Paweł Jaszczuk - Marionetki

Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Marionetki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Marionetki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marionetki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Marionetki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marionetki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

A gdy chował książeczkę do biurka, naszła go kolejna myśl. Dziwna myśl, że choć nigdy nie widział Świetlany Sołowiowej, to po lekturze jej pamiętnika wciąż czuł jej obecność.

Środa, 6 lipca 1938

Jeszcze nigdy atmosfera w ich pokoju redakcyjnym nie była tak napięta. Stern rozmawiał z Wilgą oficjalnie. Wymieniali tylko suche informacje przy praktykancie i żadne z nich nie miało zamiaru ustąpić drugiemu.

Asystent Wilgi nie zorientował się jeszcze w ich partnerskich układach, lecz był, jak kiedyś Stern, cholernie ambitny. Zanim wszedł do pokoju, znał już wszystkie teksty zamieszczone w dzienniku, poczynając od tytułu, a na redakcyjnej stopce kończąc. Był niespożyty. Przeczytał ponad połowę zadanej mu przez de Brie lektury i z coraz większym zainteresowaniem obserwował starszego o blisko piętnaście lat dziennikarza. Już na wejściu starał się powiedzieć głośno „dzień dobry” i z szacunkiem podać mu rękę. Potem siadał za biurkiem interesanta i zawzięcie stukał na maszynie Wilgi zadany tekst, wyszukując właściwych czcionek, rwąc papier i brudząc palce czarną taśmą. I Stern czuł się jak prawdziwa redaktorska gwiazda: wysoko nosił głowę i szczerze żałował, że Manio, zamiast budować zespół, sieje zamęt. Chwilami chciał się nawet poddać i przeprosić Wilgę, lecz dziewczyna swoją nieprzejednaną postawą utwierdzała go w przekonaniu, że pierwszy nie może ustąpić!

Wkręcił do maszyny czystą kartkę. Teraz nie interesował go żigolak, którego stryj rządził Galicyjską Kasą, lecz Czabak, który od niedzieli siedział w Brygidkach. Jakub był święcie przekonany, że ta kreatura, chowająca się za aktorską maską, była zdolna do wszystkiego. Przypomniał sobie jego grę w garderobie i niespodziewaną aluzję do wiszącego na suficie Agamela. Pamiętał też jego spojrzenie, którym obrzucił wchodzącą do przebieralni Psotkę. Do tego obrazka dodał stwierdzenie Rewki Adeł o jego seksualnych „możliwościach” i miał gotowy wizerunek faceta, który postanowił wziąć odwet na innych za swoje nieudane życie.

Kiedy pod krzykliwym tytułem „Sztuka w burdelu” pojawiły się trzy linijki tekstu, z korytarza dobiegły go podniesione głosy. W drzwiach pojawiła się de Brie, a za nią nieodstępujący jej na krok pan Władysław.

Pytlowali w najlepsze, jakby od rana nie mieli czasu się wygadać. Stern nie wierzył własnym uszom, bo z ich rozmowy wynikało, że przed godziną zakończyła się u Zięby konferencja prasowa. Sala w komendzie miała być pełna, nie można było wetknąć szpilki. Przyjechali dziennikarze z całego kraju, byli nawet przedstawiciele prasowi z Rzeszy i Rumunii, tak jakby właśnie u nich układało się wszystko po bożemu.

- Czy pan Czabak wyjdzie dziś na wolność? - zapytał naiwnie praktykant, patrząc na Wilgę.

- Takie padły zapewnienia. Lecz z naszą policją nigdy nic nie wiadomo! - odparła, śmiejąc się do niego przyjacielsko.

- Przecież pan inspektor dał publicznie słowo. Powiedział, że dysponuje niezbitymi dowodami, które nie pozwalają na dalsze przetrzymywanie zasłużonego artysty w...

- ...pierdlu! - rzekł bez zająknienia Stern. - Pewnie robił dobre wrażenie, a jeszcze lepsze jego młoda, kształtna asystentka. Oczywiście ten stary lis nie powiedział, jakie to dowody i kiedy aresztują sprawcę lub sprawców?

- Nie. Odczytał tylko krótki komunikat o intensywnym śledztwie i zaznaczył, że dla jego dobra nie może więcej odpowiedzieć na żadne pytanie. Goście byli oburzeni, a inspektor Zięba jakby nigdy nic odwrócił się do nich plecami i wyszedł. Przepraszam, że pytam - stażysta zwrócił się do Sterna - lecz czy nie sądzi pan, że takim postępowaniem policja podważa swój autorytet?

