Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola
Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chorangiew Michala Archaniola
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Dość swobodna atmosfera - zagaiłem, starając się odpędzić ponure myśli.
Pogrzebacz, wysoki chudzielec, przypatrywał mi się przez chwilę z rozbawieniem.
- Jesteśmy w pewnym sensie rodziną - powiedział. - Nie, to nie jest standard - odparł, widząc mój sceptyczny uśmieszek. - O takim modelu organizacji zadecydował Ihor. Część z nas faktycznie walczyła razem w Afganie i Czeczenii, w takich sytuacjach można człowieka poznać - stwierdził. - Bardzo dobrze poznać… Kiedy wróciliśmy, okazało się, że nie ma dla nas ani pracy, ani pieniędzy, czasem łączyło się to z problemami rodzinnymi. Niejedna narzeczona czy żona stwierdziła, że lepszy inżynier albo inny urzędas w garści niż komandos w Afganistanie. Takie życie. - Wzruszył ramionami. - Więc cóż nam pozostało? Zaczęliśmy się zbierać do kupy, pomagać jeden drugiemu, zabiegać o pieniądze dla kumpli. Na leczenie, na protezy, żeby mogli przeżyć następny miesiąc…
- No i w końcu wymyśliliście, skąd wziąć szmal - zgadłem. - Oczywiście tylko dlatego, by pomóc kumplom.
W oczach Pogrzebacza zabłysło coś złowrogiego, jednak opanował się w ułamku sekundy.
- Możesz sobie kpić - syknął - ale nie możesz nas osądzać. To nie ciebie posłano na śmierć, nie ciebie wyruchało państwo, dla którego walczyłeś, nie ciebie zdradziła żona!
Przytaknąłem znużonym gestem, przypomniała mi się zasada: „Sądź sprawiedliwie”.
- Masz rację - westchnąłem. - Nie mnie was oceniać.
- Nie handlujemy narkotykami - powiedział, nawiązując do ostatnich wydarzeń. - A nikt z nas nie zabiłby dziecka, by je nafaszerować heroiną.
- I wychodzicie na swoje? - spytałem ze zdziwieniem.
- Kiedyś się tym zajmowaliśmy - przyznał. - Ihor skończył z prochami parę lat temu, przy odpowiednim nagromadzeniu kapitału bardziej opłaca się gra na giełdzie i inwestycje w bankowość. Porównywalny zysk, a ryzyko żadne.
- To dlatego jesteście tacy pomocni w tej kwestii?
- Między innymi, ale reszta to nie twój zakichany interes, Polaku - warknął. - Przyszedłeś tu po prośbie, więc lepiej przygotuj sobie dobrą gadkę, bo chłopcy są odporni na perswazję.
- Po prośbie? - spytałem z udanym zdziwieniem.
- Ihor to od razu przewidział. Powiedział, że zaczynasz myśleć kategoriami pola walki, a nie prawniczymi.
- Ten komplement zaparł mi dech w piersi - mruknąłem. - I cieszę się, że wiesz, co znaczy słowo „kategoria” - dodałem złośliwie.
- Słabo, słabiutko - posumował mnie Pogrzebacz. - Myślałem, że stać cię na więcej, ale to pewnie ten stres…
Udałem, że nie wzrusza mnie jego kpina, zabębniłem palcami po stole. Nie ulegało wątpliwości, że ludzie, których chciałem przekonać, byli sprytniejsi, bardziej bezwzględni i dużo bogatsi ode mnie. Szansa, że mnie wysłuchają, nie była wielka, choć stawka wysoka. W podwarszawskim magazynie miało się znajdować ponad pół tony heroiny, a możliwość radykalnego zniechęcenia hinduskich gangów do ekspansji na teren Polski też powinna okazać się coś warta. Ile potrafię poświęcić, aby osiągnąć ten cel? Na jakie kompromisy pójdę? Miałem wrażenie, że wsysa mnie jakiś nieznany świat, gdzie znikają wszystkie barwy, a jedynym kolorem jest szary…
Kiedy wyszedłem na środek sali, Magik zadzwonił lekko widelcem w kieliszek, mimo gwaru wszyscy usłyszeli sygnał. Jeden z Rosjan dopilnował, żeby cała obsługa opuściła pomieszczenie. Zapanowała cisza, znalazłem się w centrum uwagi.
- Nasz przyjaciel ma nam chyba coś do powiedzenia - oznajmił z uśmiechem Ihor.
Obrzuciłem go ponurym spojrzeniem, a potem w paru zdaniach przedstawiłem swoją propozycję.
- Co z tego będziemy mieli? - zapytał wprost jeden z biesiadników. - I po cholerę te zastrzeżenia, by zostawić przy życiu tych, którzy nie będą walczyć?
