Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola

Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dopadłem chudzielca z wściekłością, złapałem za ubranie. Nie bronił się, nie wyczułem w nim cienia kpiny. W jego wzroku wyczytałem jedynie zrozumienie pomieszane z nutą goryczy. Opuściłem ręce.

- Niech będzie, zgadzam się - wymamrotałem.

* * *

Szarzało. Objuczeni bronią i sprzętem ludzie Magika podchodzili pod magazyn. Dwóch niosło taran, wszyscy założyli maski przeciwgazowe. Tuż przy budynku podzielili się na zespoły szturmowe, wiedziałem, że z pewnej odległości ubezpieczają ich snajperzy. Zagryzłem wargi - mój udział w akcji sprowadzał się do obserwacji i pilnowania sztandaru.

Poranną ciszę przerwał huk wystrzeliwanych granatów z gazem łzawiącym, jednocześnie Rosjanie zaatakowali główne drzwi taranem. Strzelano w okna na parterze, starając się stworzyć strefę bezpieczeństwa dla wdzierających się do wewnątrz zespołów. Po chwili usłyszałem brzęk wybijanych szyb - trzeba było oczyścić framugi z odłamków szkła. Drzwi ustąpiły po piątym uderzeniu, jeden z Rosjan cisnął do środka granat hukowy, inny ruszył przodem, osłaniając całą grupę niesioną przed sobą tarczą balistyczną. Dwa okna zostały już sforsowane, pod ostatnim ktoś na czworakach stworzył „schodek”, aby ułatwić kolegom wdarcie się na wysoki parter. Z budynku dobiegały strzały i wybuchy granatów. Na szczęście najbliższe zabudowania znajdowały się niemal dwa kilometry stąd, miałem nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na całe zamieszanie. Skrzywiłem się, słysząc, że w uwerturę pisaną dotąd na karabinki Heckler & Koch wkradają się obce nuty - Hindusi zaczęli się bronić. Po kilku minutach hałas ucichł, czasem tylko odzywały się podobne do warknięcia krótkie serie i pojedyncze wystrzały ze strzelb gładkolufowych. Ludzie Ihora wygrali, teraz wykańczali niedobitków. Odetchnąłem.

Kiedy w drzwiach stanął Fiedia Pogrzebacz, ruszyłem energicznym krokiem w stronę budynku. Przyboczny Magika rzucił na ziemię maskę przeciwgazową, z wyraźną ulgą pozbył się soczewek kontaktowych i założył okulary.

- Nie lubię tego nowoczesnego gówna - mruknął, chowając kontaktówki. - Starość nie radość…

- Jakie straty? - zapytałem szybko.

- Dwóch rannych, wyjdą z tego bez problemu. Postrzał w przedramię i w udo, ale obie rany czyściutkie, żadna kość nienaruszona. Mieliśmy szczęście… - odparł, mierząc mnie dziwnym spojrzeniem.

- Co z Hindusami?

- Wszyscy nie żyją, poza jakąś wystraszoną dwunastolatką, teraz gada z nią Dimka, on zna hindi.

- Gdzie jest ta mała?

- Drugie piętro i na lewo. - Machnął ręką.

Wbiegłem po schodach, mijając kilka ciał w negliżu, ale za to z bronią. Wyglądało na to, że Rosjanie dotrzymali słowa i zabili tylko stawiających opór. Wokół śmierdziało prochem, gównem i krwią. Jak to po walce.

Dimka - wysoki, barczysty mężczyzna - siedział na skraju łóżka, w którym kuliła się wątła i najwyraźniej śmiertelnie przestraszona dziewczynka. Wyglądała co najwyżej na dziesięć lat. Miała na sobie jedynie coś w rodzaju koszuli nocnej nie pierwszej czystości. Na pytania Rosjanina odpowiadała monosylabami, nie wyjmując kciuka z buzi.

- I jak? - rzuciłem, skinąwszy w stronę dziecka.

- Jest sierotą, porwali ją z wioski w okolicach Kanpuru, to takie miasto na północy Indii - wyjaśnił. - A może sprzedali?

- Sprzedali?!

- Trudno mi ustalić szczegóły, bo ona mówi w miejscowym dialekcie. Po śmierci rodziców mieszkała u wujka, być może ten się dogadał z gangsterami i… - Dimka wzruszył wymownie ramionami. - Teraz ważniejsze, co chcesz z nią zrobić, Polaku?

Drgnąłem nerwowo, słysząc chrząknięcie za plecami. Nie zauważyłem, że naszej rozmowie przysłuchiwał się Ihor.

- Mam krewnych w Stanach Zjednoczonych - powiedział. - Mogę ją tam wyekspediować i dopilnować, żeby została dobrze przyjęta. Do Indii lepiej jej nie odsyłać.

- Ile to będzie kosztować?

- To dla mnie drobiazg - stwierdził. - Nie zawracaj sobie tym głowy.

