Przestraszył się, że dziewczyna zaraz się rozpłacze, do czego zresztą przywykł w swojej pracy. Wiele osób rozkleja się po kielichu.
– Tęsknię za mężem – wyszeptała. Drgały jej ramiona.
– Na długo przyjechałaś? – spytał.
– Na weekend – odparła. Roześmiał się.
– Nigdy nie spędziłaś weekendu bez niego? Zastanowiła się.
– Tylko raz. Na własnym wieczorze panieńskim, siedem lat temu. Łza spłynęła jej po twarzy.
– Nie przejmuj się – pocieszył ją serdecznie. – Pewnie i twój mąż cierpi bez ciebie.
– O Boże, mam nadzieję, że nie – żachnęła się wystraszona Holly.
– A widzisz? Na pewno też wolałby, żebyś nie cierpiała z powodu jego nieobecności. Powinnaś cieszyć się życiem.
– Masz rację – powiedziała Holly, otrząsnąwszy się. – Nie chciałby, żebym była nieszczęśliwa.
– Zuch dziewczyna.
Charlie uśmiechnął się i przerwał rozmowę, bo zobaczył, że zbliża się córka właściciela, jak zwykle z niezadowoloną miną.
– Ej, Charlie! – krzyknęła. – Przestań gadać i rusz szybko tyłek. Chce nam się pić.
Holly osłupiała. Ależ ta kobieta ma tupet. Bil od niej tak silny zapach perfum, że Holly zaczęła lekko pokasływać.
– Masz jakiś problem? – napadła ją nieznajoma.
Holly zmierzyła ją wzrokiem.
– Szczerze mówiąc, mam – wykrztusiła, popijając wodę. – Te perfumy tak cuchną, że zebrało mi się na wymioty.
Charlie kucnął za kontuarem, udając, że szuka cytryny, bo zwijał się ze śmiechu.
– Co z tą obsługą? – rozległ się niski glos. Charlie wyskoczył jak z procy na głos chłopaka córki szefa. To dopiero było ziółko. – Usiądź, kochanie, przyniosę wam drinki.
– Brawo. Wreszcie znalazł się tu ktoś uprzejmy – warknęła i wróciła rozjuszona do stolika. Holly patrzyła, jak kołysze zamaszyście biodrami.
– Jak leci? – zwrócił się ów mężczyzna do Holly, wpatrując się uporczywie w jej biust.
– Dobrze – odparła zwięźle, patrząc przed siebie.
– Jestem Stevie – przedstawił się i wyciągnął rękę.
– Holly – mruknęła i lekko ją uścisnęła.
– Piękne imię. – Przytrzymał jej dłoń. – Mogę ci postawić drinka?
Szybko przeszedł do rzeczy.
– Nie, dziękuję. Już piję. I znów popiła wody.
– No dobra, tylko zaniosę te kieliszki i wrócę postawić drinka ślicznej Holly.
Uśmiechnął się do niej obleśnie i odszedł. Gdy tylko się odwrócił, Charlie wzniósł oczy do nieba.
– Co to za kretyn? – spytała zdumiona Holly.
Charlie parsknął śmiechem, zadowolony, że nie nabrała się na tani podryw.
Ściszył głos.
– Stevie, chłopak Laury, tej blond zdziry. Jej ojciec jest właścicielem tego hotelu, dlatego nie mogę jej stąd wyrzucić, chociaż bardzo bym chciał.
Przyjrzała się dziewczynie. W głowie kłębiły jej się złośliwe myśli.
– Dobranoc, Charlie.
– Już się kładziesz?
Pokiwała głową.
– Najwyższy czas. Minęła szósta. – Postukała w zegarek. – Mam nadzieję, że i ty niedługo się stąd wyrwiesz.
– Mała szansa – odparł i odprowadził ją wzrokiem.
Stevie ruszył za nią. Charliemu wydało się to podejrzane, dlatego podszedł w stronę drzwi, żeby sprawdzić, czy dziewczyna dotrze spokojnie do pokoju. Blondyna, zauważywszy nagłe zniknięcie chłopaka, odeszła od stolika. Teraz oboje wyglądali na korytarz, którym oddalali się Holly i Stevie.
Blondynce aż zaparło dech w piersiach.
– Ejże! – zawołał ze złością Charlie, widząc, jak biedna Holly odpycha pijanego Steviego, który ordynarnie się do niej przystawiał. Pełna obrzydzenia otarła usta. Odtrąciła go z całej siły. – Chyba coś ci się pomyliło, Stevie. Wracaj do baru do swojej dziewczyny.
