– Uwielbiam męskie kosmetyki, a poza tym twój ojciec ma bardzo dobry gust, wszystkie zapachy, jakie ci daje, są świetne – Konstancja stała przed lustrem i z koneserstwem testowała najnowszą (flakon w kształcie granatu) wersję ceruttiego – wprawdzie fahrenheit, którego, jak mówisz, sam używa, nie świadczy o nim najoryginalniej, ale i tak to jest zapach pewniak. W ogóle w pokoleniu twojego ojca jakakolwiek wrażliwość kosmetyczna zdarza się niezmiernie rzadko. Oni do dzisiaj starym strajkowym obyczajem nie myją włosów, chodzą w obsmyczonych peweksowskich swetrach, noszą zapuszczone jeszcze w ośrodkach internowania brody i w najlepszym razie pachną spirytusowymi powielaczami. Koniecznie muszę poznać twojego starego, Patryku!
Wzbierała we mnie powodziowa fala mdłości. Konstancja odwracała się od lustra i stąpała tandetnie baletowym krokiem, co miało sugerować, że spowijające ją woale nowego zapachu utaneczniają ciało. Faktycznie, jej skóra na
męskie wody kolońskie reagowała nieźle, na najnowszą zaś – flakon w kształcie granatu – wersję ceruttiego bardzo nieźle. Powodziowa fala mdłości wzbierała wszakże we mnie z innego powodu. Fraza muszę go poznać w języku Konstancji miała sens wyłącznie biblijny: muszę go przelecieć. Nic innego nie wchodziło w grę. W tym sensie bardzo zresztą z moim starym pasowali do siebie. Ilekroć mój biedny tatuś natężał się w rzekomej ojcowskiej neutralności i napuszenie pytał: A ta twoja nowa znajoma, wieleż sobie wiosen liczy? albo: Twoja nowa koleżanka – któryż jest rocznik to rozbrajające dziecko? – tylekroć było jasne, że napuszoność pytania ma zasłonić jego prawdziwy, podskórny sens: czy ona jest w zasięgu? Kwestia o tyle bezprzedmiotowa, że w miarę jego rosnącego z upływem lat rozpasania wszystkie, nawet najbardziej w swej licealności rozbrajające roczniki wydawały mu się osiągalne.
– Nie palę się do przedstawiania ci mojego starego…
– Dlaczego, Patryku? Pat, czyżbyś był zazdrosny o własnego tatę?
W tym, że Konstancja od czasu do czasu przybierała pozę infantylnej idiotki – było coś pocieszającego. Nawet świadomie sterowane i sporadyczne przypływy głupoty uczłowieczały tę silnie stukniętą intelektualistkę. Na okrągło wysłuchiwałem jej licznych opowieści, pouczeń i wymądrzeń i nie narzekałem: było czego słuchać.
Od słuchania zresztą – jak to u mnie – wszystko się zaczęło. Na drugim roku słuchałem jej wykładów z filozofii prawa. Po zakończeniu któregoś z kolei poszedłem do niej na dyżur. Właściwie chciałem się upewnić, że mam urojenia, że to potworne napięcie, które doktor Konstancja Wybryk we mnie budzi, w gruncie rzeczy nie istnieje albo jest tak jednostronne, że nie ma szans. Myliłem się. Napięcie istniało i nie było jednostronne.
– Po pierwsze mój ojciec nie był żadnym kosmetycznym wyjątkiem w swoim pokoleniu, ponieważ niewiele miał z tym pokoleniem wspólnego.
– Jak to nie miał? A który twój tata jest rocznik?
– Stary urodził się 1§ sierpnia 1952. Dokładnie tego samego dnia i roku co swego czasu dość sławny, a teraz już z lekka zapomniany amerykański aktor Patryk Swayze.
– Co ty mówisz, to bardzo zabawne. Mnie nigdy ta postać nie podniecała… Ale wiesz, ja wielbiłam Jacka Nicholsona, a jak się wielbi kogoś takiego jak Nicholson, to reszta aktorów ma małe szansę…
Miałem absolutną pokusę, żeby zapytać, czy w ramach szeroko pojętej analogii także urodziła się tego samego dnia i roku co Jack Nicholson, ale opanowałem się i poprzestałem na złośliwości tak drobnej, że chyba niezauważalnej:
– Mam nadzieję, że podjęłaś jakieś próby kontaktu, w końcu przy tobie reszta jego wielbicielek też by miała małe szansę.
