– No, nareszcie przyszedł na ciebie koniec! Shirley unosi głowę. Z sypialni dochodzą jakieś zduszone okrzyki, łomot mebli, głuche stęknięcia, jakby toczyła się tam walka o mistrzostwo świata wszechwag! Ania domyśla się, że dziadkowie znowu uzgadniają swoje poglądy na historię lub bieżącą politykę. Pospiesznie odciąga Shirley schodów, sadza ją na kanapie przed kominkiem, obejmuje ramieniem w siostrzanym uścisku i pospiesznie, by zagłuszyć dochodzące z góry efekty, kontynuuje opowieść o amerykańskiej doli ojca Shirley:najpierw John zaczął tu pracować jako tragarz portowy, potem malował mosty w Chicago, pracował na budowach…
– W Detroit on był varnisher w fabryce „Forda” – Shirley uzupełnia życiorys o nieznany Ani epizod.
– Ale uciekł z Detroit, jak ja się urodziłam.
– Why? -On się wstydził przed Polakami, że on był z moją matką.
– Ale przecież zostawił pierścionek u mister Septembra. On był dla twojej matki.
– Pod warunkiem, że ona przyjmie waszą wiarę. -Dlaczego tego nie zrobiła? – Bo powiedziała, że dla mężczyzny nie będzie zmieniać swego Boga.
– Bóg jest jeden.
– No! – zaprzeczyła gwałtownie Shirley.
– Jak się jest czarnym, to się dobrze wie, że wasz pan Bóg popiera białych! – Co ci przyszło do głowy?! Biali niechętnie dzielą się swoim Bogiem z czarnymi. Wystarczy posłuchać, co tam się dzieje na górze, by wiedzieć, że pan Bóg Johna Pawlaka i jego rodaków nie lubi ciemnej skóry! Shirley nie ma wątpliwości, że ona jest przyczyną tej awantury na górze: brat jej ojca nie może się pogodzić z jej istnieniem… Z góry dobiegł łomot padającego krzesła. Ania uruchomiła telewizję, by zagłuszyć odgłosy zmagań, od których drżał sufit. Zaczęła przekonywać ciocię Shirley że te okrzyki są objawem radości z odzyskania córki Johna, że tam na górze obaj dziadkowie wznoszą właśnie radosne toasty za jej odnalezienie. Shirley musi wiedzieć, że już od dawna te dwie rodziny przestały się kłócić; między Pawlakami a Kargulami od lat panuje idealna zgoda; nawet płot między sobą znieśli, gdyż nic ich nie dzieli; a w ogóle to Polacy żyją w jedności i zgodzie, o nic się nie kłócą ani między sobą, ani z władzą, you understand, Shirley? Zadrżała powała, rozległ się wrzask Pawlaka: – Ty łapciuchu jeden! – Ania, zerkając ku górze, czy aby stamtąd przez barierkę nie spadnie raptem ciało jednego zjej dziadków pokonanego w tej śmiertelnej walce, powiedziała do Shirley z pogodnym uśmiechem: – Polacy mają wielki temperament, you see? Shirley przyjęła to oświadczenie ze zrozumieniem; sure, oczywiście, wie o tym, samo jej istnienie na tym świecie jest niezbitym tego dowodem…
– Przez ciebie musiał na obcych tyrać! – darł się Pawlak, klęcząc okrakiem nad Kargulem i ściskając oburącz jego gardło.
– Źle nie miał – wycharczał Kargul.
– Jak artysta filmowy żył! – Żeby jego wilcy, no! – Kaźmierz starał się pięścią wcisnąć mu z powrotem w gardło te obraźliwe słowa.
– To ty na Jaśka zaproszenie tu przyjechał, żeby jemu opinię szargać?! Zaparł się o poręcz łoża i zepchnął cielsko przeciwnika na podłogę. Podłoga jęknęła, Kargul stęknął głucho dusząc się w uścisku Kaźmierza. Poderwał kolana, wyrzucając napastnika w powietrze. Pawlak zatrzepotał rękoma, próbując złapać równowagę, po czym zwalił się na plecy i przebierał rozpaczliwie nogami niczym przewrócony żuk. Shirley poderwała się z kanapy, chcąc biec na ratunek. Ania chwyciłają za rękę, nieomal siłą posadziła obok siebie i podsunęła przed oczy fotografię rodzinną, na której pysznił się żółtością traktor Ursus C-330, blikował w słońcu ekran radzieckiego telewizora „Rubin”, który dziadek Pawlak kazał wystawić jako świadectwo ich zamożności na parapecie otwartego okna; z boku stał fiat 125p, pożyczony do zdjęcia przez wójta Fogla; właśnie czerwony maluch najbardziej zainteresował Shirley. Nie Zenek, mąż Ani, nie Marynia i Anielcia, lecz właśnie produkt polskiego przemysłu motoryzacyjnego.
