– Dla spokojności. Taż to sioook! Ostatni raz ja coś takiego przeżył, jak czterdzieści lat temu 17 września bolszewiki wbili nam nóż w plecy… Tylko takie porównanie przyszło mu na myśl, gdy łowił uchem prowadzoną po angielsku rozmowę Ani z ciocią Shirley. Jedno porównanie szoku z 17 września 1939 roku z tym z września 1979 było całkiem trafne: -ten pierwszy był Wynikiem wydarzeń historycznych; na które nie mieli wpływu, o ten drugi nie mógł jednak wprost oskarżyć historii… Na dole w living-roomie leżał na dywanie przed kominkiem widomy owoc grzechu Johna Pawlaka i to w kolorze, w którym Kaźmierz dotąd nie gustował. Ale nie mógł na to zamknąć oczu, iż owoc ten zrodził się z Pawlakowych korzeni. Obcy był, a jednak trochę swój. Wyjrzał z pokoju, przykucnął przy barierce podestu, by przyjrzeć się z ukrycia temu nie chcianemu spadkowi po Johnie. Ania i Shirley siedziały na dywanie przed kominkiem. Obie były smukłe, długonogie, gibkie, tylko że jedna miała duże, czarne oczy. długie, czarne włosy i skórę w kolorze cygara, druga zaś miała włosy płowe, oczy niebieskie i skórę jak dojrzałe zboże. Ania chciała wiedzieć wszystko o cioci Shirley: co wie o swoim ojcu, a jej ojcu chrzestnym? Czy wie, skąd się wziął w Ameryce? Co go tu przygnało? Shirley wzrusza ramionami: tu każdy skądś się wziął! Tu się nie pyta nikogo, kim jesteś, tylko ile masz. A mając taki dom John należał do klasy posiadaczy, na której wspiera się ustrój imperialistyczny… Ania czuje się zaskoczona tymi poglądami: John Pawlak, ojciec cioci Shirley, tyle ma wspólnego z imperializmem co dziadkowie Ani z komunizmem! Wszyscy zmuszeni byli żyć w ustrojach, których nie wybierali. Shirley musi wiedzieć, że John Pawlak też sam nie wybrał Ameryki, musiał do niej uciekać przed więzieniem! – Przed więzieniem? – dziwi się Shirley.
– A co przeskrobał? – Bronił swojej ziemi.
– Przed kim? Przed Niemcami czy przed Rosjanami? – Przed sąsiadem – mówi Ania. Widzi rozszerzone zdumieniem oczy Shirley i wtedy pojmuje, że musi ją wprowadzić w genealogię wojny sąsiedzkiej między
Pawlakami a Kargulami. Ale jak doprowadzić do jej świadomości, że pół wieku temu we wsi Krużewniki, starostwo Trembowla, województwo tarnopolskie, chłopi mierzyli ziemię nieomal łyżkami a bronili jej” kosą?” Ania kładzie na dywanie kolorowy magazyn „Harpers” i zaczyna swoją szkolną angielszczyzną wyjaśniać, że jedna strona rozłożonego pisma jest jakby polem Pawlaków, druga zaś Karguli.
– It's was feeld of Pawlak. Family of Pawlak was very, very poor – tłumaczy cierpliwie, sprawdzając czy oblicze „cioci Shirley” wyraża zrozumienie dla sytuacji ekonomicznej rodziny jej zmarłego ojca, po czym przechodzi do odtworzenia dramatycznych wydarzeń z tego dnia, kiedy to Kargul, orząc swoje pole, zaorał miedzę Pawlaków… Shirley nie może się połapać: kto to jest Kargul? Co on robił? O co poszło? Ania stawia butelkę po coca-coli na tej stronie magazynu, która pełni funkcję kargulowego pola; plastykowy kubek stawia w charakterze Pawlaka na drugiej stronie: ten kubek to John Pawlak, you understand? Butelka to ten duży grandfather, Kargul Władysław, który jest tam na górze w sypialni Johna Pawlaka… Byli więc już protagoniści dramatu: Kargul, który zaorał miedzę Pawlakom i Jaśko, który postanowił go za to ukarać. Nie było tylko tej miedzy, od której się wszystko -zaczęło. Ania odpięła z bioder cioci Shirley nabijany ćwiekami pasek i w charakterze miedzy położyła go pośrodku rozłożonych stron magazynu „Harpers”. A jak teraz dalej odtworzyć przebieg tego historycznego wydarzenia? Jak jest „miedza” po angielsku? Aha, border! Więc poszło owego dnia o border! Dziadek Kargul jako młody chłopak orał swoje pole… Ania nie może znaleźć w pamięci słówka „orać”. Zrywa się z dywanu i odgrywa pantomimę: jej ręce zaciskają się na czepigach wyimaginowanego pługa, twarz wyraża wysiłek oracza, ręka śmiga w powietrzu; poganiając batem konia, aż wpatrzona z uwagą w Anię Shirley klaszcze w dłonie. Już wie o co chodzi: ten duży dziadek orał pole. To plough…
– Off course! To plough! – Ania przypomina sobie słówko „orać” i teraz przesuwa butelkę po coca-coli wzdłuż paska – i dziadek Kargul „zaplajował” feeld of Pawlaki! Kubek uderza w butelkę po coca-coli. Ania bierze zamach; by pokazać, z jakim impetem ojciec Shirley nadział na kosę Kargula. Ale Shirley nie zna takiego narzędzia. Ania gorączkowo szuka w pamięci angielskiej nazwy, ale prędzej przychodzi jej na myśl symbolicz na postać, która często jest pokazywana właśnie z kosą. Rysuje szminką na lustrze złożoną z piszczeli kostuchę z kosą w ręku. Shirley klaszcze radośnie w dłonie: teraz już wie, z czym jej ojciec rzucił się na tego dużego sąsiada: It is scythe! – Sure! – cieszy się Ania i kontynuuje swoją relację z dalekiej przeszłości, nie wiedząc nawet, że z góry śledzą każdy jej ruch i każde słowo dwie pary oczu.