– Coś ty, jakie próby kontaktu. Oczywiście, jak by mi się chciało, nie byłoby to wbrew pozorom aż takie trudne, do Nicholsona można się łatwo przebić przez Nikitę Michałkowa, a Nikita Michałkow ma paru przyjaciół w Warszawie, nie byłoby z tym wielkiej sprawy… Jack Nicholson – oczywiście tak, „Lot nad kukułczym gniazdem" – oczywiście tak, „Czułe słówka" – oczywiście tak, „Ostatnie zadanie" – oczywiście tak, „Lśnienie" – oczywiście tak, ale aż tak to nie. Aż tak to mnie nie ciekawiło i nie ciekawi. Ciekawi mnie twój urodzony tego samego dnia i roku co Patryk Swayze, stary. I co? Czerpał z tej zbieżności wielkie satysfakcje? Ważny był z tego powodu?
– Tak, podobno z początku ekscytował się tym ostro. Ostro i udręczające. Przy czym zachowywał pewną klasę i nie tyle okazywał dumę i ważność z powodu, że urodził się tego samego dnia co sławny gwiazdor, ale raczej zdumiewał się, że tamten, a nie on doszedł do sławy i pieniędzy. Uważał to za złośliwe zrządzenie losu. Jak już Pan Bóg postanowił, że ktoś urodzony 18 sierpnia 52 roku zrobi karierę, to ja naprawdę nie rozumiem, czemu na tego średniaka padło, a nie na innych daleko poważniejszych kandydatów – powtarzał niby ze śmiechem i ironią, a w gruncie rzeczy z bólem i na serio. Ale potem mu przeszło, może nawet zapomniał. Chyba jakoś od połowy lat osiemdziesiątych, jak był już dobrze po trzydziestce, przestał maniakalnie podkreślać, że urodził się tego samego dnia i roku co Patryk Swayze, a poszedł w martyrologię. Ogólnikową bo ogólnikową, ale martyrologię.
– Czyli co? Zmienił sobie datę urodzenia i zaczął utrzymywać, że urodził się tego dnia i roku co Adam Michnik? Czy jak?
Konstancja nie umiała jednak całkowicie nad sobą panować, przy nazwisku Michnik głos się jej załamał pożądliwie – przeszedłem nad tym do porządku dziennego.
– Aż tak to nie. Przestał podawać dokładną datę. Urodziłem się jeszcze za niemiłościwie panującego Josifa Wissarionowicza Stalina, taką sobie dość katastrofalną opracował frazę. Rozumiesz?
– Rozumiem. Widocznie miał za małe poczucie humoru, żeby mówić: urodziłem się za Bieruta, to jednak brzmi gorzej. Albo urodziłem się za towarzysza Tomasza… też nie bardzo…
– Jakiego towarzysza Tomasza?
– Jezu! Jak to jakiego? Bierut miał taki pseudonim partyjny: towarzysz Tomasz.
– No tak… Jak na potrzeby starego określenie stanowczo za mało uniwersalne. – Odruchowo chciałem się upewnić, czy Bierut to był ten gość, który rządził przed wiecznie mylącą mi się parą Gierek i Gomułka, a może na odwrót, ale Konstancja najwyraźniej miała już zakłócony odbiór -
wchodziła w jeden ze swych słynnych transów intelektualnych.
– Rozumiem, bardzo dobrze rozumiem twojego starego, Pat. A w sprawie wylosowania Patryka Swayze rozumiem go jeszcze lepiej. W końcu twój stary musiał, może nawet podświadomie, oddzielić fakty nie tylko dla szpanu, ale i dla logiki. Nie mógł przecież mówić, że urodził się za Stalina, w tym samym dniu i roku co Patryk Swayze, bo wprawdzie Patryk Swayze urodził się w tym sam dniu i roku co on, ale nie urodził się za Stalina. W każdym razie nie da się tak powiedzieć. Stalin był wtedy gdzie indziej, data się zgadzała, ale nie zgadzała się rzeczywistość, bo to dwa osobne światy były. Well. Poza tym obecność Patryka Swayze w życiorysie twojego taty osłabiałaby stalinowski tragizm tego życiorysu. Swayze karykaturuje Stalina, a Stalin unieważnia Swayzego. Nie da się ich pogodzić, bo się w każdym sensie znoszą…
– Oczywiście tak, oczywiście tak – potakiwałem z irytacją, byłem udręczony jej gadulstwem i umysłową sprawnością pozwalającą na natychmiastowe wygłoszenie w każdej sytuacji błyskotliwego eseju na każdy temat, teraz na przykład na temat: „Patryk Swayze a stalinizm"- oczywiście tak.
Читать дальше