Stern osłupiał. Pytanie chłopaka było tak zaskakujące, że parsknął śmiechem. Śmiał się, ale nie z pana Władysława, lecz z Wilgi, która hołubiła tego naiwnego młodziaka. Po chwili jednak górę wzięła w nim wściekłość, że Manio spisał go już na straty. Choć od kiedy tylko pamiętał, nie znosił konferencji prasowych.

Policja udawała bowiem, że traktuje dziennikarzy serio, a czytelnicy „Kuriera” kupowali reglamentowane fakty jako rewelacje.

Przemógł się.

- Pan inspektor Zięba ma swoich mądrych przełożonych, którzy doskonale wiedzą, co robią - wyjaśnił, patrząc tępo na de Brie. - A co do autorytetu mundurowych, to znam na tę okoliczność pouczającą opowiastkę. Dwa lata temu, w kwietniu odbył się w naszym mieście pogrzeb zabitego przez policję bezrobotnego. Chłopak jak pan miał na imię Władek i był, zdaje się, nawet w pańskim wieku, lecz niestety w najważniejszym życiowym momencie zabrakło mu autorytetu. Policja zaś miała go tego dnia pod dostatkiem i dlatego otworzyła ogień z karabinów do tłumu. Padło ponad trzydzieści osób, a kilkanaście zmarło w szpitalach od odniesionych ran. Pamiętam, że na Piekarskiej strażacy zmywali krew z bruku wodą z motopompy i szorowali chodniki ryżowymi szczotkami.

W pokoju zapanowała cisza. Stern znacząco kaszlnął, a dziennikarka złapała swoją torebkę i bez słowa wyszła. Kiedy zostali sami, pan Władysław się ożywił, jakby obecność Wilgi go krępowała.

- Ja także znam tę historię - powiedział hardo.

- Opowiadał mi ją mój ojciec, pułkownik legionista. Manifestanci nie dotrzymali wtedy słowa i w ostatniej chwili zmienili trasę konduktu! Policja nie miała więc wyboru.

Stern był zaskoczony elokwencją i poglądami młodzika. Miał zamiar coś jeszcze dodać, lecz stażysta był szybszy.

- Zresztą zajścia nie pierwszy raz sprowokowali Żydzi i ukraińscy komuniści. Ojciec mówił, że prości ludzie nie rozumieją skomplikowanych mechanizmów władzy. Wcześniej czy później jednak przekonają się, że sanacja jest dla nich najlepszym lekarstwem.

- Być może się mylę - stwierdził Jakub i, korzystając z przedłużającej się nieobecności Wilgi, zapalił papierosa. - Cóż, jestem tylko skromnym dziennikarzem. Widziałem już w życiu różne lekarstwa, lecz może właśnie to, które serwuje pański tatuś, okaże się najlepsze.

Pryszczaty nie odpuszczał i pozwalał sobie na coraz śmielszą dyskusję. Jego niewinne pytania zamieniły się niepostrzeżenie w finezyjne śledztwo. Stern odpowiadał więc wymijająco, lecz nie były to jeszcze ostatnie problemy oficerskiego synka. Chłopak rozsiadł się za biurkiem Wilgi i pochylony nad kartką z ostro zatemperowanym ołówkiem w dłoni „niewinnie” go egzaminował.

Wypadkiem przy pracy można by nazwać chwilę, w której stażysta zdradził Sternowi adres Kańskiego. Chłopak był z siebie dumny i pochwalił się, że po skończonym meczu panny de Brie z Kańskim zgodnie z ustaleniami dyskretnie śledził jej przeciwnika. Przeszedł za nim przez park Stryjski i mało go tam nie zgubił, gdy ten wsiadł przy Wuleckiej do tramwaju.

Na szczęście udało mu się dobiec do wagonu i dojechać na kolejny przystanek na cycku. Potem wsiadł do tego samego wagonu co Kański i nie spuszczał go z oczu. Chłopak powiedział też, że otrzymał od panny Wilgi pierwsze ważne zadanie. Nazajutrz ma sam odwiedzić Kańskiego i przeprowadzić z nim wywiad. Jego tematem będą, rzecz jasna, zainteresowania nowoczesnego Polaka sportem i kulturą.

Stern, podśmiewując się w duchu z tej nowoczesności, zanotował adres Kańskiego w notesie. Nie omieszkał też napomknąć młokosowi, że sam zdobyłby tę wiadomość, popijając z aktorami piwko w Romie lub wertując książkę telefoniczną. W tym momencie pan Władysław grzecznie zaprotestował i wyjaśnił mu, że pan Kański mieszka pod tym adresem dopiero od kilku dni, a panna de Brie stare adresy już dawno sprawdziła. Po chwili wstał i podał Sternowi rękę, jakby miał zamiar wyjść.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Marionetki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marionetki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Marionetki»

Обсуждение, отзывы о книге «Marionetki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x