- A co to za różnica? - odburknąłem. - Musisz zabijać wszystko, co się rusza?
- Różnica jest taka, że jeśli celem jest likwidacja magazynu i jego… obsługi, można zastosować zupełnie inne procedury, niż w wypadku, kiedy mamy selekcjonować wrogów na tych z bronią i bezbronnych. To tak, jak na wojnie: jeśli walczysz o jakąś ulicę i widzisz, że strzelają do ciebie z małego białego domku, to nie wpadasz tam ze swoimi ludźmi, wdając się w strzelaninę na każdym pół-piętrze, tylko dzwonisz do dowódcy najbliższej baterii moździerzy i mówisz: „Wania, pierdolnij w ten domek”.
- Nie można pierdolnąć w ten domek - powiedziałem stanowczo.
- Niby dlaczego? I powtarzam: co z tego będziemy mieli?
Powiodłem wzrokiem po biesiadnikach, nie wyglądało na to, abym kogokolwiek przekonał.
- Pozbędziecie się konkurencji - rzuciłem bez przekonania.
- Słaby argument. - Pokręcił głową Ihor. - Zrobiłem już swoje, zawiadomiłem was. Dlaczego mam odwalać waszą robotę?
Postanowiłem wyciągnąć asa z rękawa, skinąłem na Fiedię - wcześniej musiałem mu oddać walizeczkę. Rosjanin otworzył ją i znieruchomiał niczym rażony gromem. A ja uniosłem w górę opakowany w folię fragment sztandaru.
- To chorągiew Michała Archanioła. Nie oferuję wam pieniędzy ani żadnych innych korzyści. Jako Chorąży obiecuję jedynie błogosławieństwo Archistratiga dla tych, którzy podejmą walkę w jego imieniu. O ile w jej trakcie będą przestrzegać jego kodeksu.
- To… to autentyk? - wykrztusił Ihor.
Rosjanin, tak jak i inni, zerwał się na nogi i wpatrywał z niedowierzaniem w strzęp sztandaru.
- Przecież wiesz - odezwałem się łagodnie. - Czujesz to.
Magik podszedł bliżej, przeżegnał się i ucałował ze czcią chorągiew.
- Wchodzę w to - odezwał się Pogrzebacz. Zawtórowali mu inni. Wygrałem. Starając się nie okazywać żadnych uczuć, schowałem relikwię do walizki. Ihor uciszył towarzystwo oszczędnym ruchem dłoni.
- Jest jeden podstawowy warunek - odezwał się cicho. - Jeśli go nie spełnisz, cała sprawa będzie nieaktualna.
- O co chodzi? - rzuciłem szorstko.
Poczułem, jak skronie ściska mi niewidzialna obręcz. Wygrałem - akurat…
- Nie będziesz brał w tym udziału - oświadczył stanowczo.
- Niby czemu?! - warknąłem. - To moja sprawa i mój kraj!
- Proszę, jaki kogucik - parsknął jeden z Rosjan.
- To nie jest trzęsimajtek - powiedział Fiedia Pogrzebacz. - Zabił Wasię Kruka. Gołymi rękoma.
- No to w czym problem? - spytał tamten uparcie, choć dużo mniej agresywnie.
Najwyraźniej rekomendacja Pogrzebacza miała swoją wagę.
- Dżuma - odpowiedział krótko przyboczny Ihora. - To kumpel Dżumy, no i aktualny Chorąży. Wyobrażasz sobie, co zrobiłby Dżuma, gdyby się okazało, że ten tutaj zginął w czasie naszej akcji?
Pobladłe nagle twarze obecnych świadczyły, że sobie wyobrażają.
- Żadnej dyskusji - zarządził. - Jeśli się nie podporządkujesz, nie kiwniemy palcem.
Ze złością kopnąłem najbliższy stół. Nie wierzyłem nawet w ułamek tego, co powiedział mi Pogrzebacz. Miałem przed sobą zimnokrwistych bandziorów i morderców, gdybyśmy stanęli przeciwko sobie, bez namysłu nacisnąłbym spust.
Jednak wyglądało na to, że relikwia wyzwoliła w nich resztki człowieczeństwa, sprawiła, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów poczuli chęć zrobienia czegoś dla innych, a ja zostałem skazany na stanie z boku. Czułem strach przed tą akcją i na pewno bałbym się jeszcze bardziej, gdyby doszło do starcia, ale posyłanie do walki innych ludzi, podczas gdy sam mam siedzieć w bezpiecznym miejscu, wydało mi się trudne do wytrzymania. Wstydziłem się.
- Taki los dowódcy - odezwał się Fiedia Pogrzebacz. - Śle do bitwy innych, a sam czeka…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.