– Samochód? – Shirley była wyraźnie tym rozbawiona.
– To jak wy się w takim czymś kochacie? Ania wytrzeszczyła na nią oczy: do tej pory nawet nie przyszło jej do głowy takie zastosowanie pojazdu mechanicznego.
– Kogo ty bronisz?! Tej czarnej?! – Kargul wdrapał się już na łóżko i zasłaniając się poduszką przed pięściami Kaźmierza usiłował przemówić mu do rozumu.
– Taż to zawołoka jakaś, a ty ją za swoją masz! Zdążył już zapomnieć o chrześcijańskim stosunku do bliźniego, który jeszcze pół godziny temu pozwolił mu twierdzić, że „ostatecznie dziki też człowiek”.
– Drań sobaczy! Zabieraj ty się z mojej Ameryki! – wrzasnął Kaźmierz, wskazując Kargulowi drzwi.
– Odkąd to ona twoja, a? – Odkąd tu groby mam i rodzinę! – Awo, jaki to familijny – szydził Kargul, niebacznie wyglądając spoza poduszki.
– Ale co chcieć od takiego konusa! Jemu starczy żeby baba miała dłuższą nogę jak on cały, to on dla niej honoru zaprze sia! – Jak powiedział?! Konusie?! – Kaźmierz aż zapiał i z furią ponownie natarł na odsłoniętego przeciwnika.
– Ty koniosraju jeden! Przywalony poduszką i ciałem Kaźmierza Kargul wierzgał w powietrzu długimi nogami.
– Czep się swojej Murzynki, konusie jeden! – zza knebla poduszki doszło jego charczenie. W tym momencie w drzwiach sypialni stanęła Ania. Dopadła do Kaźmierza i jęła nim potrząsaćjak pniem dzikiej gruszy, z której chce się otrząsnąć dojrzałe ulęgałki.
– Dziadku! Ona patrzy! Pawlak obejrzał się przez ramię. Oparta o framugę stała Shirley. Kaźmierz, uśmiechając się krzywo, opadł na łóżko obok Kargula, szczypiąc go w udo, by ten też skierował ku Shirley pogodny uśmiech.
– Ja jej powiedziałam, że wy żyjecie w idealnej zgodzie, że w Polsce nie ma konfliktów…
– Że też masz sumienie tak łgać – ofuknął Kargul wnuczkę, równocześnie starając się olśnić Shirley garniturem swoich żółtych zębów.
– Myślałam o konfliktach rasowych! – Awo! Ty nie dziwacz, bo sama dobrze wiesz, że u nas podział rasowy jest na partyjnych i bezpartyjnych…
– To są szczegóły – Ania zbyła to niecierpliwym gestem.
– Ona jest nastawiona antyimperialistycznie! – Prosto jak nasz rząd! -wykrzyknął zaskoczony Pawlak.
– Powiedziałam jej, że socjalizm to równość! – I jak? – Kaźmierz rzucił podejrzliwe spojrzenie na Shirley.
– Uwierzyła?! – Ona nam nie ufa. Na razie się
wszystkiemu przygląda.
– Ty słyszał? – Pawlak półgębkiem zwrócił się do leżącego obok Kargula.
– Żadne hańdry-mańdry, bo to ma teraz polityczne znaczenie! Zsunął się z łóżka, wciąż okraszając swoją twarz sztucznym uśmiechem. Ania objęła Shirley i jakby pragnęła ją przekonać, że odtąd należy do rodziny, wepchnęła ją w ramiona Pawlaka. Kargul westchnął: – Obiektywnie patrząc, popadli my w kałabanię – złapał czujne spojrzenie Pawlaka i zgodnie z instrukcją nadal szczerzył zęby do Shirley.- Bajstruk może każdemu przytrafić sia, ale mógł Jaśko wybrać se matkę w innym kolorze. Słysząc to Pawlak objął Shirlej promiennym spojrzeniem i pokiwał kilka razy głową, jakby potwierdzał wypowiedziany pod jej adresem jakiś komplement, a do Kargula rzucił przez zaciśnięte zęby: – Żeby ja wiedział, że ty taki rasista, to ja by ciebie do Ameryki nie wziął! Taki bałwatuńcio aby na Heroda do szopki nadaje sia, a nie na eksport!
Tym razem Ania pozwoliła Franciszkowi Przyklękowi wziąć się za rękę. Zeszła na dół do basementu poprosić stroiciela, by zagrał coś polskiego na fortepianie. Może Szopen czy Paderewski przekonaliby ciocię Shirlej do polskości? Ona ma żal do swego ojca, a równocześnie czuje, że dla wszystkich w tym domu jest kimś obcym. Trzeba poszukać jakiejś drogi porozumienia…
Читать дальше