Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola
Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chorangiew Michala Archaniola
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kiedy zszedłem na parking, zobaczyłem, że Anton także jest w mundurze. Jedyną zauważalną różnicą był fakt, że na jego piersi widniało dużo więcej baretek, z czego trzy czwarte stanowiły odznaczenia bojowe. Wzruszyłem ramionami i wsiadłem do samochodu. Pojechaliśmy.
Przed kwiaciarnią stał liczący na oko ponad tysiąc osób tłum. Zamarłem. Anton westchnął ciężko, ale ruszył naprzód zdecydowanym krokiem. W drzwiach powitała mnie znajoma ekspedientka, za jej plecami piętrzyły się wieńce i wiązanki. Były wszędzie: na podłodze, na ladzie, na półkach…
- Proszę podać mi to, co zamówiłem - powiedziałem, patrząc ze zdziwieniem na panujący w eleganckim do niedawna sklepie galimatias.
- To wszystko jest dla pana - odparła niepewnie. - Obiecał pan, że zabierze kwiaty od mieszkańców Moskwy, ludzie się dowiedzieli i… - Urwała, wykonując bezradny gest. - Wykupili kwiaty od nas i z kilku innych kwiaciarni.
Anton zsunął czapkę na tył głowy, zerknął frasobliwie do środka.
- Naprawdę im obiecałeś? - spytał.
- Naprawdę, ale spodziewałem się kilku wiązanek, a nie tony kwiatów - odparłem oszołomiony.
- Zginęła, walcząc z mafią, u nas w Rosji to jest jak wojna - odezwała się sprzedawczyni. - Ludzie chcą okazać wdzięczność…
Anton wyjął telefon, wybrał jakiś numer, przez moment stał z komórką przy uchu.
- Przyślijcie dwie ciężarówki do kwiaciarni na Czyste Prudy - rzucił krótko. - Tak, na bulwar. Weźmiemy to, co się zmieści do samochodu, po resztę przyjadą za trzy godziny - zwrócił się do ekspedientki
Skinęła głową z namysłem.
- Powiem to ludziom. Bo oni będą stali, póki nie weźmiecie tych kwiatów.
Idąc do samochodu, słyszałem za plecami szmer cichych rozmów. Nikt nas nie zaczepiał, nie zatrzymywał. Powtarzały się frazy „polski Specnaz”, „major Dubrowa”, „obiecali zabrać”. Kiedy Anton ruszył, odchyliłem głowę, przymknąłem oczy.
- Co oni wyprawiają? - wymamrotałem.
- Mamy wojnę - odpowiedział cierpko. - Nasi żołnierze giną w walce z mafią, w Czeczenii, na granicach. Wielu ludzi straciło swoich bliskich w takich starciach, stąd podchodzą do tego trochę inaczej niż u was. W Rosji, jeśli służysz w wojskach ochrony pogranicza, oznacza to, że realnie twój oddział jest w boju. Dlatego u nas raczej rzadko oskarżamy swoich żołnierzy o zbrodnie wojenne - zakończył z ledwo uchwytną złośliwością.
Nie odpowiedziałem. Nie miałem ochoty przypominać mu, że bywa, iż rosyjscy żołnierze popełniają jednak zbrodnie wojenne. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę na warunki, w jakich przyszło im działać.
- To nie jest tak, jak myślisz - odezwał się, obrzucając mnie przelotnym spojrzeniem. - Przeciętny żołnierz nie idzie na wojnę z nastawieniem „będę mordował tych skurwysynów”. To czasem… przychodzi samo.
Kiedy znajdujesz zwłoki przyjaciół, których przesłuchano przed śmiercią za pomocą wiertarki elektrycznej, wypruto wnętrzności, spalono żywcem… Wtedy chcesz im odpłacić, sprawić, by nie czuli się bezpieczni, aby zasypiali w strachu, wiedząc, że ich tropisz. Milczałem.
- Dlatego tak chcemy, abyś znalazł tę relikwię. Może to coś zmieni. Może…
- Naprawdę tak myślisz? - roześmiałem się niewesoło. - Przyniosę wam ten sztandar, a wszyscy zaczną zachowywać się niczym gentlemani? A co, jak tamci znowu kogoś zabiją, storturują, utną głowę? Wybaczycie po chrześcijańsku?
- Nie wiem - wyszeptał cicho. - Jednak mam nadzieję, że ta krwawa jatka jakoś się skończy. Tyle mi zostało, nadzieja…
* * *
Z pogrzebu zapamiętałem tylko ponure werble, salwy oddawane przez żołnierzy o kamiennych twarzach i krótkie, oszczędne mowy wygłaszane nad grobem Anny. Nie było żadnych oficjeli, sami swoi, ludzie, którzy na co dzień robili to, co ona, dlatego nikt nie strzępił języka. Nie było potrzeby. Słowa pożegnania brzmiały sucho, niemal beznamiętnie. Na niewielkim cmentarzu wyrosła kolejna mogiła. Imię, nazwisko, data urodzin i śmierci, stopień wojskowy. Żadnego epitafium. Tylko stos kwiatów, który pokrył całkowicie prostą, marmurową płytę świadczył o uczuciach przybyłych.