Stevie zachwiał się lekko i odwrócił. Za nim stała Laura.
– Stevie! – ryknęła. – Jak możesz?
Wybiegła we łzach z hotelu, a tuż za nią protestujący Stevie.
Nazajutrz Holly wybrała się z Sharon na długi spacer po plaży za miastem. Chociaż był październik, jeszcze się nie ochłodziło. Nawet nie włożyła kurtki. Stała w samej bluzie i słuchała delikatnego plusku fal.
– Dobrze się czujesz?
Sharon objęła przyjaciółkę.
Holly westchnęła.
– Zawsze odpowiadam, że dobrze, ale, szczerze mówiąc, nie bardzo. Czy ludzie naprawdę chcą poznać nasze samopoczucie? – Uśmiechnęła się. – Następnym razem odpowiem, że niezbyt dobrze, bo gnębią mnie rozpacz i samotność. Potem powiem, jak mnie wkurza, kiedy wszyscy powtarzają, że czas leczy rany. Nic się nie goi. Codziennie rano budzę się w pustym łóżku, czując się tak, jakby mi ktoś sypał sól na otwarte rany. Jeszcze dodam, jak bardzo tęsknię za mężem i jak czekam na swój koniec, żeby się z nim połączyć. – Holly urwała na chwilę. – Co ty na to?
– Oj!
Sharon podskoczyła. Holly spochmurniała.
– Ja ci się zwierzam, a ty potrafisz tylko pisnąć „oj”?
Sharon przyłożyła rękę do brzucha i roześmiała się.
– To nie do ciebie, głuptasie. Dziecko kopnęło! Dotknij!
Holly dotknęła zaokrąglonego brzucha Sharon i poczuła delikatne kopnięcie. W oczach obu dziewczyn stanęły łzy.
– Gdyby moje życie było pełne takich cudownych chwil, przestałabym narzekać.
– Niczyje życie nie składa się wyłącznie z dobrych chwil.
– Oj! – znów zapiszczały chórem.
– Ten chłopak zostanie piłkarzem tak jak jego tata!
– Chłopak? – spytała Holly. – Już wiesz, że to chłopak?
Sharon pokiwała głową, promieniejąc szczęściem.
– Holly, poznaj małego Gerry’ego. A ty, Gerry, poznaj swoją mamę chrzestną.
Holly uśmiechnęła się, kartkując listopadowy numer pisma, w którym pracowała. Czuła podniecenie – nazajutrz, pierwszego listopada, nakład znajdzie się w sprzedaży. Jej pierwszy numer trafi na półki, a poza tym będzie mogła otworzyć listopadowy list od Gerry’ego. Zapowiadał się dobry dzień.
Chociaż sprzedawała tylko miejsca reklamowe, szczyciła się, że jest członkiem redakcji, która wydaje magazyn z prawdziwego zdarzenia. Czuła, że naprawdę się sprawdza.
Czas się zabrać za grudniowy numer, uznała. Najpierw jednak musi zadzwonić do Denise.
– Halo? Tu ohydny, staromodny, koszmarnie drogi sklep z ciuchami. Mówi wkurzona kierowniczka. Czym mogę służyć?
– Denise – wybąkała zdumiona Holly. – Nie możesz tak odbierać telefonu!
Koleżanka zachichotała.
– Mam prezentację numeru, wiedziałam, że to ty.
– Nagrałaś mi się na sekretarkę.
– Dzwoniłam, żeby potwierdzić twój udział w balu. W tym roku Tom opłaca stolik.
– W jakim balu?
– Gwiazdkowym, na który chodzimy co roku, matołku.
– A no tak. Przepraszam, ale w tym roku nie mogę.
– Przecież jeszcze nie wiesz, kiedy się odbędzie – zaoponowała Denise. – Tym razem trzynastego listopada. Możesz!
– Wybacz, Denise – przeprosiła Holly. – Ale przez dziesięć lat chodziłam z Gerrym. Nie dam rady.
– To ja przepraszam. Nie pomyślałam – odpowiedziała Denise. – Nie idź, jeżeli masz się źle czuć. Wszyscy zrozumiemy.
Holly odłożyła słuchawkę, obiecując, że zadzwoni później, kiedy podejmie decyzję. To przecież tylko głupi bal, nie musi iść, jeżeli nie ma ochoty. Tyle że ten głupi bal przypominał jej chwile znakomitej zabawy. Uwielbiali ten wieczór w gronie przyjaciół. Jeżeli pójdzie bez Gerry’ego, przekreśli ich tradycję, zastąpi szczęśliwe wspomnienia całkiem innymi. A tego nie chciała.
Читать дальше