Poniedziałek – przyczyny zamachu
Na ulicach ogromna radość. Moi nigeryjscy znajomi, spotykając mnie, klepią po ramieniu, śmieją się, są w świetnych nastrojach. Idę przez rynek – tłumy tańczą, jakiś chłopak wystukuje rytm na blaszanej beczce. Przed miesiącem byłem świadkiem podobnego coup d 'etat w Dahomeju -tam również ulica wiwatowała na cześć armii. Ostatnia seria przewrotów wojskowych jest w Afryce bardzo popularna, wywołuje entuzjazm.
Do Lagos napływaj ą pierwsze rezolucje poparcia i lojalności dla nowej władzy: „Dzień 15 stycznia, mówi rezolucja jednej z tutejszych partii – UPGA (United Progressive Grand Alliance), przejdzie do historii naszej wielkiej republiki jako dzień, w którym po raz pierwszy zdobyliśmy prawdziwą wolność, choć już od pięciu lat Nigeria jest niepodległa. Obłędny pęd naszych polityków do bogacenia się hańbił imię Nigerii za granicą… W naszym kraju wyrosła kasta rządząca, która opierała swoją władzę na sianiu wzajemnej nienawiści, pchaniu brata przeciw bratu, na wykańczaniu wszystkich, którzy byli innego zdania niż oni… Witamy nową władzę tak, jakby była zesłana przez Boga, aby uwolnić naród od czarnych imperialistów, od tyranii i nietolerancji, od oszustw i zgubnych ambicji tych, którzy uważali, że reprezentuj ą Nigerię… Nasza Ojczyzna nie może być miejscem dla wilków politycznych, którzy grabili kraj".
„Powszechna anarchia i rozczarowanie mas – stwierdza rezolucja organizacji młodzieżowej Zikist Movement -uczyniła ten przewrót koniecznym. W latach niepodległości podstawowe prawa człowieka były przez rząd brutalnie gwałcone. Ludziom odmawiano prawa do życia w wolności i we wzajemnym poszanowaniu. Nie wolno im było mieć własnych opinii. Zorganizowany gangsteryzm polityczny i polityka fałszerstw zamieniły wszelkie wybory w farsę. Zamiast służyć narodowi, politycy zajmowali się rozkradaniem pieniędzy. Rosło bezrobocie i wyzysk, a mała klika stojących u władzy feudalnych faszystów nie znała granic w znęcaniu się nad ludnością".
Tak w swojej krótkiej, powojennej historii wiele krajów Afryki przeżywa już drugi etap. Etap pierwszy to była szybka dekolonizacja, zdobywanie niepodległości. Panował powszechny optymizm, entuzjazm, euforia. Ludzie byli przekonani, że wolność oznacza lepszy dach nad głową, większą miskę, ryżu, pierwsze w życiu buty. Że nastąpi cud -rozmnożenie chleba, ryb i wina. Nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie – gwałtownie przybyło ludności, dla której zabrakło jedzenia, szkół i pracy. Szybko miejsce optymizmu zajęły rozczarowanie i pesymizm. Cała gorycz, wściekłość i nienawiść zwróciły się przeciw własnym elitom, które zajmowały się szybkim i zachłannym napychaniem kiesy. W kraju, w którym nie ma wielkiego prywatnego przemysłu, plantacje należą do cudzoziemców, a banki są własnością obcego kapitału, jedyną drogą zrobienia fortuny jest kariera polityczna.
W sumie – bieda i rozczarowanie tych na dole, chciwość i żarłoczność tych na górze tworzą zatrutą, podminowaną atmosferę, którą wyczuwa wojsko; podając się za obrońcę skrzywdzonych i poniżonych, wychodzi z koszar i sięga po władzę.
Wtorek – tam-tamy wzywaj ą na wojnę
Korespondencja z Nigerii Wschodniej zamieszczona dziś w wychodzącym w Lagos dzienniku „The Daily Telegraph":
„Enugu. – Kiedy wiadomość o aresztowaniu premiera Nigerii Wschodniej drą Michaela Okpary dotarła do jego rodzinnego okręgu Bende, we wszystkich okolicznych wioskach – w Ohuku, Ibeke, Igbere, Akyi, Ohafia, Abiriba, Abam i Nkporo – zaczęły bić wojenne tam-tamy, wzywając bojowników plemienia na wojnę. Wojownikom powiedziano, że jacyś ludzie uprowadzili ich rodaka dra Okparę. Z początku wojownicy sądzili, że to dzieło agentów rządzącej koalicji i postanowili rozpocząć wojnę. Wszyscy właściciele oddali swoje wozy do dyspozycji wojowników. W ciągu kilku godzin stolica Nigerii Wschodniej – Enugu – została zajęta przez armię wojowników plemienia uzbrojonych po zęby w miecze, włócznie, łuki i tarcze. Wojownicy śpiewali pieśni wojenne. W całym mieście dudniły tam-tamy. W tym stanie rzeczy wyjaśniono dowódcom kolumn wojowników, że to armia przejęła władzę, a dr Okpara jest żywy, tyle że przebywa w areszcie domowym. Kiedy wojownicy zrozumieli to, co im powiedziano, wyrazili radość i zaczęli wracać do swoich wiosek".