W jego głosie wychwyciłem niesłyszaną do tej pory nutę. To była niemal prośba.

- Jeśli chcesz - odparłem niepewnie.

- A więc nie ma sprawy - zakończył. - Zajmę się też… obróbką ciał. - Uśmiechnął się krzywo. - A teraz chodź ze mną.

Wyszliśmy na otoczone murem podwórze. Na ziemi leżał stos opakowanych w folię pakietów. Stojący nieopodal Pogrzebacz odkręcał właśnie kanister z benzyną.

- Chcesz sprawdzić, czy to prawdziwa hera, zanim poleję? - spytał.

Zaprzeczyłem, nie sądziłem, aby Rosjanie chcieli mnie oszukać. Kiedy zapłonął ogień, cofnęliśmy się o kilkanaście metrów.

- Lepiej nie wdychać dymu - mruknął Ihor. - Kazać któremuś z chłopców, żeby cię odwiózł do miasta?

- Tak, poproszę.

Kiedy się żegnaliśmy, wyciągnął do mnie rękę. Uścisnąłem ją.

* * *

Każdy, kto mieszka w kamienicy, przywyka z czasem do porannych odgłosów: spieszący się do pracy sąsiedzi, trzaskanie drzwi, warkot samochodów za oknem - to wszystko stanowi jedynie kontrapunkt dla panującej w mieszkaniu ciszy. Zresztą nie można porównywać hałasów wielopiętrowego bloku z tymi, jakie są słyszalne w przedwojennym budynku. Nie ta akustyka. Jednak dzisiaj coś przebiło się przez dźwięki tła, wyrwało mnie ze snu. Komórka. Jednym skokiem dopadłem telefonu. Mam zastrzeżony numer i nie podaję go na prawo i lewo, niemal nie zdarza się, aby ktoś zadzwonił do mnie w jakiejś błahej sprawie, no a przynajmniej nie o tej porze - o szóstej rano. Maks.

- Co się stało?! - rzuciłem gorączkowo.

- Nic specjalnego, przepraszam - odezwał się ze skruchą. - Nie pomyślałem, która godzina.

- Piłeś coś? - spytałem.

Byłem zszokowany, głos wujka brzmiał radośnie, niemal bełkotliwie. Nie, to nie przez alkohol. Coś więcej… Albo spełnił marzenie swojego życia - cokolwiek to było, albo wyruszył na chemiczną wycieczkę. Na plecach poczułem strużki zimnego potu.

- Odrobinę - przyznał. - Chcę cię zaprosić dzisiaj do siebie, zapraszam wszystkich.

- Maks! - warknąłem. - Co się dzieje?!

- Twoje starania odniosły wreszcie skutek. No wiesz, z Sylwią.

Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, o co mu chodzi, wreszcie załapałem.

- Twoja platoniczna zaczęła z tobą rozmawiać?

- Rozmawiać także… Bo to wszystko szybko poszło.

Odetchnąłem z ulgą.

- Gratuluję - odparłem, starając się nie okazywać rozbawienia.

- Wygłupiłem się, prawda?

- Tylko trochę.

- Przepraszam - powtórzył. - Nie powinienem chwalić się akurat tobie, w twojej sytuacji…

- Maks! - przerwałem mu znużonym tonem.

- Tak?

- Jesteś świetnym facetem, ale jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie, to bije cię na głowę każdy czterolatek.

Naprawdę nie próbuj zastanawiać się, co kto czuje, dobrze? Albo ogranicz się do sytuacji, kiedy przygniatasz komuś gardło spadochroniarskim butem. Wtedy, być może, dasz radę to ocenić. Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś, i zapewniam cię, że nie poczułem żadnej zawiści czy dyskomfortu w związku z tym, że wreszcie ci się powiodło. Może gdyby pochwalił mi się ktoś inny… Przyjadę, gdy tylko zjem śniadanie - zapewniłem. - Aha, ściągnij koniecznie Marka, mam do niego sprawę.

- On dopiero wczoraj wrócił…

- Ściągnij go - powtórzyłem.

- W porządku, czekam - zakończył rozmowę.

Toaleta i śniadanie nie zabrały mi dużo czasu, godzinę później jechałem już do Maksa. Żołądek nadal miałem nadwrażliwy i nie miało to żadnego związku z dietą. Nękały mnie nerwobóle. Archistratig był ze mnie niezadowolony. Nie do tego stopnia, abym przestał być Chorążym, ale… Nie miałem wizji, nie przeżyłem żadnego objawienia religijnego, urwały się nawet moje sny o sztandarze, jednak odczuwałem coś w rodzaju więzi, za pomocą której mogłem ocenić swoje akcje w jego oczach. Aktualnie nie stały zbyt wysoko. Naciągnąłem interpretację kodeksu Michała Archanioła do granic możliwości. Cóż, jeśli będzie trzeba, poniosę konsekwencje tego, co zrobiłem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola»

Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x