Paweł Jaszczuk - Marionetki
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Marionetki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Marionetki
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Marionetki: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marionetki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Marionetki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marionetki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Stern miał zamiar zaprotestować, lecz dziewczyna położyła rękę na jego ramieniu.
- Spokojnie. Gdyby nie to, że za chwilę przyjdzie tu Damian, z chęcią bym się z tobą zabawiła.
- Kto to jest Damian?
- Ksiądz. Ma w kalesonach to samo, co ty. A może masz ochotę na wspólny z nami numerek? Jak pedan- cik w skórzanych rękawiczkach? - dodała, uwalniając się z uścisku dziennikarza i siadając na łóżku. - To trochę więcej kosztuje. Namyśl się, byle szybko, to dam ci rabat. Nie lubię tylko, gdy ktoś każe mi się rozebrać, a potem wiąże ręce do łóżka jak...
- ...jak marionetce? - dopowiedział Stern.
- Chyba was wszystkich pokręciło! - rzuciła z pogardą, zaciągając się papierosem. - Jeszcze jeden nawiedzony, który bajeruje o laleczkach.
- Dlaczego nawiedzony? - zdziwił się Stern.
- Bo tak. Bogaci chłopcy lubią różne świństwa. A najbardziej rajcuje ich, jak kogoś upodlą. Zwłaszcza ten przemądrzały elegancik z gładką buźką. Kiedy powiedziałam coś nie tak o jego chłopaku, rzucił się na mnie z pięściami jak furiat. Jeszcze teraz czuję na szyi jego wypielęgnowane palce.
- O kim mówisz?
- Sam się domyśl. Za chwilę opowiesz, że nie rozumie cię żona. A może masz chęć jak twój szalony Kański zrobić to ze mną w szafie?
Dziewczyna, pomijając przekleństwa, mówiła składnie, co wskazywało, że przez jakiś czas faktycznie mogła być studentką. Zbity z pantałyku Stern zastanawiał się, gdzie naprawdę mieszka i z jakiej rodziny pochodzi.
- Tu się pracuje, więc jeśli nie masz na mnie ochoty, zamknij grzecznie drzwi z drugiej strony - przerwała mu rozmyślania - zanim Karol skuje ci mordę. Zejdź na dół pod pingwina. Maria bierze do ust bez głupich sentymentów.
Stern podniósł się z łóżka i spojrzał na dziewczynę, której czarny kosmyk włosów przyczepił się do ust.
- No, co się tak na mnie gapisz? - Wypuściła w jego stronę białą smugę dymu i odwróciła się na bok, czekając, aż wyjdzie. - Adieu!
Ledwie Stern znalazł się w holu, stała się rzecz nieprawdopodobna, której nie wyśniłby w najgorszych snach: zderzył się w progu z inspektorem Andrzejem Ziębą.
Grubas tym razem miał szybszy refleks.
- Uszanowanie! Kogo moje oczy widzą? - ironizował, nie tracąc rezonu. - Pan redaktor Stern. Czyżby przyszedł tu pan do swojej...
Stern nie zareagował na chamski dowcip. Szukał dla siebie wymówki, lecz w jego głowie panowała totalna pustka. Rzucił więc w końcu bez przekonania, że to oczywista pomyłka, że musiał pomylić adres.
- Jasne! Pomyłka... Powiedz to swojej ślubnej, na pewno ci uwierzy - zaśmiał się Zięba bezczelnie i puścił do dziennikarza oko. Potem usiadł ciężko w fotelu pod rozłożystą palmą, gdzie wyglądał jak arabski szejk. Jemu też zachciało się zapalić. Niespiesznie wyjął więc papierosa i poczęstował Sterna. - Rewka Adeł?
- Skąd wiesz, że właśnie ona mnie interesuje? - odpowiedział pytaniem Jakub.
- Czy ja wyglądam na gazowego inkasenta? Łazisz po teatrzykach i szukasz wrażeń. Węszysz i wypytujesz, jakbyś, Kuba, pomylił profesję. Będziesz zawiedziony, gdy ci powiem, że ta laleczka od dawna jest w naszym rejestrze. Tu każdy się pożywi. Niestety dziś, jak zauważyłeś, czeka na specjalnego gościa, a mogłaby ci niejedno opowiedzieć.
- Na przykład?
- Na przykład, że lubi męskie zbiorowe towarzystwo, że upodobała sobie bogatych aktorów, którzy cenią drewniane laleczki, że wypłakują się w jej ramionach jak u mamusi.
- Bzdura!
- Więc sam ją o to zapytaj.
- Pytałem - przyznał Stern i w tym momencie poczuł na karku czyjąś dłoń zaciskającą się z okropną siłą.
- Ni uczyli mówić dziń dobry? - usłyszał.
Spróbował się wyrwać.
- Ni puwidzieli, kurwa, ży tu si płaci?