– I twój tatuś tą kosą przebił dziadka Kargula i przez to musiał uciekać do Ameryki, żeby nie siedzieć w więzieniu za obronę swojej ziemi! – To nie mógł wziąć adwokata, skoro naruszono jego własność? – rzeczowo spytała Shirley. Ania zrozumiała, że choć dzieli je różnica trzech lat, to właściwie żyją w dwóch różnych czasach. Jak ma wytłumaczyć cioci Shirley, że pół wieku temu w Krużewnikach rodziło się bez lekarza, broniło się swego bez adwokata, tylko umierało się z panem Bogiem? Pewnie ciocia Shirley, słysząc słowo „ziemia”, wyobraża sobie bezkresne przestrzenie jakiegoś rancza, a rodzinę swojego ojca widzi wśród stada bydła w kowbojskich kapeluszach jak bohaterów westernu. A prawda była taka, że po stronie Kargula pasła się jedna chuda krowina, a na wygonie Pawlaków stary wałach. A tej ziemi lemiesz pługa zaorał wtedy ledwie na trzy palce szerokości! – Three fingers? – Shirley sądzi, że źle zrozumiała, ale Ania kładzie trzy palce na nabijanym ćwiekami pasku, który gra tu rolę miedzy. Shirley nie może uwierzyć, że zaoranie ziemi o szerokości jej paska zdecydowało o pojawieniu się Johna Pawlaka w Ameryce.
– Three fngers? – upewnia się jeszcze, patrząc uważnie na usta Ani. Ania z powagą potwierdza to skinieniem głowy i wskazuje na lustro, gdzie widnieje namalowany krwawą szminką wizerunek kostuchy…
– Alfabetka jedna! – prychnął wściekle Pawlak, śledząc w napięciu wydarzenia w living-roomie.
– Co chcesz – Kargul był przekonany, że ten epitet odnosi się do córki Johna – taż skąd dziki może wiedzieć, jaką my bidę za sanacji cierpieli. Pawlak poderwał się i szeptem wtłoczył mu w samo ucho, że nie o tę Sirlej mu idzie, tylko o Anię: durna bźdźągwa z niej! Jakie trzy palce?! Przecie Władek odkroił wówczas ziemi co najmniej na szerokość grobu, w którym dziś Jaśko spoczął! Wyciągnął ramiona, jakby obejmował w tej chwili niewidoczny pień zdrowego dębu.
– Czarnym możesz takie ciemnoty wpierać, ale nie swoim! – warknął Kargul.
– Żeby Jaśko żył, tak on by tobie przypomniał, ile ty naonczas gruntu zacharapczył! -Twój Jaśko to zawsze bezlitośnie chytreńki był -skrzywił się z niesmakiem Kargul, nie mogąc znieść kolejnej próby zakłamania historii.
– Wtedy do Ameryki uciekł, a teraz do nieba. A na żywych wstyd spada! – Ty bambaryło jeden! Ty złodziejski koniosraju! To ty go na poniewierkę skazał, a teraz mu
wymawiasz?! – Kaźmierz wepchnął Kargula do sypialni, zapierając się nogami, jakby pług prowadził, a nie sąsiada.
– Dobrze, że ja sierp mam pod ręką, bo czyjaś głowa spadnie! Słysząc nie pierwszy raz tę obietnicę Pawlaka, Kargul odpowiedział nieomal rutynowym zwrotem, że głupsza spadnie. W tej chwili głowa Kaźmierza ubodła go w wątrobę. Kargul zrobił trzy kroki do tyłu, i zwalił się na plecy, aż jęknęło szerokie łoże. Pawlak spadł na niego tygrysim skokiem i wdusił jego głowę w poduszki.
Читать дальше