Ryszard Kapuściński - Heban

Здесь есть возможность читать онлайн «Ryszard Kapuściński - Heban» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Heban: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Heban»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kolejna książka Ryszarda Kapuścińskiego przekraczająca tradycyjne gatunki reportażu. Heban to złożona z wielu wątków fascynująca, nowoczesna powieść-relacja z 'ekspedycji' w głąb Czarnego Kontynentu, ukazująca Afrykę u progu XXI wieku, Afrykę rozdzieraną wojnami, głodem, epidemiami, korupcją… Znakomite pióro, bogata warstwa faktograficzna, przenikliwa analiza przemian ekonomicznych, cywilizacyjnych, kulturowych i głęboka, osobista refleksja nad kondycją ludzką tworzą niepowtarzalny klimat pisarstwa Kapuścińskiego

Heban — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Heban», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Murzyn to jest Murzyn. Co jak co, ale spać to on musi.

– Kiedy minie pomoc, uruchomimy silnik i zaczniemy uciekać. Noce są teraz takie ciemne, że nawet gdyby próbowali strzelać, wątpliwe, czy w nas trafią.

Kiedy skończyli, zapadło milczenie. Potem odezwały się pierwsze głosy. Jak to zwykle, znaleźli się zwolennicy i przeciwnicy pomysłu. Padały pytania, zaczęła się dyskusja. Z pewnością gdyby były jakieś inne możliwości, ta ucieczka łodzią wydałaby się zbyt ryzykowna i szaleńcza, ale byliśmy przyciśnięci do muru i desperacko przekonani, że za wszelką cenę, właśnie: za wszelką! musimy wydostać się z tej matni. Grunt palił się nam pod nogami i czas naglił. Zanzibar? Z tą samą determinacją, z jaką próbowaliśmy się tu dostać, teraz chcieliśmy stąd wyjechać. Tylko Feliks i Arnold byli przeciw. Feliks uważał, że to głupota i że jest już za stary na takie przygody, a Arnold miał po prostu dużo cennego sprzętu filmowego, który bał się stracić. Żeby nie budzić podejrzeń, zgodzili się jednak zapłacić za nasz hotel, kiedy będziemy już na morzu.

Wieczorem przyszedł drobny, siwy pan ubrany w tradycyjny strój brytyjskich urzędników kolonialnych: w białą koszulę, szerokie białe szorty i białe podkolanówki. Poszliśmy za nim. Ciemności były tak gęste, że ledwie migotała przed nami jego niewyraźna sylwetka: to pojawiając się, to znikając, jak zjawa. W końcu poczuliśmy pod nogami deski – z pewnością byliśmy na molo. Teraz szeptem stary powiedział, żebyśmy schodzili po stopniach do łodzi. Po jakich stopniach? Do jakiej łodzi? Nic nie było widać. Ale kolonialista nalegał, jego głos nabrał tonów rozkazujących, a poza tym, gdzieś w pobliżu mogli czaić się ludzie marszałka polnego. Mark, Australijczyk, duże, masywne chłopisko o szerokiej, poczciwej twarzy, schodził pierwszy, gdyż jeszcze w czasie narady utrzymywał, że umie żeglować i może poprowadzić łódź. On też miał klucz do łańcucha, którym łódź była przypięta do mola, i wiedział, jak uruchomić silnik. Kiedy Mark trafił stopą w dno łodzi, rozległ się plusk i wszyscy syknęli, żeby ciszej! Ciszej! Schodziliśmy teraz po kolei: Anglicy – Peter i Aidan, Niemiec – Thomas, Amerykanin – John, Włoch – Carlo, Czech – Jarek, i ja. Każdy po omacku starał się ustalić kształt łodzi, wyczuć ręką brzeg burty i to, jak są rozmieszczone grodzie, a następnie usiąść gdzieś na ławeczce albo po prostu rozłożyć się wygodnie na dnie.

Stary Anglik szybko zniknął i zostaliśmy sami. Nie było widać żadnych świateł. Panowała głęboka i coraz bardziej przejmująca cisza. Czasem tylko można było usłyszeć plusk uderzającej o molo fali i gdzieś z daleka, z bardzo daleka, dobiegający szum niewidocznego oceanu. Żeby się nie zdradzić, siedzieliśmy w milczeniu, nie odzywając się słowem. John, który miał fosforyzujący zegarek, puszczał go od czasu do czasu w obieg – miniaturowy, świetlny punkcik przechodził z rąk do rąk: 22.30, 23.00, 23.30. Trwaliśmy tak, na dnie ciemności, półsenni, odrętwiali i niespokojni. Aż zegarek Johna pokazał drugą w nocy. Wtedy Mark pociągnął linkę uruchamiającą silnik. Motor, jak znienacka ugodzony zwierz, warknął i zawył. Łódź zakołysała się, uniosła dziób i ruszyła przed siebie.