Stern na darmo się szarpał. Dostał silny cios w kark i nerkę i może niewidoczny przeciwnik dalej by się nad nim pastwił, gdyby nie niespodziewane słowa Zięby:
- Możesz go puścić, Karol, ten pan przyszedł ze mną.
- No, chyba ży! - Karol potaknął chamskim i grubym głosem i Stern poczuł, że znowu jest wolny.
- Co za miłe spotkanie. Chciałoby się, żeby trwało wiecznie - szydził inspektor, przyglądając się, jak redaktor rozciera obolały kark. - Powstanie z tego demaskujący tekst i świat dowie się, że Rewka A. daje dupy policjantom. Czyż nie tak? I jeszcze do tego, że Andrzej Z., inspektor policji z komendy wojewódzkiej, nadużywając swojej funkcji, stara się rozwikłać kryminalną zagadkę w ramionach sprzedajnych dziewek.
Byłby jeszcze długo umoralniał Sterna, gdyby nie pulchna kobieta, która pojawiła się w holu. Była ubrana w czerwoną, sięgającą do kostek podomkę i czerwone pończochy z czarnymi podwiązkami - wyglądała jak prawdziwa burdelmama.
- Witam pana Andrzejka - zaszczebiotało rozkołysane sto kilo żywej wagi, trzepocząc pokrytymi henną rzęsami. - Co za miła niespodzianka. Rozumiem, ży ten eligancki kolega czeka z panem w kulejce. Może w czymś pomóc? - zapytała usłużnie. - Proponuję na początek flądrę. Mamy nowy nabytek, śliczna Orleana z Rumunii. Gwarantuję, ży zadowoli nawet wybrednego klienta. No, śmiało, śmiało. Pierwszy raz gratis - zwróciła się do Sterna. - Obiecuję, ży nie będzie pan zawiedziony.
Kiedy znikła w swoim buduarze, Zięba napuszył się jak paw.
- I widzisz, jak może być tu przyjemnie? - zakpił, poklepując dziennikarza po plecach. Przez chwilę milczał, zaciągając się dymem, po czym dodał: - I ta niepowtarzalna atmosfera, gdy każdy chce ci szczerze pomóc. Å propos, czy możesz mi wyświadczyć przysługę?
- Jaką?
- Nie wpieprzaj się do mego śledztwa! - zażądał inspektor, drapiąc się po tłustej głowie.
- A jak nie?
Zięba dogasił peta w doniczce i posłał pod baldachim z palmowych liści trzy śliczne kółeczka dymu.
- No, chyba ży - zacytował Karola - na własne życzenie chcesz zafundować sobie kłopot!
Stern miał zamiar zaprotestować, lecz na korytarzu pojawił się niespodziewanie jego prześladowca i zaczął się przyglądać spode łba rozmawiającym pod palmą gościom. Wyraźnie szukał zaczepki, lecz kiedy usłyszał krzyk panienki dobiegający z pierwszego piętra, przeklął siarczyście, podwinął rękawy i ruszył po schodach na górę uspokoić naprzykrzającego się klienta.Jakub żałował, że nie zapytał Rewki o fakty. Interesujące byłoby dowiedzieć się, czy przypadkiem w dniach, kiedy zdarzyły się morderstwa, pozostali przy życiu panowie korzystali z jej usług. Nie zamierzał jednak pchać się w łapy tego draba z tak błahego powodu.
Wkrótce okazało się, że na zewnątrz także czeka na niego niespodzianka. Ledwie wsiadł do redakcyjnej tatry i zapuścił siłnik, gdy pojawił się za nim nowiutki wiśniowy mercedes z wielkimi lampami. Gdy ruszył, auto wciąż trzymało się za nim jak przyklejone. Nie namyślając się więc długo, raptownie przyspieszył. Niewidoczny kierowca powtórzył jego manewr. Przejechali Królewską i Zamarstynowską i wpadli w wąskie uliczki Krakidałów, by wykazać się swym kunsztem między straganami i końskimi zaprzęgami.
Na Kazimierza Wielkiego Stern wziął nagle ostry zakręt w prawo, wjeżdżając z piskiem na jezdnię tuż przed rozpędzonym tramwajem linii numer 2, dawnej KD, wciąż nazywanej przez lwowiaków „kradną dobrze”. Usłyszał za sobą alarmujący dzwonek, a potem błyskawicznie skręcił w lewo przed dwukonną dorożką o numerze 29 i wjechał w Świętokrzyską, by po kilkudziesięciu sekundach pojawić się znowu na prowadzącej na cmentarz ulicy Janowskiej. Teraz obejrzał się przez ramię i, upewniwszy się, że zgubił ogon, zatrzymał samochód niedaleko cmentarnej bramy, przy żeliwnym hydrancie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Marionetki»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marionetki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Marionetki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.