Na stypie wzniesiono w milczeniu toast za poległych, nikt nie wspominał życia i dokonań Anny, panowała atmosfera powagi, niemal determinacji, jakby biesiadnicy chcieli powiedzieć: „Dziś ona, jutro ktoś z nas”. Po pogrzebie podszedł do mnie Dżuma i z naciskiem przypomniał o relikwii. Później gdzieś zniknął. Wróciłem do swojego pokoju około północy. Postanowiłem, że następnego dnia wyjadę. Spróbuję odnaleźć sztandar Michała Archanioła, a później… Nie planowałem niczego specjalnego, miałem tylko nadzieję, że poszukiwanie artefaktu wybije mnie z psychicznego marazmu, w jakim przebywałem od chwili śmierci Anny. Nie liczyłem na nic więcej.
* * *
Ze snu wyrwało mnie walenie do drzwi, zapewne miało to świadczyć o wysokim poziomie kultury natręta. To nie był hotel i żaden pokój nie zamykał się od wewnątrz. Zwlokłem się z łóżka dręczony potwornym bólem głowy. Na korytarzu stał Anton w towarzystwie dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn. Mój kumpel niósł mundur i buty, dokładnie tak samo, jak nieznajomy chorąży wczoraj. Tyle że tym razem ekwipunek był zdecydowanie polowy.
- To prezent - wyjaśnił, rzucając wszystko na podłogę. - Masz dziesięć minut, żeby się przebrać i zejść na dół. Zjesz śniadanie, a potem mała przebieżka, coś z sześćdziesiąt kilometrów.
Używając słów powszechnie uznanych za obelżywe, wyjaśniłem mu dobitnie, co sądzę o jego pomyśle. Podprowadził mnie do okna, wskazał niedbałym gestem usytuowany niedaleko basen przeciwpożarowy.
- Jeśli spóźnisz się choć minutę, ci panowie zapewnią ci poranną kąpiel - obiecał.
Obaj „panowie” wykrzywili się uśmiechu, co stanowiło dość przerażający widok. Najwyraźniej skrócenie mięśni będące efektem intensywnych ćwiczeń siłowych dotyczyło w ich przypadku także twarzy.
- Jeszcze o tym porozmawiamy - wycedziłem ze złością, przechodząc do łazienki.
- A jakże - odparł Anton z cieniem uśmiechu na ustach.
Byłem gotowy minutę przed czasem, zdążyłem bez problemu, tyle że pominąłem golenie - nie przypuszczałem, aby kogoś zbulwersował mój zarost. Zszedłem do jadalni i razem z innymi żołnierzami zasiadłem do śniadania. Pilnujący mnie sierżanci wyglądali na nieco rozczarowanych, chyba wiązali jakieś plany z tym basenem przeciwpożarowym…
Tym razem nie było żadnych frykasów - ot, przeciętne, wojskowe żarcie, może nieco powyżej średniej. Jadłem bez specjalnego apetytu, nadal dokuczała mi głowa. Pod koniec posiłku dosiadł się do mnie Anton, tak jak wszyscy ubrany w mundur polowy, w ciężkich, desantowych butach.
- W dawnych czasach wymyślono w Rosji niekonwencjonalną metodę leczenia - zagaił. - Jeśli ktoś był ciężko chory, a lekarstwa nie pomagały, ściągano go z łóżka, dawano w ręce spory kamień i kazano biec. Wynajęty dżygit poganiał batem, by chory żwawo przebierał nóżkami. - Przesłał mi złośliwy uśmieszek.
- Boli mnie głowa - warknąłem. - Chcę jakiś środek…
- Boli cię nie tylko głowa - powiedział, poważniejąc - jednak wyleczymy cię i z tego. Za chwilę zacznie się bieg, po przyjacielsku radzę ci: staraj się, jak potrafisz najlepiej. Bo na trasie będzie sporo chętnych do pomocy dżygitów…
Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, ktoś ostrym głosem podał komendę, wszyscy stanęli na baczność. Wszyscy, oprócz mnie. Do sali wszedł pułkownik, którego pamiętałem z pierwszej wizyty w ośrodku Specnazu. Niedźwiedziowaty, o dobrodusznej, okrągłej twarzy. Popatrzył na mnie przez chwilę, póki nie podniosłem się i nie pomachałem mu ręką. Chciałem delikatnie przypomnieć obecnym, że ja nie jestem w Specnazie… Odpowiedział mi uśmiechem, nie wyglądał na urażonego.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.