Port Zanzibar znajduje się na zachodnim brzegu wyspy, tym, który jest najbliżej kontynentu. Logicznie więc, aby dotrzeć do kontynentu, trzeba było kierować się na zachód, a nawet w wypadku Dar es-Salaam na południowy zachód. Ale na razie chcieliśmy jednego – znaleźć się jak najdalej od portu. Mark uruchomił wszystkie moce silnika, łódź lekko drżała, ale sunęła szybko po spokojnej i gładkiej toni. Nadal panowała zupełna ciemność, a od strony wyspy nie słychać było żadnych strzałów. Ucieczka udała się, byliśmy bezpieczni. Ta świadomość wyrwała nas z odrętwienia, poprawiła nastroje. I tak płynęliśmy w tej błogości ponad godzinę, gdy nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Gładka dotychczas toń wody poruszyła się niespokojnie i gwałtownie. Podniosły się fale, które teraz uderzyły o burtę, od razu silne i natarczywe. To było tak, jakby ktoś potężną, mocarną pięścią walił ze złością w łódź. Była w tym wielka determinacja, wściekła furia, ślepa zajadłość, a zarazem zimna systematyczność. Jednocześnie zerwał się wicher i lunął deszcz, taki, jaki bywa tylko w tropikach: deszcz – wodospad, deszcz – ściana wody. Ponieważ nadal było ciemno, zupełnie straciliśmy orientację, gdzie jesteśmy, w jakim płyniemy kierunku. Ale nawet i to przestało być wkrótce ważne, ponieważ łodzią miotała coraz większa i wyższa fala, tak już groźna i rozszalała, że nie wiedzieliśmy, co się z nami stanie za minutę, za chwilę. Najpierw łódź niosło z łoskotem w górę, tam nieruchomiała na moment na niewidocznym szczycie fali, a potem gwałtownie leciała w przepaść, w huczącą otchłań, w ryczący mrok.

W pewnej chwili zalany wodą zgasł silnik. Zaczęło się piekło. Łodzią rzucało teraz na wszystkie strony, obracała się bezwładna i bezbronna w koło i tylko czekaliśmy przerażeni, że wywróci ją następna fala. Każdy trzymał się kurczowo burty. Ktoś krzyczał histerycznie, ktoś wołał Boga na pomoc, ktoś leżał na dnie, jęcząc i wymiotując żółcią. Nawałnica skąpała nas wiele razy, kolejne ataki choroby morskiej wyrwały z nas już całe wnętrzności i jeżeli coś jeszcze w nas istniało, to tylko zwierzęcy, lodowaty strach. Nie mieliśmy żadnych kół ani kamizelek ratunkowych, każda nadciągająca fala mogła nieść w sobie naszą śmierć.

Silnik był martwy, nie dawał się uruchomić. Nagle Peter krzyknął przez wichurę: – Olej! Skojarzył sobie, że taki silnik potrzebuje nie tylko benzyny, ale i zmieszanego z nią oleju. Zaczęli przeszukiwać z Markiem schowek. Znaleźli puszkę i dolali oleju do zbiornika. Mark kilka razy pociągnął za linkę i silnik zapalił. Wszyscy krzyknęli z radości, choć sztorm ciągle szalał. Ale przynajmniej błysnęła jakaś iskra nadziei.

Świt był zrazu ponury, chmury wisiały nisko, ale deszcz ustawał i w końcu zrobiło się widno. Zaczęliśmy rozglądać się – gdzie jesteśmy? Wokół woda i woda, ogromna, ciemna, ciągle rozkołysana. Daleko – horyzont, który unosi się i opada, faluje w jakimś miarowym, kosmicznym rytmie. Potem, kiedy słońce było już wysoko, dostrzegliśmy ciemną linię na horyzoncie. Ląd! Popłynęliśmy w tamtym kierunku. Przed nami był płaski brzeg, palmy, grupa ludzi, a w tyle – chatki. Okazało się, że jesteśmy znowu na Zanzibarze, tylko hen powyżej miasta. Nie znając morza, nie wiedzieliśmy, że porwał nas wiejący o tej porze roku monsun, który na szczęście wyrzucił łódź tutaj, bo mógł ponieść nas do Zatoki Perskiej, Pakistanu lub Indii. Ale takiej podróży nie przeżyłby nikt – umarlibyśmy z pragnienia albo pozjadali się nawzajem z głodu.

Wszyscy wyszli z łodzi i padli półżywi na piasek. Nie byłem w stanie uspokoić się i zacząłem rozpytywać zebranych ludzi, jak dostać się do miasta. Jeden z nich miał motocykl i zgodził się mnie zawieźć. Pognaliśmy przez zielone, pachnące tunele, między krzewami bananowców, mangowcami i drzewami goździkowymi. Pęd rozgrzanego powietrza suszył na mnie koszulę i spodnie – były białe i słone od wody morskiej. Po godzinie dotarliśmy na lotnisko, gdzie liczyłem, że spotkam Karume i on pomoże mi dotrzeć do Dar. Nagle zobaczyłem, że na pasie startowym stoi mały samolot i że Arnold ładuje do kabiny swój sprzęt. W cieniu skrzydła stał Feliks. Kiedy podbiegłem do niego, spojrzał na mnie, przywitał się i powiedział:

– Twoje miejsce jest wolne. Czeka na ciebie. Możesz wsiadać.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Heban»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Heban» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Ryszard Kapuscinski - The Shadow of the Sun
Ryszard Kapuscinski
Ryszard Kapuściński - Another Day of Life
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuscinski - The Soccer War
Ryszard Kapuscinski
Ryszard KAPUSCINSKI - Szachinszach
Ryszard KAPUSCINSKI
Richard Montanari - The skin Gods
Richard Montanari
Ryszard Kapuściński - Cesarz
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Chrystus z karabinem na ramieniu
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Imperium
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Busz po polsku
Ryszard Kapuściński
libcat.ru: книга без обложки
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Podróże z Herodotem
Ryszard Kapuściński
libcat.ru: книга без обложки
Ryszard Kapuściński
Отзывы о книге «Heban»

Обсуждение, отзывы о книге «Heban» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x