Czwartek, 20 stycznia – podróż do Ibadanu
Pojechałem do Nigerii Zachodniej dowiedzieć się, co ludzie mówią o przewrocie. Na rogatkach Lagos żołnierze i policjanci kontroluj ą samochody i bagaże. Z Lagos do Ibadanu jest 150 kilometrów zielonej drogi, która biegnie między łagodnymi wzgórzami. W ostatnich miesiącach, w czasie wojny domowej, zginęło na tej drodze wielu ludzi. Nigdy nie wiadomo, kogo spotka się za następnym zakrętem. W rowie leżą popalone samochody, najczęściej są to duże limuzyny z rządowymi numerami. Zatrzymałem się przy jednej – ciągle leżą w niej zwęglone kości. Wszystkie miasteczka przy drodze noszą ślady walk. Szkielety spalonych domów albo domy zrównane z ziemią, puste jamy wypatroszonych sklepów, potłuczone meble, ciężarówki wywrócone kołami do góry, zgliszcza. Pusto, ludzie uciekli, rozproszyli się.
Dotarłem do rezydencji Akintoli. Stoi ona na przedmieściu Ibadanu, w willowej, zalesionej dzielnicy ministerialnej, teraz zupełnie wymarłej. Imponujące, luksusowe i kiczowate wille ministrów zdemolowane i puste. Nawet służba gdzieś się wyniosła. Część ministrów zginęła, inni uciekli do Dahomeju. Przed rezydencją Akintoli stoi kilku policjantów. Jeden z nich bierze karabin i idzie pokazać mi rezydencję. Jest to duża, nowa willa. Przy samym wejściu na marmurowej posadzce werandy zakrzepła kałuża krwi. Obok leży jeszcze pokrwawiona galabija. Sterta rozsypanych, podartych listów oraz dwa potrzaskane plastikowe automaty-zabawki, może wnuków Akintoli. Ściany posiekane kulami, cały dziedziniec pełen szkła, siatki w oknach powycinane przez żołnierzy w czasie zdobywania rezydencji.
Akintola miał pięćdziesiąt pięć lat, był tęgim mężczyzną o szerokiej, barokowo wytatuowanej twarzy. W ostatnich miesiącach nie wychodził już ze swojej rezydencji strzeżonej przez policję – bał się. Pięć lat temu był średnio zamożnym adwokatem. Po roku premierowania miał już miliony. Po prostu przelewał pieniądze z konta rządowego na prywatne. Gdzie się ruszyć, wszędzie stoją jego domy w Lagos, w Ibadanie, w Abeokucie. Miał dwanaście limuzyn, zresztą bezczynnych, tyle że lubił na nie patrzeć, siedząc na balkonie. Jego ministrowie też dorobili się w krótkim czasie. Obracamy się tu w świecie bajecznych fortun zrobionych na polityce, ściślej – na gangsteryzmie politycznym, na rozbijaniu partii, fałszowaniu wyborów, zabijaniu przeciwników, strzelaniu do głodnych tłumów. Trzeba to wszystko zobaczyć na tle przygnębiającej biedy, na tle kraju, którym Akintola rządził – spalonego, opustoszałego, zalanego krwią.
Po południu wróciłem do Lagos.
Sobota, 22 stycznia – pogrzeb Balewy
Komunikat Federalnego Rządu Wojskowego o śmierci byłego premiera Nigerii – sir Abubakara Tafawa Balewy:
„W piątek rano wieśniacy z okolic Otta w pobliżu Lagos donieśli, że znaleźli w buszu zwłoki, które przypominały Tafawa Balewę. Znajdowały się one w pozycji siedzącej, oparte plecami o drzewo. Ciało było okryte obszerną, białą galabija, a u stóp leżała okrągła czapka. Jeszcze tego dnia przewieziono ciało specjalnym samolotem do rodzinnego miasta Bauchi (w Nigerii Środkowej). Oprócz pilota i radio-oficera w samolocie znajdowali się tylko żołnierze. Ciało Tafawa Balewy zostało pochowane na cmentarzu muzułmańskim w obecności dużej grupy ludzi".
Читать дальше