ciągu drogi Staś opowiadał o podróży do Faszody, o śmierci starej Dinah, o wyruszeniu z Faszody do bezludnych okolic i o poszukiwaniu w nich Smaina. Gdy doszedł do tego, jak zabił lwa, a następnie Gebhra, Chamisa i dwóch Beduinów, kapitan przerwał mu tylko dwoma słowami: All right!, po czym znów uścisnęli jego prawicę i obaj z Clarym słuchali ze wzrastającym zajęciem dalej: o oswojeniu Kinga, o osiedleniu się w „Krakowie”, o febrze Nel, o znalezieniu Lindego i o latawcach, które dzieci puszczały z gór Karamojo. Doktor, który z każdym dniem przywiązywał się coraz mocniej do małej Nel, przejmował się tak dalece wszystkim, co jej najbardziej groziło, że co pewien czas musiał pokrzepiać się kilku łykami brandy, a gdy Staś jął opowiadać, jak o mało Nel nie stała się łupem straszliwego wobo, czyli abassanto, porwał dziewczynkę na ręce i długo nie chciał jej puścić, jakby w obawie, by jakiś nowy drapieżnik nie zagroził jej życiu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W pustyni i w puszczy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W pustyni i w puszczy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W pustyni i w puszczy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.